SIEĆ NERDHEIM:

Gdzie mój Batman? Recenzja komiksu Batman. Wyjątkowo mroczna noc

No dreszcze no, okładka jest mega.

Jock uznanym artystą jest, to fakt, więc pora na opinię – szanuję jego robotę, ale ostatecznie ani mnie on ziębi, ani grzeje. Doceniam warsztat, bo ślepym trzeba być, by nie docenić, nie zgrzytam zębami na widok jego rysunków i tak zupełnie obiektywnie (na ile to możliwe) rozumiem, czemu ludzie go lubią. Nie do końca moja stylistyka i tyle. Z drugiej strony jestem gotów przyznać, że do komiksów z Batmanem rysunki Jocka pasują bardzo dobrze. W przypadku Wyjątkowo mrocznej nocy spod jego zapracowanych łapek wyszedł jednak również scenariusz, więc mam zupełnie nowe pole do narzekań.

Pozornie mamy receptę na sukces – Batłomieja w wydaniu nocnym, klimat z gry Arkham City ze skupieniem na jednym queście i jednym złolu, który ostatecznie nie jest taki skrajnie zły. Choć sam tytuł wyraźnie inspirowany jest horrorem One Dark Night z 1982 roku (z którym historię łączy chyba jedynie motyw dziedzicznej elektropatii), to fabuła już więcej czerpie z kultowego The Warriors Waltera Hilla. Na skutek skopanej akcji przewozu groźnego więźnia, po drodze z Arkham do więzienia Blackgate, na Gacka i ściganego przez niego więźnia rzucają się dosłownie wszystkie gangi Gotham. Kilka przecznic, niebezpieczeństwo z każdej strony, rodzinny dramat i niespodziewane zagrożenie ze strony kogoś, kto powinien być sprzymierzeńcem.

Co by nie gadać, momentami wygląda to naprawdę nieźle.

Jakim cudem udało się skopać scenariusz z tak obiecującym potencjałem? Z początku sam nie wiedziałem, bo Wyjątkowo mroczna noc to parszywek podstępny i skryty. Na temat tego komiksu nie brakuje pozytywnych opinii i w sumie zazdroszczę zadowolonym czytelnikom – w zależności od oczekiwań jest spora szansa, że dostaniecie tu to, czego szukacie. To lektura przede wszystkim łatwa, potencjalny materiał na poobiednią posiadówę w niedzielę przed drzemką, zwięzła w zakresie wątków i wypełniona akcją podróż od punktu A do punktu B. Opowiada też o Batmanie takim, jakiego nigdy nie będziemy mieli w nadmiarze – działającym w mroku mścicielu i samotniku, dla którego starcia z uzbrojonymi zbirami są prawdziwym zagrożeniem. Mordobicie twarzą w ryj z nadludzko dowalonym jaszczuroludziem to już prawie gwarancja śmierci. Świetna odmiana od tego Nietoperza, co to bogom w twarz się śmieje i z palcem w dupie przeżywa upadek z Księżyca.

Problem w tym, że to nie jest Batman, a akcja nie dzieje się w Gotham. Czysto teoretycznie co prawda nie mam racji, ale w praktyce Jock wziął sobie swoją fascynację klasycznym kinem akcji i ubrał Ucieczkę z Nowego Jorku w pelerynę. Miasto jest strefą wojny, policja właściwie nic z tym nie robi, a tabuny zbirów mają zupełnie wywalone na odzianego w czerń psychopatę powszechnie znanego z powodowania wielokrotnych złamań za najdrobniejsze przewinienia. Clout Batmana na jego własnym podwórku jest zerowy i właściwie wcale się nie dziwię, bo dawno nie czytałem o tak niekompetentnym Mrocznym Rycerzu. To, że służby porządkowe nie ogarniają kuwety to norma, ale Bruce nieprzygotowany dosłownie na nic to już trochę zbyt mocny fikołek. Gdyby chociaż adaptował się do sytuacji, ale nie – gonitwa za przestępcą, który jest właściwie żywą bombą to (poza jednym urządzonkiem) czysta improwizacja. Jak chcecie zobaczyć waszego herosa zbierającego cięgi, to trafiliście idealnie.

Droga do więzienia raczej nie spełnia wymogów BHP.

