Łukasz Kowalczuk już nas trochę oswoił ze swoim bezpardonowym stylem, umiłowaniem kultury szlamowej, wyrazistymi kolorami (CMYK). Teraz rozpieszcza nas dodatkowo regularną współpracą z zagranicznymi rysownikami lub scenarzystami. Secret Santas zostało napisane przez Bena Grisantiego, a wydane dzięki zbiórce na Kickstarterze.
Jak piszą sami autorzy, Santas to świąteczny horror (może bardziej thriller) o podziemnym kręgu Tajemniczych Mikołajów załatwiających dla siebie nawzajem ciemne interesy. Głównym bohaterem komiksu jest Geoff, pewien everyman z wielkiego amerykańskiego miasta, który musi, ale to musi kupić synowi partnerki coś w rodzaju konsoli na święta. Jest gotów zrobić wszystko, żeby przytachać grę do domu. Dlatego nie zabraknie tu ironicznych wstawek na temat kapitalizmu, reklam z konsolowymi wombatami (to nawiązanie do innego projektu Kowalczuka, Cybionic Wombats from Hell). Poza tym na kartkach króluje duch minionych świąt lat 90.
Geoff, choć bohater i osoba zdesperowana, nie został obsadzony w roli narratora. Historię jego upadku opowiada nam agent Rourke szalenie przypominający jednego McClane’a. Rourke ma już swojego osobnego zina (wydanego niezależnie od Santas) i potencjał stania się kluczową postacią jakiegoś nowego uniwersum pełnego złoli i skorumpowanych polityków. Dla nas, pochylających się nad książeczką Kowalczuka i Grisantiego, jest facetem o przeszywająco niebieskich oczach i okrwionych pięściach, głoszącym przypowieść o idealiście pragnącym uszczęśliwić dzieciaka. Jak się to skończy, sami zobaczycie.
To krótki komiks, bardzo jasny, ale czasami warto się skupić. Historia Geoffa jest prosta i bolesna, bez trudu się w niej zorientujecie. Jego towarzysze w sekrecie to banda groteskowych dziwaków i drobnych przestępców – istna orgia Kowalczykowego rysunku. Są wśród nich doprawdy paskudne indywidua, ale najgorszy jest pewien mężczyzna z blizną na twarzy. I to jego powinniście później śledzić, pojawi się jeszcze na moment i to ten fragment wyjaśni nam, jak to się stało, że komiks kończy się tak, jak się kończy. I ostrzegam, święta świętami, ale to nie jest komedia familijna!
Secret Santas to bardzo skompresowana rzecz. Kowalczuk i Grisanti zawarli na niewielu stronach coś, co równie dobrze mogłoby mieć dwa tomy. Oczywiście, to nie byłby ich styl, chłopakom chodzi o dużą, zmasowaną dawkę szlamu (czytaj: emocji, dramatu, groteski i lat 80./90.), do której czytelnik może sobie wracać, ile wlezie. Zwłaszcza do rysunków, bo Kowalczuk poszedł tym razem w mnóstwo fascynujących szczegółów, czasem paskudnych, zawsze świetnie narysowanych. Możecie nie lubić takiego stylu, ale warto docenić, jak bardzo ten rysownik rozwinął się w ciągu ostatnich kilku lat, aż wypracował bardzo indywidualny styl.
Jeśli kochacie lata 80. i 90. (mam takie wrażenie, że ta fraza pojawia się w połowie moich recenzji), Szklaną pułapkę, Śniętego Mikołaja i podobne – ale nie chcecie już czytać kolejnych wiernych nawiązań do tego klimatu, Secret Santas będzie dla was idealny. To także ważny „tekst kultury” – tej zinowej, szlamowej, bardzo niezależnej, samodzielnej i jeszcze międzynarodowej. Jako zjawisko kulturowo-społeczne Kowalczuk i spółka są czymś wartym wspierania i śledzenia, w końcu co chwilę dostajemy od Łukasza i wydawnictwa Słowobraz coś, co było zupełnie nie do pomyślenia (albo niszowe)przed wydaniem u nich.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Secret Santas
Wydawnictwo: SłowObraz
Autorzy: Łukasz Kowalczuk, Ben Grisanti, Łukasz Mazur (kolory)
Typ: komiks
Data premiery: 2018
Liczba stron: 40