Sztandarem w gwiaździstych przybyszów
Dzień niepodległości znają chyba wszyscy. Wielki kinowy hit specjalisty od widowiskowych, choć zazwyczaj patetycznych i średnio logicznych filmów, wciąż cieszy się popularnością widzów. I to do tego stopnia, że teraz, po dwudziestu latach, do kin wchodzi jego kontynuacja. Jak zawsze w takich przypadkach ruszyła cała machina promocyjna, która nie ominęła także rynku komiksowego, i tak oto już w czerwcu do rąk fanów trafi komiksowa adaptacja pierwszej części filmu. Ale, co warto wspomnieć już teraz, uzupełniona o całkiem sporą ilość materiału, którego nie ujrzeliśmy nawet w rozszerzonej wersji Dnia Niepodległości.
Czwarty lipca roku 1947, Dzień Niepodległości. Nad miasteczkiem Roswell w Nowym Meksyku rozpętuje się potężna burza z piorunami, ale z nieba spada na ziemię także coś jeszcze – dziwny statek nie z tego świata, z którego po katastrofie wydostaje się nie mniej dziwna istota. Miejsce katastrofy, które odnajduje pewien rolnik, szybko zostaje otoczone przez wojsko, to natomiast stara się za wszelką cenę utrzymać wersję, jakoby doszło jedynie do katastrofy balona meteorologicznego.
Mija 49 lat, jest rok 1996, kiedy nagle do Ziemi zbliżają się statki obcej cywilizacji i zaczyna się inwazja. Naukowcy i wojsko starają się za wszelka cenę poradzić sobie z kryzysem, z jakim nigdy wcześniej nie mieli do czynienia. Jakie mogą mieć szanse na zwycięstwo w starciu z technologią przewyższającą ich o całe lata świetlne?
Ten komiks zachowuje ton pierwowzoru, jest więc nieodłączny patos, który wynika już z samego tytułu, jednak w komiksowej formie całość jest bardziej strawna niż film. Może zasługa w tym scenarzystów, Ralpha Macchio („Tansformers”, „X-Men Adventures”) i Phila Craina, a może zmiany medium, ale czyta się to bardzo miło, z klimatem, z humorem i ciekawymi nowymi scenami. A tych ostatnich nie jest wcale mało – właściwie jedna trzecia albumu to nic innego, jak rzeczy niewidziane wcześniej ani w kinie, ani na DVD. Nie ma co zdradzać konkretów, ale warto zaznaczyć, że – poza samym rozwinięciem wątku słynnej katastrofy z Roswell – mamy okazję poznać wcześniejsze losy bohaterów, w tym najważniejszą chyba dla całej historii, opowieść o uprowadzeniu Russella Casse’a, jednej z najciekawszych postaci „Dnia Niepodległości”. Wprawdzie wątki te były wspomniane w filmie, nie mniej miło jest zobaczyć je teraz w pełnej krasie, nie jako wzmiankę jedynie, a samodzielną opowieść.
A skoro o patrzeniu mowa, strona graficzna jest całkiem miła dla oka. Utrzymana w klimacie komiksów z lat 90 (z których zresztą pochodzą), ze stonowaną kolorystyką i prostą, acz udaną kreską, dzięki której bez trudu rozpoznajemy twarze aktorów, jacy wcielili się w postacie na ekranie. Właściwie graficznie i tekstowo mógłby to być jeden z komiksów ze znanej także w Polsce zeszytowej serii Z archiwum X, jaką przed laty wydawało TM-Semic, tylko więcej tu humoru. Co ważne, choć ekipa rysowników składa się z niemałej grupy (Pallot, Erwin, Whigham, Gecko, Kirk, Reed, Moncuse – ludzi spod ręki których wyszły przygody „Punishera”, „Batmana”, „G.I. JOE”, czy „Hulka”), wizualnie komiks pozostaje spójny.
Podsumowując, dla fanów filmu to pozycja jak znalazł, wpasowująca się w nastrój, jaki stworzyła zbliżająca się premiera kontynuacji Dnia Niepodległości, a dla fanów komiksu z fantastyką służącą za motyw przewodni, całkiem niezła opowiastka o tym, jak Ziemianie znów dali odpór inwazji obcych, czasem z „Gwiaździstym sztandarem” na ustach, czasem tym sztandarem walących kosmitów przez przysłowiowy łeb.
Ocena: 7/10
Plusy
+ konstrukcja poziomów
+ powalenie kosmity metodą pięść-twarz – i tu i w filmie to jedna z najlepszych scen
+ nowe sekwencje wprowadzające w całość
+ olschoolowa grafika
Minusy
– został patos
– czasem razi zbyt łopatologicznie wyłożone przesłanie
Autor: Michał P. Lipka