No dobra, może Jock chciał zerwać z tym mitomańskim podejściem do pozbawionego mocy superbohatera, który może wszystko i nie boi niczego. To potencjalny plus, bo poza oderwaniem od nietoperzowej charakterystyki fabuła prawie działa. Fajnie, że superzłoczyńca nie jest tak do końca banalny, a akcja potrafi zaangażować – napięcie na ulicach miasta zbrodni (w wydaniu DC) jest namacalne. Kluczowe jest tu niestety słowo „prawie”, bo wszystko rozbija się o brak tego znanego czytelnikowi trykociarskiego spoiwa i jedną postać. Nie będę wam wciskał przesadnych spoilerów, ale faktyczny mastermind całej tej draki jest osobą tak karykaturalnie złą, że nawet tony zrozumiałej motywacji nie pomagają w próbach traktowania sytuacji poważnie. Nawet jak na normy Gotham (pozbawionego tu swojego klimatu, jak już wspomniałem) jest to przesada, a to już mówi bardzo dużo.

Skoro jednak zacząłem od zdystansowania się od sympatii do rysunków Jocka, to może wypada to nastawienie trochę wyjaśnić. Czemu jest szacun, a zachwytu brakło? Widzę kunszt w obyciu artysty z czernią, negatywna przestrzeń ilustracji działa świetnie, od niechcenia wypuszczając z objęć istotne kształty. Ważne też jest to, jak Jock te cienie kreśli, bo takiego połączenia twardych konturów i poszarpanych, organicznych brushy zbyt często nie widuję. Ujęcia miasta wyglądają spektakularnie, sekwencyjność nie zawodzi i nie ma statecznej nudy w kadrach. Własnych preferencji nie oszukam obiektywnymi obserwacjami, dla mnie to wszystko jest zbyt cyfrowe i za bardzo niedbałe po wytężeniu wzroku, zwłaszcza twarze psują mi wrażenia i wybijają z klimatu, gdy Jock wyciąga swoje ilustracje z mroku. Niesamowicie za to już wnerwia mnie jego tendencja do nakładania na wszystko chamskich i zupełnie zbędnych losowych tekstur. Gdy zajmowałem się amatorsko grafiką w gimnazjum, też myślałem, że walnięcie na koniec warstwy upaćkanego kawą papieru i zwiększenie jej przejrzystości nada ilustracji uroku, ale to tani chwyt. Jak już się to zauważy, to odzobaczyć nie sposób.

Akurat przykładowe plansze są jednymi z lepszych, no co ja poradzę.

Ile bym nie narzekał, to nie mogę aż tak bardzo wieszać psów na Wyjątkowo mrocznej nocy. Przy odpowiednich oczekiwaniach spora część odbiorców ten album pewnie polubi. Nie chodzi mi nawet o pretensjonalne stwierdzenia w stylu „Jak lubicie szajs, to bierzcie”, bo zdaję sobie sprawę, że zdecydowana większość moich zarzutów wynika z konkretnych wymagań, którym sprostać cholernie trudno. Dawno nie dostałem naprawdę dobrego komiksu z Batmanem, wiem, co dokładnie dla mnie „dobry” tutaj oznacza, a Jock zdecydował się pójść w inną stronę. Muszę jednak podkreślić, nawet dla umiarkowanego fana kreski tego pana, pozostaje on bardziej rysownikiem i to w na tej części komiksowej działalności powinien się moim zdaniem skupić. Jeśli zaś zechce znowu brać się za eksplorowanie mrocznych ulic Gotham, niech nie robi z nich swojego fanfiku na temat przerysowanego kina akcji z lat 80. 

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Batman. Wyjątkowo mroczna noc
Wydawnictwo: Egmont
Scenariusz: Jock
Rysunki: Jock
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Typ: komiks
Gatunek: superbohaterowie, akcja
Data premiery: 08.03.2023
Liczba stron: 168
EAN: 9788328157699

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Jock uznanym artystą jest, to fakt, więc pora na opinię – szanuję jego robotę, ale ostatecznie ani mnie on ziębi, ani grzeje. Doceniam warsztat, bo ślepym trzeba być, by nie docenić, nie zgrzytam zębami na widok jego rysunków i tak zupełnie obiektywnie (na ile...Gdzie mój Batman? Recenzja komiksu Batman. Wyjątkowo mroczna noc
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki