
Konia z rzędem temu, kto znajdzie choćby jeden tekst, w którym jakoś konkretnie krytykuję Eda Brubakera, no nie da się i to się raczej prędko nie zmieni. Przedawkowałem ostatnio jednak wszelkie historie orbitujące wokół serii Criminal z Reckless włącznie i zacząłem się zastanawiać, czy Edek nie jest takim komiksowym Ubisoftem, co to ciągle te same rzeczy nam sprzedaje w różnych ciuszkach. Spoiler alert – nie jest, a nawet gdyby był, to pisze scenariusze zbyt dobre, by czepiać się w nich powtarzalności schematów. Friday pod wieloma względami również wpisuje się w strefę komfortu autora, ale jednocześnie pokazuje, jak zaszczepić w tytule wyjątkowość bez odbiegania od rozpoznawalnego sznytu.
Jest tajemnica, bo w tym gatunku to wymagane. Tajemnica ta ma charakter lekko kryminalny, bardziej paranormalny w sumie, ale dla mieszkańców King’s Hill taki mistycyzm dnia codziennego i dziwne dźwięki dobiegające nocą z lasu nie są niczym dziwnym. Tytułowa Friday Fitzhugh uciekła przed tym małomiasteczkowym życiem do koledżu, zostawiając też przy okazji za sobą sporo demonów młodzieńczego wstydu. Powrót w rodzinne strony każe jej mierzyć się nie tylko ze złem ukrytym w ciemności, ale również z samą sobą.

Strasznie poważnie zabrzmiało, ale Friday to jest w sumie bardzo mroczny komiks, czego przy young adult można się spodziewać. Imię protagonistki też nie znalazło się na okładce przypadkiem, bo w przeciwieństwie do wielu historii tego typu, na pierwszym planie nie króluje tutaj spowite grozą miasteczko ani grupa domorosłych badaczy morderczych tajemnicy. To właśnie Friday, jej przeżycia i przemyślenia, są trzonem narracyjnym tego albumu i dla niektórych takie stężenie nastoletniej introspekcji może być przesadą. Wątpienia w siebie i lęku przed konsekwencjami mało przemyślanej impulsywności jest tu zdecydowanie więcej niż szperania po krzakach w poszukiwaniu ezoterycznych dziwactw. Mi to pasuje, nie każdemu musi.
W gruncie rzeczy to nadal rasowy komiks Brubakera – lekko romansująca z neo-noir intryga, w której złodupny główny bohater kmini o meandrach swego życia z papierosem w gębie, rozwiązując przy okazji jakąś zagadkę. Tym razem jednak twardogłowym detektywem jest młoda dziewczyna, ale to nie ten aspekt świadczy o wyjątkowości Friday. Na mnie wrażenie zrobiła głównie podwójna subwersja sztamp. Z jednej strony mamy takie typowe Stranger Things, ale już po latach świetności grupy ciekawskich dzieciaków. W czasach, gdy starają się wejść w dorosłość i zostawić za sobą nadnaturalne maniany. Z drugiej strony jest nawet mocniejsza zagrywka, przemaglowanie fabuł w stylu Garden State czy Sweet Home Alabama. Tutaj również bohaterka wraca na stare śmieci i odkrywa, że czas pod jej nieobecność się praktycznie zatrzymał, ale paradoksalnie to właśnie ona z marszu obejmuję pozycję postaci nieszczególnie zadowolonej z życia. Jej przyjaciel, Lancelot Jones (który zasługuje na własny spin-off przygodowy), utknął w swojej gówniarskiej roli i absolutnie mu to nie przeszkadza.

Brubaker stwierdził też, że napisał ten scenariusz specjalnie pod rysunki Marcosa Martina i to widać. Trzeba jednak doprecyzować – chodzi bardziej o szkołę prezentowaną przez artystę przykładowo w stworzonym z Brianem K. Vaughanem Private Eye, zdecydowanie bardziej swobodną stylistycznie w porównaniu do jego (wciąż kapitalnych) dzieł superbohaterskich. Najbardziej to widać w kreskówkowo rozszerzonych twarzach, ale i bardzo szczegółowe architektonicznie tła (typowe dla Martina) nakreślone są kreską nieco bardziej chwiejną i szarpaną, co nadaje warstwie graficznej lekko niezależnego fasonu. Coś pomiędzy starymi bajami z Nickelodeon i tymi wszystkimi zaskakująco głębokimi klikanymi grami przygodowymi. Panele grają w sekwencyjność bezbłędnie, trafiają się spektakularne odstępstwa od prostokątnej normy w znaczących momentach, a kolory autorstwa Muntsy Vicente robią ogromne wrażenie. Paleta kilkunastu barw na każdą scenę, zwykle jeden albo dwa kolory zdecydowanie kontrastujące z resztą stonowanego kompletu. Jedna z tych kolorystek, które podkreślają wyjątkowy charakter swojej specjalizacji artystycznej.

Jeśli miałbym coś Friday zarzucić, to byłaby to chyba jedynie pewna decyzja fabularna i wcale nie chodzi tu o jej narracyjną jakość. Po prostu wkurzyłem się, że coś się stało, bez spoilerów. Zdaję sobie jednak sprawę, że nawet to niezadowolenie dowodzi jedynie skuteczności tego komiksu w budowaniu czytelniczego zaangażowania, inaczej bym się nie przejął. Jak wspomniałem wcześniej, niektórym może nie przypasować skupienie scenariusza na wewnętrznej teen dramie bohaterki, ale ja doceniam w sumie rzadko spotykaną w tym gatunku dojrzałość i samoświadomość tych rozkmin. Są one zresztą punktem wyjściowym dla mrocznej, baśnowej tajemnicy, której dalszy ciąg ogromnie mnie interesuje. Kolejny doskonały komiks od Brubakera i następny powód do radości z powstania na naszym rynku nowego wydawnictwa. Oby tak dalej, szanowne Nagle!.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Friday, księga pierwsza: Pierwszy dzień świąt
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Marcos Martin, Muntsa Vicente
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Typ: komiks
Gatunek: thriller, tajemnice, horror
Data premiery: 26.04.2023
Liczba stron: 120
EAN: 9788367725026