SIEĆ NERDHEIM:

Niedobrana para. Recenzja komiksu Green Lanterns Volume 1: Rage Planet

Green Lanterns

Przy okazji omawiania Justice League: The Extinction Machines z nowej linii DC wspomniałem o wątku duetu Green Lanterns, stanowiącego jaśniejszy punkt tamtej produkcji. Teraz, dzięki uprzejmości DC Comics, mogłem przekonać się naocznie, czy intrygujące postacie strażników kosmicznego sektora 2814 mają na tyle potencjału, by uciągnąć własną serię. Niniejsze wydanie zbiorcze zawiera jednoodcinkowe wprowadzenie do uniwersum Rebirth oraz pierwszych sześć odcinków serialu.

W opowieściach o Korpusie Zielonych Latarni pokazywano całe spektrum stylów, gatunków i postaci. Wszyscy ziemscy Green Lanterns – od buntowniczego Hala Jordana, przez pysznego Guya Gardnera, zrównoważonego Johna Stewarta, po kreatywnego Kyle’a Raynera – nosili szmaragdowo-białe wdzianko i pierścień. Każdy był jednak wyjątkowy, przeżywał własne przygody, a jego charakter ewoluował z czasem. Ścieżki tych bohaterów krzyżowały się wielokrotnie, szczególnie w momentach, gdy wszechświat znajdował się w opałach na skutek machinacji Strażników (swoją drogą , gdyby pozbyć się tych niebieskoskórych niziołków, zniknęłaby większość problemów kosmosu; czyżby Sinestro miał rację?). Każda z Latarni świeciła jednak własnym światłem. Aż do teraz. Para Green Lanterns z nowej serii dobrana jest zasadzie znanej z typowych buddy movies – czyli wcale… Oboje bohaterów występowało już w poprzedniej inkarnacji uniwersum DC (New 52), dopiero w Rebirth muszą ze sobą współpracować – na polecenie szefa.

Rage Planet opening

Jessica Cruz trzy lata spędziła zamknięta we własnym domu; obawiała się, że mafiozi, którzy rozstrzelali grupę jej przyjaciół, powrócą, by dokończyć dzieła. Ten lęk wyczuł Pierścień Volthooma (pochodzący od zabitego Power Ringa, członka Syndykatu Zbrodni z Ziemi-3) i postanowił wykorzystać Jessicę do własnych niecnych celów. Mimo że bohaterka początkowo uległa mocy artefaktu, to na szczęścieopanowała się w porę dzięki interwencji Batmana (czyżby Gacek miał receptę na całe zło wszystkich światów?). Po wojnie z Darkseidem, w której nieomal zginęła, Jessica dołączyła do Korpusu Zielonych Latarni.

Historia Simona Baza jest dłuższa, gdyż sięga samych początków New 52. Naszego bohatera, Amerykanina o libańskich korzeniach, poznajemy w nieprzyjemnych okolicznościach – siedzi w Guantanamo podejrzany o współudział w zamachu terrorystycznym.Na szczęście z więzienia wydobywa go pierścień mocy pochodzący od najpotężniejszych Latarni – Hala i Sinestro. Simon pojawiał się i znikał przez cały czas istnienia New 52, kiedy współtworzył między innymi Amerykańską Ligę Sprawiedliwości.

Rage Planet Guardian

Niełatwa współpraca między tymi dwojgiem rozpoczyna się w chwili, gdy odbierają jednoczesne wezwanie do lądującego na Ziemi niezidentyfikowanego pojazdu kosmicznego. Jest to przygotowany przez Hala Jordana test na umiejętność współdziałania. No cóż –oblewają go oczywiście. Egzaminator z właściwą sobie subtelnością postanawia jednak wymusić współpracę, łącząc baterie mocy obojga w jedną. Tym sposobem, by doładować swoje pierścienie, muszą jakoś się dogadać i zrobić to wspólnie. Chcąc nie chcąc, Simon i Jessica starają się działać jak drużyna. Jest to dość trudne, zważywszy na ich odmienne osobowości. On jest przekonany o własnej nieomylności i najpierw coś robi, a później myśli, natomiast ona myśli zdecydowanie za dużo, ma zaburzenia lękowe i niską samoocenę. Dialogi i kłótnie między postaciami stanową mocny punkt tej serii. Hal leci załatwiać swoje kosmiczne sprawy, pozostawiając tę niedobraną parę na straży Ziemi i Sektora 2814. Nasza dwójka niemal od razu musi zmierzyć się z wyzwaniem, które zmusi ich do pomagania sobie nawzajem.

W USA wybucha epidemia wściekłości. Ludzie masowo ulegają przemianie, świecąc oczami na czerwono i z wrzaskiem rzucając się na przechodniów. W Arizonie wyłania się dziwna, krwistoczerwona konstrukcja, przypominająca architekturę z płócien Beksińskiego. To oczywiście sprawka Czerwonych Latarni oraz ich przywódcy Atrocitusa. Przekształcając Ziemię w tytułową Rage Planet, chcą oni zapobiec nadchodzącej zagładzie swego rodzaju. Przybywają na naszą planetę, by dopilnować tej piekielnej terraformacji. Właśnie adwersarze wydają się być najsłabszym ogniwem historii, są bowiem przedstawieni dość stereotypowo – ot, mają nietoperzowe skrzydła, wzrok dziki, a wygląd ogólnie potworny. Z drugiej strony szef najeźdźców nie jest bezmyślnym monstrum napędzanym szałem – w jakiś pokrętny, psychotyczny sposób wyjaśnia swoje postępowanie. Centralnym punktem Rage Planet nie są jednak widowiskowe starcia zielonych z czerwonymi, lecz zmagania tytułowych bohaterów z własnymi ograniczeniami i uprzedzeniami. Jessica i Simon rozwijają się, zmianie ulega też relacja między nimi. Ważnym punktem fabuły są również związki Green Lanterns z bliskimi – krewni dają im motywację do działania, a superbohaterowie nie żyją w społecznej próżni.

Rage Planet Simon Baz

W dialogach sporo jest nawiązań do popkultury, zaś „przyziemne” sytuacje dotyczą bardzo współczesnych problemów, takich jak terroryzm czy niechęć do muzułmanów. Poprzedni Członkowie Korpusu Zielonych Latarni bardzo często mieli społecznikowskie zacięcie, którego brakuje w obecnych serialach komiksowych. W Green Lanterns Volume 1: Rage Planet zachowano świetną równowagę pomiędzy komentarzem socjologicznym a efektowną rozwałką. Czy Jessica i Simon zasługują na własny tytuł? Tak, tak – po trzykroć tak.

    Tytuł: Green Lanterns Volume 1: Rage Planet (Rebirth)
    Scenariusz: Geoff Johns, Sam Humphries
    Rysunki: Robson Rocha, Ethan Van Sciver
    Wydawnictwo: DC Comics
    Rok wydania: 2017
    Liczba stron: 165

NASZA OCENA
8/10

Podsumowanie

Plusy:
+ różnorodne charaktery głównych bohaterów
+ niezłe dialogi
+ odwołania do popkultury
+ komentarz do współczesnych zjawisk

Minusy:
– dość stereotypowi przeciwnicy

Sending
User Review
3 (2 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin „Martinez” Turkot
Marcin „Martinez” Turkot
Jestem geekiem trzydziestego któregoś poziomu, a także niepoprawnym fanboyem Supermana. W magisterce pisałem o związkach komiksu superbohaterskiego z mitami. W życiu zajmowałem się redagowaniem czasopisma o grach fabularnych i planszowych, tłumaczeniami gier, moderowaniem forów, pisaniem tekstów dla największego polskiego portalu internetowego oraz do "Tygodnika Powszechnego". Obecnie pracuję w reklamie. Uwielbiam komiks, w szczególności frankofoński, oraz animacje wszelakiego rodzaju (może poza anime, na którym się nie znam). Od ponad 20 lat gram w erpegi. Na gry komputerowe nie starcza mi już czasu...
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki