SIEĆ NERDHEIM:

Żywot Klausa wśród żywotów świętych. Recenzja komiksu Klaus

KorektaLilavati

klaus

„Nie oceniaj książki po okładce”, napomina znane przysłowie. Poza uniwersalnym zastosowaniem na płaszczyźnie stosunków międzyludzkich mądrość ta pozostaje aktualna podczas praktyk czytelniczych, czy raczej – oglądowych, poprzedzających samą lekturę (i możliwy zakup). Ale jakoś to tak już jest, że pewne okładki to lep na oczy. W szczególności dotyczy to komiksów. Świetnym przykładem takiego przyciągania jest Klaus – efekt spotkania topowego scenarzysty Granta Morrisona i młodego rysownika Dana Mory, zdobywającego dzięki tej współpracy pierwsze poważne szlify w swojej karierze.

Zanim otworzyłem komiks, długo obracałem go w rękach – wspaniałe wykończenie, złocenia, obejmujące krawędzie stron i elementy okładkowej grafiki, wymownie łączącej ikonografię chrześcijańską z motywami właściwymi bardziej pierwotnym kultom, nordycka runa, subtelnie wkomponowana w grzbiet tego pokaźnego tomu – wszystko to wespół z nazwiskiem scenarzysty złożyło się na miarodajną obietnicę nietuzinkowych wrażeń. Cóż, nie było wyjścia, trzeba było dać Klausowi pierwszeństwo przed innymi czytelniczymi propozycjami. I co znalazłem w środku?

klaus1

Na starcie baśń zagarnęła mnie pod swoje skrzydła odwieczną formułą („Dawno, dawno temu…”), by po kilku kadrach postawić oko w oko z surowo łypiącym spod ośnieżonego kaptura archetypem roleplayowego łowcy (szczątkowość okrywającego jego tors ubioru wskazywała na to, iż surowość charakteru przewyższa natężeniem lokalne warunki atmosferyczne). To właśnie Klaus. Schodzi z gór do miasta, sprzedać skóry. I nawet nie podejrzewa, że rychło będzie musiał się zatroszczyć o całość własnej. Bo gród, dawniej miły i wesoły (zwłaszcza w czas nadchodzącego właśnie święta Jul), teraz sprawia przygnębiające wrażenie. Za ten stan rzeczy odpowiedzialny jest lord Magnus, który zarządził pośród mężczyzn przymusowe prace w kopalni węgla i zakazał dzieciom posiadania zabawek. Szlachetność i prawość Klausa nie licują z manierami straży, które widać nieraz sprawdziły zasadność maksymy nec Hercules contra plures, nie uwzględniając wszak przy takiej konfrontacji udziału oswojonego wilka (dokładnie wilczycy), pomagającego poturbowanemu Klausowi w ucieczce do jego górskiej kryjówki. Tam, po zastosowaniu leczniczej magii i przelaniu swego smutku, wywołanego niedolą pozbawionych źródła radości dzieci, w grę na fujarce, Klaus wpada w niekontrolowany, bliski szamańskiemu, trans. Budzi się z niego pośród mnóstwa zmyślnych zabawek i zaszokowany zadaje sobie kluczowe dla dalszej opowieści pytanie: „I co ja mam teraz zrobić?”

klaus2

Oto macie kompletne streszczenie pierwszego rozdziału komiksu. Zostało ich jeszcze sześć. I choć nikt nie ma chyba wątpliwości, czyjej kariery początkom będziemy tutaj świadkować, gwarantuję, że w niczym to nie psuje zabawy towarzyszącej dalszej lekturze. Bo tak też należy potraktować wariację Morrisona na temat świętego Mikołaja – jako błyskotliwą zabawę w konwencji heroic fantasy, z wykorzystaniem bogatego źródłowego materiału, na który składają się nordyckie korzenie ogólnie znanych bożonarodzeniowych obrzędów, staroniemiecki folklor i druidzkie praktyki. Oczywiście stary wyga, jakim jest Morrison, tworząc taki ambitny apokryf, nie zapomniał o rozliczeniu się z popularnym wizerunkiem świętego Mikołaja i w przewrotny sposób uwiarygodnił przesłanki, z których składa się jego dzisiejszy obraz: czerwono-biały strój, pilotowanie sań czy dobroduszne „Ho, ho, ho!”

Wszystko to odbywa się z poszanowaniem klasycznych reguł baśni – dobro i zło mają jasno określonych reprezentantów, natura ludzka w jednych postaciach upada, w drugich zostaje wyniesiona, dawna miłość odżywa, a nadzieja ma zapewniony byt w osobach dzieci. Bo to w końcu o nie i dla nich toczy się cała batalia.

Morrison równie skrupulatnie wyzyskuje etymologię imienia bohatera i nie bez powodu włącza go w swojej interpretacji w szereg wspomagających lud szlachetnych rozbójników. Rozbicie zniewalającego ustroju, różnych postaci feudalizmu, to kolejna krzepiąca myśl, jaką autor wiąże z czasem beztroskiego świętowania, które zamykająca baśń formuła ujmuje w udzielny wszystkim stan długiego i szczęśliwego życia. Pięknie? Pięknie!

Zaimponowało mi wyczucie, z jakim Morrison operuje naraz delikatnym baśniowym nastrojem i epickością właściwą nordyckim sagom, nie popadając w przesadę, zarówno gdy chodzi o patos, jak i komizm. Jasne, mruga do czytelnika, ale nie obśmiewa wzorca, z całą sympatią i powagą, według mnie, odnosząc się do powołania Klausa, jakim jest „niesienie światła w mroku”. Oczywiście pozostając na poziomie baśni.

klaus3

Pomagają mu w tym (choć nie zawsze) rysunki, na które podczas pierwszej lektury mocno kręciłem nosem, nie znajdując w nich potwierdzenia dla entuzjastycznych ocen zamieszczonych na tylnej okładce. Jest to, owszem, solidne, amerykańskie rzemiosło, wyraźnie naznaczone cartoonową ekspresją, sprawdzoną przez disneyowskich animatorów, ale nie nosi ono znamion wyróżniającego się stylu, zdecydowanie bardziej ilustruje samą akcję niż współuczestniczy w narracji. Mora stosuje typowe dla komiksów akcji ujęcia, sporo też u niego mangowych rozwiązań, najlepiej wypadają w jego wykonaniu śnieżne i nocne plenery z pierwszej części komiksu. Fantazjowałem sobie, czy nie lepiej zrobiłaby opowieści bardziej realistyczna lub dzika kreska (odpowiednio wzorem Thorgala i Slaine’a), ale w sumie odpowiada to konwencji i, wciąż wzorem baśni, ujmuje świat przedstawiony w czytelne, proste ramy, czy właściwie kadry, gdzie znajdzie się wszak miejsce dla cudowności, która może też przybrać postać koszmaru, jak to ma miejsce w przypadku postaci Krampusa.

Klaus to komiks spełniający wszystkie warunki opowieści o cyklicznym charakterze. Opowieści, której treść zachowuje się w sobie, a przy tym czeka się na jej powtórne wybrzmienie. Niezależnie od tego, czy odnajdziecie ją w dziele Morrisona i Mory, z pewnością święty Mikołaj nigdy już nie będzie dla was tym samym Mikołajem. Na ho, ho, ho honor!

A wydawnictwu KBOOM dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Klaus
Wydawnictwo: KBOOM
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Dan Mora
Typ: Komiks
Gatunek: Fantasy
Data premiery: 04.12.2018 r.
Liczba stron: 208

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + bogata źródłowo, pełna smaczków fabuła<br /> + oryginalny splot poetyki baśni i sagi<br /> + uchwycony nastrój świątecznej opowieści<br /> + piękne, staranne wydanie plus galeria okładek</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - schematyczne, choć sprawne rysunki</p>Żywot Klausa wśród żywotów świętych. Recenzja komiksu Klaus
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki