Ćma jest, jak na razie, najmłodszym polskim superbohaterem. Do życia powołał go Tomasz Grodecki, a twarz nadawali mu już Rafał Bąkowicz, Rafa Janko, Grzegorz Kaczmarczyk i Tomasz Borkowski. Seria ma artystyczne ambicje i wszystkimi kończynami (z uwzględnieniem czułków) podpisuje się pod przynależnością do tej samej rodziny co Lis czy Bler.
Po co właściwie czytamy komiksy superbohaterskie? Nie nazwałabym się fanką gatunku i może dlatego odpowiedź na to pytanie nie jest dla mnie oczywista. Na pewno ważne jest wciągnięcie w akcję, możliwość usłyszenia po raz kolejny baśni o ratowaniu świata i sukcesie zgranej drużyny. Możliwość poczucia tej wielkiej siły, z którą przychodzi proporcjonalna odpowiedzialność. Brzmi prawdopodobnie? Jednak Ćma nieprzesadnie wpisuje się w te postulaty, ale to przecież jeszcze nie wszystkie cechy gatunku, zwłaszcza w XXI wieku. Osobiście szukam czegoś innego w postaciach herosów biegających w obcisłych strojach — humoru, na ile jest możliwy, a na pewno oryginalności i świadomości konwencji. Z wywiadów i spotkania na MFKiG 2024 wiem, że twórcom tego bohatera stanowczo zależy właśnie na nowatorskim podejściu do tematu.
Przyjrzyjmy się więc Ćmie. Dwudziestolecie międzywojenne. Pierwsze tabloidy, artystyczne skandale, wciąż młodopolska brawura i romantyczne „smutno mi, Boże” połączone z umiłowaniem nowoczesności, jej pędu i zmechanizowania. Epoka Kabaretu, rozkwitu nowoczesnego horroru, wszechobecnej metafizyki. Głód życia! Istna ziemia obiecana literatury i sztuki, po stu latach wciąż nęcąca twórców i odbiorców popkultury. To właśnie w ten okres wybrał się Grodecki, żeby założyć w Warszawie bazę wypadową dla „supersamobójcy”, człowieka, którego supermocą jest… wrażliwość na światło. Oto Cyprian Leopold Różewicz, Polski Mothman i Batman, zakłada kostium i rusza penetrować mroki stolicy.
Cztery zeszyty Ćmy plus dodatkowy epizod to zbiór miniaturek układających się w opowieść o świecie, z którego bohaterowi bardzo łatwo wypaść — przenieść się w czasie, zagubić w narkotycznych wizjach, oślepnąć od świateł pociągu (Grabiński musi być). Zdarzy mu się także wizyta w Emilicinie. Narracja jest rwana i oniryczna, więc czytelnik może się pogubić. Na tym chyba twórcom troszkę zależy, chociaż zostawiają nam sporo pomocnych informacji w postaci wycinków prasowych, od których dobrze jest zaczynać kolejne tomiki. Pod pewnymi względami jest to konkretny kawałek nerdowskiego materiału do grzebania i analiz w poszukiwaniu nawiązań i sugestii.
Nie spodziewajcie się tu klasycznego superhero, a jeśli już, to Batmana z inklinacjami do smuteczku. Są superzłole, niektórzy pożyczeni od Papcia Chmiela, pojawi się szpiegini… Już imiona Ćmy zapowiadają postmodernistyczne sięganie do poezji i literatury pozakomiksowej. Co do akcji… wydaje mi się, że jednak wygrywa tu egzystencjalizm.
Jako najmłodszy polski superbohater Ćma cierpi na pewne dolegliwości wieku… młodzieńczego. Mrok i smęt to jego ulubiona pogoda, chociaż pociągają go także bokserzy. Wyrastający powoli na sidekicka Cypriana Mol (mówiący stylizowaną warszawską gwarą) może zresztą okazać się najciekawszą postacią komiksu. Krótko mówiąc, atmosfera bywa jak ze Szczepana Twardocha, ale PG 13. Czy to źle? Bynajmniej, tylko nie jest to do końca obiecywana przez pomysłodawcę nowa jakość w komiksie.
Czy marudzę? Marudzę. Grodecki ma spore ambicje, nie boi się eksperymentować, ewidentnie ma frajdę z pracy z rysownikami i sporo twórczej energii. A jednak w dużym stopniu to dopiero zapowiedzi i obietnice, a dla osoby znającej scenę zinową i literaturę XX wieku Ćma jest przyjemnym amalgamatem, ale niczym przesadnie nowym. Ale jeśli nie słyszeliście tych podniosłych zapowiedzi, czyli nie grożą wam przesadne oczekiwania, może się wam spodobać. To ciekawa wariacja na temat superbohaterszczyzny i popkulturowej fascynacji międzywojniem. Do tego już obrastająca multiwersum: twórcy zapowiadają liczne animacje, a pierwsza z nich, Ćma: Supersamobójca, już jest dostępna na You Tube.
Przygody Cypriana Leopolda Różewicza obliczone są na sporą kolekcję zeszytów. Pobawię się w przewidywanie przyszłości i zaryzykuję wróżbę, że ten często gubiący się w czasie bohater jeszcze wielokrotnie przekroczy barierę stu lat i będzie nie tylko komentował, ale też odwiedzał, a może nawet zamieszkiwał, nasze czasy. I że ten komiks nigdy nie stanie się akcyjniakiem, pójdzie raczej głębiej w surrealizm lub weird. Może czekają go crossovery z innymi superbohaterami znad Wisły? Na pewno nie zamierza znikać, tylko troszeczkę się pogubić.