SIEĆ NERDHEIM:

Latynos Wieczny Tułacz. Recenzja komiksu Alvar Mayor Tom 2. Skąd się biorą mity

Nie peleryna zdobi bohatera...
Nie peleryna zdobi bohatera…

Przyznaję – przygody Alvara Mayora rozbudziły we mnie zachłanność natężeniem podobną tej zobrazowanej niemal w każdym z epizodów pierwszego tomu. Wprawdzie nie ukierunkowanej zgubnie na władzę i złoto, a na dalszy ciąg opowieści, ale tak – autodiagnoza wykazała w tym „więcej… więcej… więcej…” coś gorączkowego. Kontynuacja wędrówki śladem dumnego i wykazującego coraz więcej bajronicznych cech bohatera nie dostarczyła wszak nadmiaru okazji do schłodzenia rozpalonego czoła – Alvar sunie naprzód niestrudzonym krokiem przez kontynent i w głąb siebie. I ta druga trasa staje się coraz ważniejsza.

Tak, jest więcej. Wciąż obowiązuje odcinkowa formuła (12 plansz na epizod), zaś w treści zachowane są dwa główne tropy – zderzenie w ludzkich postawach zepsucia i szlachetności oraz kolejne etapy na drodze bohatera do samopoznania. Pierwszy to zagęszczająca się w miejscach przygodnych spotkań międzyludzkich plątanina różnych kształtów miłości i władzy, drugi wiedzie w miejsca objawień, widów, omenów, które prowokują Alvara obrazami przyszłości i podpowiadają, w czym może się zawierać prawdziwa wartość doczesnego żywota. Ręce bohatera na przemian chwytają to broń, to własny los. I niby nic się nie zmienia względem pierwszego tomu, a jednak jest „więcej”.

Marsz ci los!
Marsz ci los!

Więcej ludzkiego plugastwa, pomysłowości w zróżnicowaniu wątków z zabarwieniem fantastyczno-ezoterycznym, ale i strat dotykających bohatera. Wraca oddany Tihuo, w niewyszukany sposób komplikuje się relacja z Lucią. I chociaż wątek załogi „Dulcynei” nie potoczył się według moich oczekiwań, to uznaję tutaj wyższość koncepcji Carlosa Trillo. Jego scenariusze każdorazowo dowodzą, że nie wystarczy wystudiować strukturę zwięzłej opowieści i uczynić jej wykonawcą jakiegoś szemranego dziedzica bajronicznej krwi (to nie o Alvarze!), ale że musi być w tym owo „coś”, co wzbudzi w czytelniku przeczucie wiążącej całości, zaufanie, akceptację zasad (choćby względem motywu „damy w opresji” i bezceremonialnych puent). I że w wypadku dostarczenia „więcej” ta relacja nie ulegnie zaburzeniu.

Trillo nie tworzy usilnie legendy Alvara Mayora. On relacjonuje ów proces stawania się nią jako coś niepozornego pośród obfitości przypadków i kpin losu; coś, co wybrzmi w pełni dopiero, gdy… No, powstrzymuję się, bo przed nami jeszcze jeden tom, a już ten daje nam wiadome „więcej” uwikłań w podania, literackie motywy (m.in. wyprzedzająca retellingowe trendy wersja Czerwonego Kapturka) i kapryśne realizacje ludzkich pragnień, gdzie właśnie chęć dokonania bohaterskiego czynu parokrotnie w donkiszoterskim duchu zderza się wymownie z postawą Alvara. I z wielką przyjemnością odkrywam kolejne podobieństwa między narracją Trillo i arcypowieścią Cervantesa (komentarze w kronikarskim stylu, melancholijno-błazeńska ironia godząca również w bohatera, łotrzykowska formuła), zwłaszcza że nie przekładają się na prostą analogię między głównymi postaciami. Alvar w przeciwieństwie do Don Kichota pozostaje zasadniczo ostrożny wobec świata pełnego pokus i obłudy, włączając w to również obszar duchowy.

Hmm... Hellboy nie dotarł?
Hmm… Hellboy nie dotarł?

Ów świat nie prezentowałby się tak zniewalająco bez pracy Enrique Breccii. W zasadzie celem przybliżenia tego, czego możecie się spodziewać w kadrach, mógłbym powołać się na stosowny akapit z recenzji pierwszego tomu, ale zwyczajnie się nie godzi. Rysunki niezawodnie podtrzymują owo doznanie gorączkowego „więcej”. Powracające często w otwarciach i zamknięciach kompozycje z nieodzownym słońcem lub księżycem podkreślają ciągłość wędrówki i tonują wzbudzone w międzyczasie emocje. Przestrzeń wibruje od promieni, wiatru, fal, nocnych cieni odmalowanych czasem ledwo kilkoma kreskami. Twarze licznych oprychów i reprezentantów demonicznej sfery są apetycznie szpetne i kuszą do ukradkowych splunięć. Kadrowanie w pełnym rejestrze możliwości, dynamiczne montaże detali i oddaleń w sekwencjach walk, magicznie rozciągająca się perspektywa podczas nieuniknionego przemierzania równin, selwy, plaży…

Tak, tak… Alvar Mayor już stał się dla mnie mentalnie towarzyszem równie bliskim jak Usagi Yojimbo. Nie tylko ze względu na zbudowaną wokół motywu pielgrzymki narrację i podobieństwo w prostej, wręcz powtarzalnej kompozycji przygód, ale i wskutek odczucia, że ów dostępny bohaterom świat, pełen ludzkiej gwałtowności i niesprawiedliwości, to część uniwersum, które odsłania się bez pośpiechu, za to uczciwie pokornym, poranionym, szlachetnym sercom. Stąd się biorą mity. Za takim bohaterem pójdę jak lunatyk.

Thorgal? O, przepraszam, pomyłka...
Thorgal? O, przepraszam, pomyłka…

Wydawnictwu Mandioca serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Alvar Mayor. Tom 2. Skąd się biorą mity
Wydawnictwo: Mandioca
Scenariusz: Carlos Trillo
Rysunki: Enrique Breccia
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Typ: komiks
Gatunek: realizm magiczny
Data premiery: 06.10.2023
Liczba stron: 232
ISBN: 9788396483591

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
spot_img
Przyznaję – przygody Alvara Mayora rozbudziły we mnie zachłanność natężeniem podobną tej zobrazowanej niemal w każdym z epizodów pierwszego tomu. Wprawdzie nie ukierunkowanej zgubnie na władzę i złoto, a na dalszy ciąg opowieści, ale tak – autodiagnoza wykazała w tym „więcej… więcej… więcej…” coś...Latynos Wieczny Tułacz. Recenzja komiksu Alvar Mayor Tom 2. Skąd się biorą mity
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki