Dopiero co twierdziłem przy recenzji Parkera od Nagle! Comics, że ja to zwykle potrzebuję mieć w komiksie jakiegoś bohatera, z którym mogę sympatyzować, a tu wjeżdża Foligatto z tej samej stajni, całe na czerwono, i krzyczy mi do ucha „gówno prawda!”. Wszystko zależy najwyraźniej od koncepcji, od klimatu i motywów przewodnich. To one właśnie czynią z ilustratorskiego debiutu Nicolasa de Crécy niepozorny diamencik o kanciastych brzegach – tytuł ogromnie ciekawy, przynajmniej dla gościa wciąż stawiającego w komiksie europejskim może nie pierwsze, ale nadal niepewne kroki.
Głównym bohaterem i katalizatorem kuriozalnych wydarzeń w Foligatto jest bowiem Eccenihilo (ex nihilo?) – miasto, w którym źle się dzieje. Dziwna fuzja wypizdówka i wiktoriańskiej metropolii przegrywa z natężeniem nieboskich uczynków. W celu rozluźnienia napięć ma odbyć się karnawał, podczas którego groteskowi mieszkańcy będą mieli okazję się wyszumieć, uskutecznić Sodomę i Gomorę na pełnym legalu. Włodarze nie zapominają jednak o kulturze, więc wisienką na torcie festiwalu rozpusty ma być występ tytułowego Foligatto – światowej klasy śpiewaka pochodzącego nieprzypadkowo właśnie z Eccenihilo. Wizyta znamienitego artysty działa tu jak ten przysłowiowy klocek uderzający w wiatrak.
Sam wiatrak kręcił się jednak dosyć intensywnie już wcześniej a powietrze przezeń roztaczane niekoniecznie pachniało fiołkami i lukrecją. Eccenihilo bowiem przypomina mi, z braku lepszego porównania, miasteczko Silent Hill przepuszczone przez baśniową estetykę. To miejsce zatopione w potępieńczym limbo, koncentracja nieszczęścia i teatralnie zabawnej grozy, które teoretycznie jest częścią jakiegoś większego świata, ale pozwala się odbierać jedynie jako samodzielne uniwersum. To również kraina na granicy surrealizmu i magicznego realizmu, Rodzina Adamsów z mniejszą ilością kretynizmów (albo po prostu bardziej eleganckim humorem). Trudno oprzeć się wrażeniu, że to miejsce istnieje jedynie w oczekiwaniu na powrót Foligatto.
Artysta wciąż jednak nie jest tutaj protagonistą, w gąszczu barwnych i karykaturalnie krypnych postaci w ogóle brak takowego i absolutnie mi to nie wadzi. Pod przewodnictwem Alexiosa Tjojasa płyniemy sprawnie na gęstym nurcie abstrakcyjnych wydarzeń do celu, jakim jest eskalacja z posępnej komedii w zwieńczenie przywodzące na myśl klasyczne dramaty sceniczne. Od początku do końca wszystko sprawia wrażenie błazeńskiej farsy, co może odwrócić naszą uwagę od całkiem poważnych tematów poruszanych w fabule z opłakanymi skutkami rodzinnej presji na czele. Oczywiście w narracji wiszącej na ramach koszmarnego oniryzmu nie ma co liczyć na przyziemne wnioski, ale tragizm sytuacji jest namacalny.
Wielu uzna jednak, że fabularnie to niekonkretna pierdółka – koncert, w którym pierwsze skrzypce gra duszna atmosfera dziwactw i niedomówienia usprawiedliwione podejściem podobnym do uproszczonej wątkowo szkoły literackiej Haruki’ego Murakami. Ja pewnie przesadzam i sobie dopisuję, ale widzę tutaj też egzystencjalizm, a raczej jego satyryczne zaprzeczenie odcinające się jakimś cudem od nihilizmu. Foligatto z premedytacją wykorzystuje pesymistyczne strony tej filozofii jak otaczającą nas pustkę, samotność i generalny defetyzm typowy dla takiego biadolenia, a następnie podkręca intensywność do komicznych poziomów przez wypaczenie rozważań o dążeniu do równowagi. Całkowicie eliminuje też motyw ludzkiej woli z rozpraw o moralności, bo w Eccenihilo makabra toczy się jakby samowolnie, a jeśli jest w niej udział jednostek, to raczej dziki i instynktowny. Powtarzam, prawdopodobnie jest to mocna nadinterpretacja, ale Foligatto zmotywowało mnie do poszukania odpowiedzi na pytanie „Jaką szkołę myśli mi to przypomina?”, a odnalezienie jej mocno ubarwiło mój odbiór lektury, polecam.
A właśnie, rysunki! Pogrążyłem się w empirycznym pierdzieleniu bez ani grama konkretów o jakości tego komiksu i prawie zapomniałem o najważniejszym. Dziś już śmiało można mówić, że Nicolas de Crécy jest światowo uznanym artystą. Czy po przeczytaniu Foligatto w latach 90. wróżyłbym mu taki sukces? Nie, bo byłem wtedy tylko gówniarzem, ale obrazki z wykreowanego przez niego bajkowego koszmaru siedzą mi w głowie od kilku dni. Gdybym przeczytał to wtedy, to z pewnością kaprawe kształty wbiły by mi się w neurony mocniej od gęsto cieniowanych muskułów w trykotach. Eccenihilo w wykonaniu francuskiego mistrza groteski to Yharnam z Bloodborne przepuszczone przez baśniowe żarno. Baranowski na totalnym bad tripie po benadrylu – poziom fantazji ten sam, ale kierunek złowrogi i kolory tylko trzy na krzyż w poszczególnych scenach, kluczowy element zresztą. W porównaniu do późniejszych dzieł autora nie widzę tu nawet żadnych znamion amatorszczyzny, może minimalnie w kwestii kadrowego sekwencjonowania, bo poziom ilustracji jest ekstremalnie wysoki. Styl rozpoznawalny na pierwszy rzut oka w setkach samodzielnie urzekających prostokątów, każdy z nich wypełniony zapadającymi w pamięć szczegółami zarówno na pierwszym planie jak i w drobiazgowo zaprojektowanej architekturze budynków stanowiących tło nierealnych wydarzeń. Porównania do wierszy są tu trafne nie tylko w warstwie fabularnej.
Taki krótki komiks, a tak się rozpisałem i tak niewiele wspomniałem o faktycznej zawartości tego albumu. Zapewniam jednak, że było to zamierzone – Foligatto to dzieło, z którym musicie według mnie zapoznać się samodzielnie. Przedstawienie jedynie mocno subiektywnych wrażeń i wydumanych przemyśleń jest dla mnie jedynym sposobem na wyrażenie zachwytu i zachęcenie potencjalnych czytelników bez psucia okazji do indywidualnego wyrobienia sobie opinii. Z początku nie byłem aż tak ekstremalnie zachwycony, ale wrażenia po lekturze przez kilka dni kiełkowały w mojej głowie. Po krótkim czasie z tomiku dla wąskiego grona odbiorców preferujących narracyjną abstrakcję Foligatto przerodził się w coś, co polecałbym na start sceptykom takiego podejścia do mojego ulubionego medium. Dzieło niby groteskowe i absurdalne, ale też ogromnie przyjemne i łatwe w odbiorze, również dzięki zachwycająco specyficznej warstwie graficznej. Choć, jak wspomniałem na wstępie, komiks europejski (frankofony zwłaszcza) wciąż nie są moją specjalnością, to cudeńka takiego pokroju mocno zachęcają mnie do dalszego brnięcia w te nieodkryte rejony.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Foligatto
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Alexios Tjoyas
Rysunki: Nicolas de Crécy
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Typ: komiks
Gatunek: fantastyka
Data premiery: 14.06.2023
Liczba stron: 64
ISBN: 9788367725064