Marek Turek, twórca pamiętnego Fastnachtspiel, po dłuższej przerwie powraca z nowym albumem. Albumem ambitnym i dziwnym. Bo chociaż tym razem na warsztat wziął prawdziwą historię artysty sprzed wieku, wciąż pozostaje w sferze onirycznych wizji, do których przyzwyczaił nas swoją twórczością.
Katowice, rok 1922. Zaledwie dwudziestoletni Hans Bellmer otwiera swoją pierwszą wystawę. Szok, niedowierzanie, przerażenie – reakcje ludzi są jednoznaczne, tak samo jak wyrok sądu. Twórca trafia do więzienia, a wystawa zostaje zamknięta. To początek jego kariery, ale też i początek serii podobnych problemów, ciągnących się za nim przez lata. Ale autor się nie poddaje, z uporem tworzy swoją sztukę, dekonstruując lalki, jakby dekonstruował ludzkie ciała, wypaczając je i wyciskając z nich chorą seksualność. Dziwaczna symbolika, erotyka na granicy legalnej pedofilii, groza wdzierająca się w pozornie zwyczajne rzeczy. BDSM, wypaczone wizje, gdzie seks i cierpienie, seks i śmierć, stają się jednością. Prace Bellmera przysparzają mu wrogów, nadchodzą lata 30. XX wieku, nazizm przybiera na sile, a twórczość rzeźbiarza zostaje uznana za zdegenerowaną. Czy dla kogoś takiego jak on znajdzie się w ogóle miejsce w kulturze masowej?
Choć Bellmer. Niebiografia nie stawia takich pytań, snując nam jedynie fabularyzowaną opowieść o urodzonym w Katowicach artyście, skłania do zastanowienia nad sztuką i jej granicami. Czy chore fantazje autora, nawet jeśli podane w artystyczny sposób, mogą być określane tym mianem? Kiedy patrzę na niepokojące prace Bellmera, sam nie jestem pewien – równie dobrze kadry z filmów gore czy torture porn mogłyby kwalifikować się do tej kategorii. Właściwie lalki, które tworzył, mają bardzo wiele wspólnego grozą uprawianą przez Clive’a Barkera, gdzie mamy do czynienia z bytami, dla których cierpienie i rozkosz są nierozerwalnie złączone, a deformacja ciała staje się seksualnym przeżyciem. Ale to temat do oddzielnych rozważań.
Wracając do komiksu, który przez długie lata nie mógł doczekać się wydania, mamy tu do czynienia z opowieścią snutą bez udziału słów. W Bellmerze nie znajdziecie dialogów ani monologów, nie spotkacie tekstu w ramkach, to komiks niemy, ale nie milczący. Autor stanął jednak przed zadaniem opowiedzenia wszystkiego obrazami, co z jednej strony wyszło mu znakomicie, bo jego mroczny, oniryczny styl doskonale oddaje charakter tytułowego artysty i jego dzieł, z drugiej nie wyczerpuje tematu. Pełne zrozumienie tego, co się ogląda, wymaga nie tylko poznania zamieszczonych na końcu przypisów, ale także i biografii Bellmera. Szczególnie, że poszczególne rozdziały są wyrwanymi z życia artysty, czasem dość swobodnie potraktowanymi i mocno splecionymi z fantazją, scenami. Fabularnie można by więc całość dopracować, ale graficznie album po prostu zachwyca. Przechodząc od realizmu, do sennych deformacji, Turek bawi się formą, ale z konsekwencją i wyczuciem. I choćby tylko dla jego ilustracji warto jest poznać ten album. Choć to, oczywiście, nie jedyny powód – Niebiografia to po prostu bardzo dobry, niebanalny komiks, który polecam.
A wydawnictwu Kultura Gniewu dziękuję za udostępnienie komiksu do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Bellmer, Niebiografia
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Autor: Marek Turek
Typ: komiks
Gatunek:komiks obyczajowy
Data premiery: 2017
Liczba stron: 112
NASZA OCENA
Podsumowanie
Plusy:
+ skłania do myślenia
+ rewelacyjna szata graficzna
+ tradycyjnie świetne wydanie
Minusy:
– nieco za mało rozbudowana fabuła