W maju 2013 roku wydawnictwo Dark Horse wypuściło ostatni zeszyt trzeciej części komiksu Dragon Age: Until We Sleep, równocześnie zamykając serię poświęconą tej historii. Wspólna wyprawa Alistaria, Izabeli i Varrika dobiegła końca. I co? Zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami nie zapytam: Panie Gaiderze, jak żyć?
Uwaga, mogą pojawić się niewielkie spoilery.
Jako że jest to finałowy fragment opowieści, to będę go oceniać mając na względzie całość fabularną i techniczną. Zacznijmy od tego, że twórcy pozostali ci sami: za warstwę merytoryczną odpowiadali scenarzysta BioWare, David Gaider i Alexander Freed (o którym nie wspomniałam we wcześniejszych recenzjach, za co przepraszam), a za stronę wizualną Chad Hardin. No i znowu – wygląda świetnie, czyta się z prędkością światła. Tylko to zakończenie…
Ale bez obaw, nie będę hejterem. Naprawdę sporo elementów mi się podobało i projekt zaliczam do udanych. Nasza trójka podróżników dociera wreszcie do celu, siedziby potężnego magistra Aureliana Titusa, Ath Velanis. Nie jest to jednak jedyne miejsce jakie odwiedzają i tu pojawia się pierwszy plus. Jak podpowiadać może nam tytuł – trafiamy do Pustki. Szczerze mówiąc, nie byłam fanką wypraw do krainy Śniących podczas grania czy to w pierwszą, czy drugą część Dragon Age. Podobne misje zaliczałam szybko i konkretnie – byle do domu! Dlatego tym bardziej zdziwiło mnie, że ta część opowieści może być tak fajna (moim zdaniem jeden z najbardziej kozackich momentów). Sny i koszmary bohaterów są przedstawione bajecznie. Każdy z nich to taka mała perełka, na którą się czeka, choć nie ma się pewności czy się pojawi. Aż szkoda, że tak krótko to trwało.
Jako że ten numer jest poświęcony fabularnie Varrikowi (głównym bohaterem pierwszego tomu był Alistair, drugiego – Isabela), to kolejną zaletą jest pojawienie się w opowieści… Bianki! Wcześniej można było jedynie przypuszczać, że imię kuszy szlachetnego krasnoluda nie wzięło się znikąd, twórcy gry nie dali nam na ten temat zbyt wielu informacji. Tym razem też nie dowiadujemy się za dużo na jej temat, ale sam fakt jej pokazania jest świetny, przynajmniej dla mnie.
Co do samego Varrika, znów oddaję honory prowadzonej przez niego narracji. Większym fangirlem tej postaci, jej humoru i intelektu już być nie mogę, więc tylko pozachwycałam się po raz kolejny.
Wart uwagi jest motyw smoczej krwi, płynącej w żyłach jednego z rodów Thedas. Zaraz, zaraz… Już gdzieś to kiedyś widzieliście? Spokojnie, nikt tu nie będzie właził do ognia i wyciągał z niego na golasa małych smoków. Wątek został rozwiązany ciekawie i bardziej… prozaicznie. Są niskie pobudki, szemrane obietnice, we wszystko wplątana jest oczywiście magia. W tym klimacie jest też opowiedziana wersja Qunari na temat legendy króla Calenhada, którą uważam za wyśmienitą wstawkę do opowieści, mniam! Według nich monarcha nie wyskoczył z tyłka Andraście jako kryształowy rycerz zbawiający Ferelden od zguby. Do władzy i mocy doszedł w bardziej ludzki, choć magiczny sposób. Czy wierzyć rogatym olbrzymom? To już oddzielna kwestia, niemniej jednak dekonstrukcja archetypicznego bohatera bardzo mi się spodobała.
Do takich małych smaczków dodaję także Stena, starego znajomego z Dragon Age: Początek, który w końcu jest na właściwym miejscu i świetnie się w nowej roli sprawdza, oraz Alistaira, który jakby… dojrzał. A przynajmniej sprawia takie wrażenie. Najbardziej jednak przypadła mi do gustu Izabela w wersji Qunari, dla której (i Bianki!) warto komiks przeczytać, a przede wszystkim zobaczyć. Cud, miód i orzeszki!
W trakcie przygody spotykamy jeszcze jedną nową postać – przyjaciółkę Varrika z dawnych lat. Tajemnicza maginka pojawia się na chwilę przed finałową walką i dołącza do (już nie tak) wesołej kompanii. Jako, że dzieje się to stosunkowo późno, nie mamy czasu na bliższe poznanie, nie będę więc oceniała jej jako postaci. Powiem, że wygląda całkiem fajnie, mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja zobaczyć ją ponownie. W kwestii ciekawostek – jest ona dowodem na to, że kobiety w uniwersum Dragon Age mogą mieć także miseczkę A i egzystować. 😉
Trochę jednak zawiodło mnie zakończenie, bo wydaje się jakby ucięte: o kurczę, kończy nam się miejsce, musimy zamykać interes. Niby wszystkie sprawy zostały rozwiązane, ale jakoś tak bez poświęcenia im należytej uwagi. Nie mówię tutaj o tym by, jak w mangach, na jedno najważniejsze starcie poświęcać pięć tomów komiksu, ale kilka stron więcej by się przydało, bo jakiś niedosyt pozostał. Walki dalej trzymają poziom, krew sika, latają kończyny. Oczywiście nie obyło się bez kilku trupów, ale bez fajerwerków. Zły i straszny czarny charakter pokonany, wszystko się dobrze (?) kończy.
Z drugiej strony to może i lepiej. Gdyby był to finał kalibru tych z Gry o Tron, to zapewne skończyłoby się weltschmerzem i cichym popłakiwaniem w ciemnym kącie pokoju. Z krzesła nie spadłam, ale przynajmniej przeżyłam.
Ocena: 8/10
Plusy
+ wszystkie wątki zostały zakończone
+ pojawienie się w historii Bianki
+ Izabela w wersji Qunari
+ narracja Varika
+ rozwięcie histori znanej z gier (przykład Calenhada)
Minusy
– zakończenie
Autor: Agnessa