I wreszcie dotarliśmy do momentu, w którym jedna z najciekawszych serii komiksowych poświęconych tematyce rodzącego się nazizmu i przemian zachodzących w Berlinie sprzed czasów drugiej wojny światowej dobiega końca. Nie była to lekka lektura, czasem wręcz przerażała, ale okazała się dziełem nie tylko mocno poruszającym i skłaniającym do myślenia, ale także i bardzo satysfakcjonującym. I satysfakcjonuje także finał, który finałem przecież nie jest – kończy się tylko pewna epoka, dalsze zmiany nadchodzą, a część z nich – ledwie ich ułamek – możemy zobaczyć także na stronach tego albumu.
Do Berlina wkracza postęp, a za postępem idzie Hitler. Gdy miasto rozdzierane jest coraz bardziej przez rodzący się nazizm i szybko rozrastający się komunizm, wycieńczony Severin zjawia się w się w siedzibie KPD, gdzie spotyka Irwina. Czyżby był gotów dołączyć do ludzi nawołujących do rewolucji i stworzenie sowieckich Niemiec? Nawet jeśli tak, widok tego, co dzieje się po tej stronie barykady, skutecznie go zniechęca – co, oczywiście, przysparza mu nowych wrogów. Tymczasem na szczytach władzy toczą się walki i przetasowania, od których zależeć będzie przyszłość nie tylko miasta i jego mieszkańców, ale przede wszystkim Europy, a także sporej części świata…
Berlin nie jest serią łatwą ani przyjemną – przynajmniej nie w rozrywkowym znaczeniu tych słów, które stało się jakże obowiązującym. Bo owszem, całość czyta się lekko i szybko, dialogi nie dominują nad ilustracjami, na stronach nie ma natłoku słów, a całość nie nuży i nie zawiera w sobie fabularnych dłużyzn. Ciężar położony jest gdzie indziej, bo w samej treści, nieskomplikowanej co prawda, ale poruszającej tematy trudne i najczęściej nieprzyjemne. Jest tu polityka, jest rodzący się reżim, jest dehumanizacja jednostki, jest wreszcie szaleństwo ogarniające kraj i ludzi, którzy w chwili kryzysu, rozdarci między jedno zło a drugie, właściwie z góry skazani są tragedię.
Wciągnięci w tryby tej machiny bohaterowie zmieniają się, pytanie tylko na lepsze czy na gorsze. A skoro już o postaciach mowa, nie można zapomnieć, że to świetnie skrojeni ludzie z krwi i kości, a nie papierowe twory. Lubi się ich, nienawidzi, współczuje im, czasem się ich nie rozumie, czasem są nam tak bliscy. Przy okazji autorowi, mimo dość prostego stylu i czystej kreski, które nie ułatwiają zadania, znakomicie oddają rysy twarzy postaci historycznych. Nie sposób się tu co do nich pomylić, choć przy estetyce tych rysunków łatwo byłoby zatracić ich prawdziwość. I fakt, że Lutes wyszedł z tego obronną ręką, należy jak najbardziej docenić.
Oczywiście prawdziwym głównym bohaterem Berlina wciąż pozostaje tytułowe miasto. Zmiany, jakie w nim zachodzą, przypominają te zachodzące w ludziach go zamieszkujących. Berlin jest tu rozdzierany, nie ma chwili spokoju, staje się areną wydarzeń, które na zawsze zapamięta cały świat, a mimo to pozostaje bezlitosny i niewzruszony. Obserwuje to, co dzieje się na jego ulicach, w jego budynkach i powietrzu, a my obserwujemy wraz z nim, z narastającą fascynacją i grozą.
A wszystko to rewelacyjnie w swej prostocie zilustrowane, w sposób realistyczny i doskonale oddający realia historyczne, a także pięknie wydane. Każdy, kogo interesuje ta tematyka, a także wszyscy miłośnicy ambitnych komiksów będą Berlinem zachwyceni. W swojej kategorii – i nie tylko – to jedna z najlepszych opowieści, jakie powstały, a zważywszy na wiele doskonałych pozycji, jest to osiągnięcie naprawdę warte docenienia.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie komiksu do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Berlin #3: Miasto światła
Data premiery: listopad 2018
Autor: Jason Lutes
Gatunek: komiks historyczny