Lorenzo De Felici to rysownik, którego polski (i nie tylko) odbiorca komiksów skojarzy najprędzej, jeśli w ogóle, z napisanym przez Roberta Kirkmana Oblivion Song. Ja osobiście podchodzę ostrożnie do autorskich projektów artystów obecnych w mainstreamie dzięki współpracy z uznanymi scenarzystami, jakby utalentowani nie byli, nie każdy bowiem może być kolejnym Danielem Warrenem Johnsonem. Coraz częściej przekonuję się jednak, że to w odpowiedzialności za warstwę graficzną może kryć się prawdziwe zrozumienie tego medium i talent do opowiadania historii. Kroma jest w stanie posłużyć za kolejny przykład udanego efektu takiej samodzielnej wycieczki.
Tytułowa Kroma to młoda dziewczyna, której otaczający świat od najmłodszych lat wmawiał rolę ostatecznego zła. W oczach nieświadomych mieszkańców Bladego Miasta była potworem, w swoich zresztą też. Właśnie oczy zresztą są tutaj elementem kluczowym: piękne, heterochromiczne tęczówki dla społeczeństwa pogrążonego w bladości są jedynie zagrożeniem. Barwa to bowiem śmierć, to nieprzewidywalność dziczy otaczającej ostatni bastion ludzkości w rzeczywistości opanowanej przez bestie pod władzą Króla Kolorów. Nie dla wszystkich jednak sprawy są tak… czarno-białe. Młody Zet dostrzega w wyklętej coś więcej, a skutki jego empatii zaburzą ten wymagający wielu poświęceń porządek.
Już po powyższym opisie możecie się pewnie spodziewać, że kolor w Kromie odgrywa bardzo znaczącą rolę. To, co z początku może wydawać się jedynie zabiegiem stylistycznym, szybko okazuje się faktycznym i bardzo istotnym elementem świata przedstawionego. Trudno w takich okolicznościach nie rozpocząć omówienia komiksu od jego warstwy graficznej. De Felici czuje tę formę wyrazu całym sobą i choć znam wielu rysowników o bardziej piorunującym skillu w zakresie żonglowania kadrami, szczegółowości czy nawet cieniowania, to z twórczością tego gościa chciałbym mieć okazję obcować jak najczęściej. Zrobiła na mnie wrażenie głównie powściągliwość w zakresie tonacji, paleta barw jest niewielka i jej poszczególne elementy autor wykorzystuje zawsze w konkretnym celu. Akcję poprowadzoną jego ołówkiem śledzi się z ogromną łatwością i wydaje się, że równie łatwo przychodzi mu osiągnięcie tego efektu. Stylistycznie lądujemy dosyć daleko od realizmu, ale też i lekkie ukierunkowanie w bajkowość ze szkoły Disneya nie prowadzi kreski w rejony infantylności. Widać to zwłaszcza w perfekcyjnie wyrażającej emocje mimice. Poza tym jest stosunkowo prosto, nie prostacko, a technika konturowania unika nudnej przewidywalności. Najłatwiej będzie mi określić stronę wizualną Kromy jako apogeum przyjemnej plastyczności, artyzm i funkcjonalność w zakresie medium komiksowego zarazem.
Tę samą prostotę znajdziemy zresztą w fabule, choć nie brakuje tutaj drobnego, ale wyraźnego niuansu. Kroma opowiada historię krótką, która po równo dawkuje emocjonalne piękno i przejmującą brutalność. Solidną podstawą całej narracji jest świetny worldbuilding. Autorowi udało się bardzo szybko przedstawić nam świat zbudowany na przyjemnie kreatywnym założeniu, ograniczenie się do podstawowych informacji w zupełności wystarczy każdemu czytelnikowi do zrozumienia rządzących tu reguł. Dzięki temu łatwo też wczuć się w losy bohaterów, na których poznanie nie mamy przecież zbyt wiele czasu, ich motywacje zresztą też są od pierwszych chwil bardzo zrozumiałe. Z marszu wiemy, kto tu jest zły, co może być źródłem tego zła i komu powinniśmy kibicować. De Felici jednak nie skąpi też nam mniejszych i większych zaskoczeń. Najbardziej urzekł mnie fakt, że w formie niemalże metanarracyjnego komentarza, nic w świecie Kromy nie jest czarno-białe. Nie chcę ryzykować spoilerów, ale nie spodziewajcie się tutaj naiwnie baśniowego, moralnie oczywistego zakończenia.
Aż chciało by się rzec, że minusem tego komiksu jest jego długość. Szkoda tak dobrze przedstawionego świata na opowieść tak szybko docierającą do zakończenia. Byłem prawie zawiedziony, gdy patrząc na grzbiet tomu nie dostrzegłem cyferki „1” mogącej sugerować jakąś kontynuację. Mimo to nie potrafię doszukać się tutaj wady. Kroma nie przeciąga swojego potencjału i kończy się dokładnie tam, gdzie zaplanował to autor. Jak rzadko kiedy, naprawdę trudno mi tu znaleźć jakieś definitywne zgrzyty. Nie dam temu komiksowi maksymalnej noty tylko i wyłącznie dlatego, że miałem do czynienia w życiu z pozycjami, które mocniej zapisały mi się w pamięci. Poza podium absolutnych arcydzieł Kroma jest więc „jedynie” doskonała.
Przy całym swoim zachwycie zdaję sobie sprawę z funkcji, jaką powinna spełniać recenzja, więc ostrzegam: to nie jest komiks dla każdego. Kroma może się niektórym wydać historią bezcelową, fantazyjną popisówką autora i studium światotwórstwa w skoncentrowanej formie. W zakresie tego medium to właściwie sztuka dla sztuki, ale odległa od dzieł zwykle tak charakteryzowanych ze względu na swój bardzo niepretensjonalny charakter. Lorenzo De Felici stał się tu dla mnie mistrzem samokontroli, bo nie rzuca się z motyką na Słońce ani w zakresie aspiracji fabularnych, ani w kwestii własnego talentu graficznego (choć ten jest ogromny). Piękny komiks, który w całej swojej prostocie ani na moment nie ociera się o banał.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Kroma
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Lorenzo De Felici
Rysunki: Lorenzo De Felici
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Typ: komiks
Gatunek: fantasy, dramat
Data premiery: 20.03.2024
Liczba stron: 192
ISBN: 9788367725231