Jaki Batman jest, każdy widzi. Czy jednak zastanawialiście się, jak wyglądałby ten mroczny stróż prawa za jakieś 30-40 lat? Czy posunięty w latach Bruce Wayne dałby radę dotrzymać słowa danego samemu sobie i z niespożytą energią ścigać przestępców po ulicach Gotham? No, raczej nie bardzo… Musiałby mieć zatem pomocnika. Kogoś młodszego, zaufanego i równie oddanego sprawie co on.
Na pomysł serialu animowanego Batman Beyond wpadli niegdyś Bruce Timm, Paul Dini i Alan Burnett. Ich kreskówka pojawiała się na ekranach telewizorów w latach 1999-2001, zbierając raczej przychylne oceny widzów. Ukazywały się również liczne komiksy, rozszerzające tematykę serialu.
Dziś, restartując swe komiksowe uniwersum, wydawnictwo DC powróciło do tematu Batmana z przyszłości, prezentując jego nowe przygody pod szyldem inicjatywy Rebirth (z ang. Odrodzenie). Pierwszym albumem z tej serii jest Escaping the Grave.
W przyszłości oddalonej kilka dekad od dziś Neo-Gotham nadal jest miastem, w którym przestępczość i zbrodnia żądzą ulicami. Niewielu jest w stanie poradzić coś na narastającą falę przemocy, tym bardziej, że w mieście od pewnego czasu szaleje gang klaunów, nazywających siebie „Jokerz”. To oddani naśladowcy idei Jokera, wielkiego antagonisty Batmana z dawnych lat. Pod przewodnictwem Cartera Wilsona, noszącego ksywkę Terminal, malowane łobuzy terroryzują miasto, nie dając spokoju porządnym obywatelom. Jednak ukryty cel Terminala jest odmienny od zwyczajnego naprzykrzania się wymiarowi sprawiedliwości. Herszt klaunów planuje przywrócić do życia samego Jokera, którego ciało przetrzymuje w pilnie strzeżonej komorze hibernacyjnej.
Kiedy Jokerzy Wilsona uprowadzają na jego polecenie pracowniczkę opieki społecznej – Danę Tan, szybko okazuje się, że nieświadomie popełnili bardzo poważny błąd. Dana jest w istocie dawną miłością Terry’ego McGinnisa, znanego nielicznym jako Batman.
Terry ma istotny powód, aby być Batmanem. W napadzie gangu Jokerów stracił niegdyś ojca, a przypadkowo poznany starszy jegomość, który pomógł mu walczyć z bandziorami, okazał się być Bruce’em Wayne’em. Wspierany technologicznymi możliwościami nowoczesnego stroju Batmana oraz mozolnego szkolenia pod okiem swego mentora, Terry powraca do Neo-Gotham po nieobecności spowodowanej kłopotami ze Spellbinderem. Zamiast Alfreda, jego wiernym pomocnikami stają się młodszy brat, Matt i przyjaciółka, Max. W niebezpiecznym świecie przyszłości, aby ocalić swą miłość, Terry może liczyć tylko na swoich najbliższych oraz mądrość wpojoną mu przez nieodżałowanego nauczyciela, Bruce’a…
Escaping the Grave to zaskakująco dobra historia. Jako futurystyczna wizja kultowej serii sprawdza się znakomicie, prezentując ciekawe, łatwe do polubienia postacie, szybką akcję oraz naprawdę wciągającą historię. Ponadto, nieustannie czerpie z bogatego dorobku i stylistyki Batmana. Nie trzeba znać fabuły przygód Terry’ego z poprzednich lat, aby dać się wciągnąć oraz w pełni zrozumieć zaprezentowany w albumie wir wydarzeń.
Zdumiało mnie, że pomimo młodego wieku i nieco młodzieżowego podejścia do postaci głównego protagonisty, Terry wiele nauczył się od Wayne’a. Gdy jego pierwsza konfrontacja z gangiem Jokerz zamienia się w druzgoczące fiasko, chłopak postanawia działać tak, jak uczył go dawniej Wayne. I wtedy otrzymujemy Batmana, jakiego chyba lubimy najbardziej. Detektywa, spryciarza, mądrego obrońcę wykorzystującego świadomie wszystkie swe atuty, aby za wszelką cenę dojść do celu.
A to jeszcze nie wszystko. Dan Jurgens, autor scenariusza do powyższego tomu posłużył się w fabule nie jednym, ale aż dwoma zaskakującymi fabularnymi zwrotami akcji! I przyznam, że pomimo pewnych podejrzeń nie spodziewałem się ani jednego, ani drugiego. Nie będę jednak teraz niczego zdradzał, plan powrotu Jokera do życia każdy musi poznać sam.
Jest też niestety w Escaping the Grave pewien mocny zgrzyt. O ile cały scenariusz został dokładnie przemyślany, Jurgens nie odmówił sobie zaprezentowania klasycznego i mocno głupkowatego rozwiązania z Terminalem w głównej roli. Otóż wychodzi na to, że jedynym powodem, dla którego złoczyńca uprowadził Danę, była chęć wygłoszenia typowego monologu złoczyńcy oraz nieumyślne (ale pożądane scenariuszowo) wzmocnienie motywacji tytułowego bohatera. Jest to strasznie puste i szablonowe. Przecież wszelkie przyczyny i wspomnienia można było przedstawić w inny, bardziej pomysłowy sposób. Choć innego czytelnika nie musi to razić tak jak mnie, jestem zwyczajnie uczulony na pewną powtarzalność schematów. Akurat te mogły sprawdzać się w komiksach kilka dekad temu, lecz niekoniecznie dziś.
Rysunkowo pierwszy tom Batman Beyond przedstawia się całkiem obiecująco. Bernard Chang z pomocą Ryana Sooka i
Pete’a Woodsa tworzą obrazowy, przepełniony ciekawymi szczegółami świat przyszłości, w którym dzięki opowiadanej historii łatwo odnaleźć się także i dziś. Ilustracje są wyraźne i dynamiczne. Jedyny minus tych prac to nieco dziwne rozdzielanie pierwszego planu z drugim (spowodowane pogrubieniem niektórych konturów), przez co postacie czasem wyglądają jak doklejone do obrazka. Nie jest to jednak aż tak rażące, toteż graficznie Batman Beyond ląduje raczej w wyższej kategorii. Warto też wspomnieć o ilustracyjnym nawiązaniu do kultowego komiksu Śmierć w Rodzinie. Ponownie nie zamierzam spoilerować, toteż chętni będą musieli odnaleźć tą inspirację sami.
Batman Beyond jest bardzo wciągającą historią, robiącą apetyt na dalsze przygody Terry’ego, jego ekipy i przeciwników. Ciekawie narysowaną, skierowaną do nowych czytelników, jak i do starych wyjadaczy, którzy wszystkie komiksy o Batmanie znają prawie na pamięć. Młodzieńczy duch, zagadka i przepełniona wydarzeniami akcja. Czego chcieć więcej od Batmana z przyszłości…?
Szczegóły:
Tytuł: Batman Beyond Vol. 1 – Escaping the Grave
Wydawnictwo: DC Comics
Autor: Dan Jurgens
Ilustracje: Bernard Chang, Ryan Sook, Pete Woods
Typ: Komiks
Gatunek: Superbohaterowie
Data premiery: 28.06.2017
Liczba stron: 144
ISBN: 978-1-4012-7103-9
Miałam mocne wrażenie, że autorom chodziło o wizualną zabawę (miasto Jokerów wygląda… szaleńczo), a tam fabuła to wiadomo: będą pojedynki. No i Terminalowi chodziło o forsę, co pięknie tłumaczy jego ksywę 😉