Dziś nie będzie żadnego wstępu, nie będzie snobistycznego cytatu, który miałby udowadniać moją wyższość intelektualną. Nie będę się silił na udawanie, że komiks jest formą sztuki. To, o czym chcę dziś Wam powiedzieć, nie powinno mieć miejsca we współczesnym świecie. A jednak, oto jesteśmy w tym miejscu: ja uderzający w klawisze klawiatury, Ty czytający ten tekst. W ramach zapoznania się z najnowszą twórczością wydawnictwa DC, wziąłem na warsztat kilka tytułów z serii Rebirth. Niewątpliwie były one lepsze i gorsze, a w doborze tytułów miałem dość dużą dowolność, dzięki przychylności redaktora naczelnego. Przebijając się przez kolejne komiksy, wystawiam im rzetelne oceny zgodnie z moim sumieniem. Dziś chciałbym Wam opowiedzieć o Blue Beetle Rebirth. Mam nadzieje, że redaktor naczelny po przeczytaniu tej recenzji będzie równie wspierający, jak do tej pory.
Blue Beetle zainteresował mnie tylko z jednego powodu: kiedyś nad tą postacią pracował Steve Ditko. Tak naprawdę uważałem, że stworzył ją dla DC, tak jak dla Marvela stworzył takie postacie jak Spider-Man czy doktor Strange. Nie miałem racji: Ditko jest odpowiedzialny za kreacje Teda Korda, który był drugim wcieleniem Żuka. W tej chwili DC promuje trzecią już inkarnację swojego bohatera, którym jest Jaime Reyes. Niewątpliwie postać ta zdobywa za oceanem rzesze fanów, a jego popularność ciągle rośnie. Jego przygody można było obserwować w The New 52 i licznych serialach komiksowych, takich jak chociażby Smallville. Nie da się ukryć, że ma ogromny wpływ na rzesze młodych Amerykanów, do właśnie których głównie kierowane są jego przygody. Ale nie jest to powód, dla którego Blue Beetle vol. 1: The More Things Change wzbudza we mnie tak skrajne emocje.
Komiks jest formą wyrazu, który dociera do ogromnej rzeszy odbiorców, jest platformą, na której twórcy kultury mogą wykrzyczeć swoje poglądy i myśli. Jest też niezwykle opiniotwórczym medium, którego wpływ na młode pokolenie był wielokrotnie komentowany. W historii komiksu mamy tak niechlubne momenty, jak wszystko to, co związane było z publikacją Seduction of the Innocent, ale też wszystko, co związane jest ze sposobem przedstawiania kobiet we współczesnym komiksie. Na rynku są obecne tytuły godne Twojej uwagi i te, które nie są. Komiksy, które starają się zarysować lepszą, bardziej realną rzeczywistość. To tytuły, które warto czytać, bo nie traktują kobiet jak obiekty fantazji seksualnej. Traktują relacje międzyludzkie, z całym ich bagażem, niezwykle poważnie. Blue Beetle The More Things Change taki nie jest. W dobie tytułów takich jak chociażby Saga czy Paper Girls, jak również fali krytyki, jaka spadła na Marvela w związku ze stosunkiem aktorów z Avengers do postaci Czarnej Wdowy, to, co zobaczyłem w recenzowanym komiksie, zbulwersowało mnie. Nie zgadzam się na to, żeby relacje damsko-męskie o charakterze noszącym znamiona abusive relationship były przedmiotem żartu. Nie zgadzam się, żeby mówić o postaciach, że są „dziwne w ten sposób”. Niezależnie od płci, w relacjach międzyludzkich „nie” znaczy nie i powinno wystarczyć tylko jedno. Kto nie rozumie tego, że natarczywość, próba wymuszenia określonych zachowań od drugiej osoby albo po prostu zwykłe narzucanie się jest niewłaściwe, ma poważny problem. Niezależnie od tego, czy jest kobietą, mężczyzną, chłopcem czy dziewczyną. Seksualność, sfera intymna czy uczuciowa, nie jest miejscem do promowania postaci poprzez krzywdzące zachowania. Zwłaszcza takie, które są bagatelizowane przez stwierdzenia typu: „Ona po prostu jest taka dziwna”. To niebezpiecznie blisko stwierdzeń typu „chłopak chciał się tylko trochę zabawić” czy „przecież sama się prosiła”
Blue Beetle jest opowieścią o nastolatkach, ich dojrzewaniu, której popularność rośnie, zwłaszcza wśród nastolatków właśnie. Tak naprawdę jest tym samym rodzajem opowieści, jaką zaproponował Steve Ditko tworząc ze Stanem Lee – Spider-Mana. Nie zgadzam się na to, żeby w celu pokazania pozytywnych wzorców, twórcy odnoszą się do tak skrajnie negatywnych zachowań. Nie zgadzam się, żeby dla dobra przekazu i uwypuklenia właściwego nastoletniego romansu, poniżać inną postać kobiecą, ośmieszać ją. Nie rozumiem, czemu ktoś chciałby to robić. Najnowszy Blue Beetle to w najlepszym wypadku chaotyczna historia, która chce swoje braki przykryć tanimi chwytami. Nie tego spodziewam się po tytule, który ma mieć na swojej okładce wielki napis „Odrodzenie”. Zgodnie z zapowiedziami Egmontu, wkrótce na nasz rynek trafią najnowsze tytuły z DC. Wydawnictwo planuje wypuścić przynajmniej trzy nowe tytuły do końca, a redaktor naczelny KŚK słusznie uważa, że nasz rynek jest wyjątkowy. Polski fan komiksu otrzymuje tytuły, które są arcydziełami. Odsetek doskonałych serii jest u nas dużo wyższy niż gdziekolwiek w regionie. Osobiście uważam, że jeżeli tak ma wyglądać nowy Blue Beetle, to nie ma dla niego miejsca na naszym rynku.
Nie ma na niego miejsca nie dlatego, że ma problemy, gdy mierzy się z całą historia Blue Beetle. To zawsze można poprawić, a sama próba inkorporowania całej skomplikowanej przeszłości tytułu zasługuje na uznanie. Braki warsztatowe jeżeli chodzi o dialogi można uzupełnić. Zmarnowany potencjał postaci można odbudować. Rozwiązania, które jeszcze nie zaskoczyły, mogą z biegiem czasu skierować opowieść na nowe tory. Gościnne występy doktora Fate’a, mimo że ogólnie niezwykle słabe i sztampowe, dają nadzieję na zagospodarowanie jego postaci w przyszłości. Może nawet dzięki tym powiązaniom zobaczymy naprawdę magiczną opowieść dryfującą w kierunku horroru. Tak naprawdę ten tytuł ma przyszłość, musi być tylko robiony zupełnie inaczej. Wszystkie ważne elementy, które gwarantują mu sukces, już tam są. Mamy kochającą rodzinę, przed którą protagonista nie ukrywa za bardzo tego, że jest bohaterem. Mamy grono przyjaciół, którzy go wspierają. Kurczę, mamy nawet coś dla fanów obcych, magii i technologii. Tak naprawdę, Żuk ma nawet coś, co mnie przekonuje. Wszystko to jednak blednie, gdy widzę, w jaki sposób próbuje się mnie kupić. Nie chcę bowiem przejść obojętnie nad tym jednym niesmacznym żartem, który rozciąga się na kilka stron wydania zbiorczego. Nie chcę go bagatelizować. Dla mnie on jest niedopuszczalny. Niezależnie od tego, co będzie dziać się dalej.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Blue Beetle Volume 1: The More Things Change
Wydawnictwo: DC Comics
Typ: Komiks
Gatunek: Superhero
Data premiery: 16.05.2017
Scenariusz: Keith Giffen
Rysunki: Scott Kolins
Okładki: Scott Kolins
Liczba stron: 160
NASZA OCENA
Podsumowanie
Plusy:
+ historia ma potencjał
+ komiks próbuje nawiązywać do wszystkich inkarnacji Żuka
Minusy:
– strony od 57. do 68. stanowią dowód, że scenarzyści nie rozumieją znaczenia słowa „nie”
– powielanie stereotypów o komiksach
– warstwa tekstowa pozostawia wiele do życzenia
– sposób prezentowania zarysowanych wątków