SIEĆ NERDHEIM:

Civil War sauté. Recenzja komiksu II Wojna Zwiastunów

W komercyjnym świecie wyprodukowanie czegoś nie zawsze idzie jak po maśle. Filmy, gry, komiksy i właściwie wszystko, w wytworzenie czego jest potencjalnie zaangażowany jakiś interes, często wykolejają się przez gruz sypiący się z wyższego szczebla. Czekacie na jakiś obiecujący tytuł? A takiego wała, na wasz feed w mediach społecznościowych nagle zaczynają wpadać doniesienia o problemach i zgrzytach. Turbulencje na zapleczu ostatecznie potrafią zrzucić z półek najlepsze produkty, a ocaleńcy z tej traumy prawie nigdy nie wychodzą bez szwanku. Mówię o tym, bo w sam środek procesów kreatywnych mających zrodzić II Wojnę Zwiastunów wbiło się z buta wykupienie Valiant Comics przez DMG Entertainment, jednego ze stosunkowo mniejszych molochów branży rozrywkowej.

Dobra, jak prawo komercyjnej kinematografii nakazuje, zacznijmy od samych Zwiastunów, o czym to jest? Jeśli nie znaleźliście się tu przypadkiem, to pewnie kojarzycie przynajmniej połowę ekipy, a w samym centrum ambarasu znajduje się Livewire, naczelna technomantka Valianta. Ma sobie ona grono podopiecznych superludzi, rząd tradycyjnie uznaje, że co za dużo, to niezdrowo i zaczyna nieszczęśników prześladować. Bohaterka (słowo umyślnie w tym kontekście przesadzone) uznaje globalny terroryzm za adekwatną odpowiedź, co o dziwo nie gwarantuje społecznego poparcia dla jej sprawy. W opozycji stają również jej dawni przyjaciele, znani nam z kart innych serii wydawnictwa Valiant. Tak właśnie rozpoczyna się kopia marvelowego Civil War, która usilnie próbuje udawać, że jest czymś więcej.

W sumie żałuję, że tak wygląda tylko prolog.

Właśnie ze względu na nieudolność tej szarady zaserwowałem wstęp wprowadzający w kontekst. W założeniu ta seria miała być czymś więcej – dwie ekipy kreatywne, pod przewodnictwem Matta Kindta i Erica Heisserera miały pokazać starcie z punktu widzenia obu stron konfliktu. Sądząc po napisanym przez Heisserera prologu można sądzić, że poza ciekawym gimmickiem chodziło o rozrysowanie motywacji postaci, nadanie choćby minimalnej głębi wydarzeniom. To mogą być tylko domysły, ale na pierwszych stronach albumu kroki Livewire wydają się mieć sens, przynajmniej biorąc pod uwagę sytuację. Niestety Heisserer pożegnał się z firmą podczas całej afery z przejęciem i jego brak jest odczuwalny. Bohaterka potem zostaje tylko działającą po omacku terrorystką, z którą trudno sympatyzować. Pozorny konflikt bohaterów też nie niesie ze sobą żadnego ciężaru, bo koledzy po fachu zmieniają zdanie na korzyść protagonistki właściwie jedynie po krótkiej wymianie zdań, choć w jednym przypadku mogła pomóc romantyczna wizja potencjalnego cimcirimcim.

Siłą Valianta do tej pory było robienie tego, co robi Marvel i DC, ino lepiej, dodawanie do oklepanych historii wrażliwości lub, w większości wypadków, dopisanie jakiejś konwencji opartej na innych dziełach popkultury. W II Wojnie Zwiastunów nie zostało z tego nic, a event, wbrew twierdzącemu inaczej marketingowi, nie przebija w żaden sposób podobnych dzieł bardziej znaczących kolegów. Matt Kindt jest dobrym scenarzystą, a odmienność postaci gwarantuje nieco świeżości, ale najwyraźniej nawet on nie mógł wzorowo poradzić sobie z zadaniem przemodelowania złożonej historii. Pozostały z niej strzępy dobrych dialogów i dynamiki charakterów, które nie dostały szansy na rozwinięcie skrzydeł. Trudno mi o tym pisać, bo naprawdę lubię to uniwersum i postacie, ale to pierwszy Valiant zdecydowanie słabszej jakości. Cieszy mnie więc niestandardowe wykorzystanie Bloodshota, bo choć decyzje narracyjne zrobiły z niego postać teoretycznie nieobecną, to fragmenty z jego udziałem były przykładem absurdalnie klawej superbohaterskiej przesady.

Z drugiej strony wizualnie naprawdę trudno narzekać.

Mam jednak taką brzydką tendencję do kierowania całej narracji recenzji w stronę narzekania, gdy uderzy mnie jakiś konkretny zgrzyt. To nadal jest Valiant, jaki znają i doceniają fani tego wydawnictwa. Nawet w niesprzyjających okolicznościach Kindt daje z siebie wszystko, a i wizualnie jest przynajmniej zadowalająco. Pod tym względem również przoduje prolog, rysunki i panelowa robota Raula Allena przywodzą na myśl Mitcha Gerardsa w wersji jeszcze nieco nieoszlifowanej, a odpowiedzialny za ilustracje praktycznie całej reszty Tomás Giorello (możecie go pamiętać z pięknego pierwszego tomu X-O Manowar) dostarcza grafiki na poziomie zwykle nieosiągalnym dla trykociarstwa, stylistycznie trafiające w fantastykę starego kontynentu. Nie musi to oczywiście od razu oznaczać artystycznej perfekcji, ale odróżnienie od plastikowej amerykańszczyzny jest zawsze mile widziane, zwłaszcza przy tak wysokim poziomie umiejętności technicznych.
Dodajcie do tego Diego Rodrigueza, kolorystę potrafiącego nie spartolić delikatnej kreski niedopasowaną paletą i dostajemy dzieło graficznie rekompensujące część przewinień fabularnych.

Stało się, to zapowiedziany przeze mnie już dawno temu moment, gdy muszę psioczyć na komiks wydany przez Wydawnictwo KBOOM. Szczerze mówiąc to nadal lepsze czytadło od przynajmniej połowy wydawanego u nas superbohaterstwa, rzecz wywodząca się z naprawdę ambitnych chęci i artystycznych aspiracji, którą ograniczyło (prawdopodobnie) ciśnienie związane z korporacyjnymi naciskami. Zawsze miło mi obserwować nawet względnie popularne komiksy z tego gatunku pozbawione logotypu Marvela lub DC Comics, więc pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nowe szefostwo Valianta ogarnie ile wartości niesie w sobie odwaga w odstępstwach od bezpiecznej normy i przyzwolenie na kreatywną swobodę twórców.

Wszystkie róże mają kolce, a niektóre wżerają Ci się w mięśnie.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: II Wojna Zwiastunów
Wydawnictwo: KBOOM
Autorzy: Matt Kindt, Eric Heisserer, Tomás Giorello, Raúl Allén, Patricia Martín, Adam Pollina
Tłumaczenie: Marek Starosta
Data premiery: 03.12.2021
Liczba stron: 176

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
W komercyjnym świecie wyprodukowanie czegoś nie zawsze idzie jak po maśle. Filmy, gry, komiksy i właściwie wszystko, w wytworzenie czego jest potencjalnie zaangażowany jakiś interes, często wykolejają się przez gruz sypiący się z wyższego szczebla. Czekacie na jakiś obiecujący tytuł? A takiego wała, na...Civil War sauté. Recenzja komiksu II Wojna Zwiastunów
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki