SIEĆ NERDHEIM:

Goniąc za potworami. Recenzja gry Wild Hearts

KorektaJustin

Gdy uruchamiając grę Omega Force zobaczyłem logo Electronic Arts, z miejsca założyłem, że otrzymam kolejnego open-worlda z masą znaczników do odhaczenia. Nic bardziej mylnego. Wild Hearts stanowi przykład produkcji, którą można pokochać lub znienawidzić, bez żadnych opcji pomiędzy.

W ramach wstępu muszę się do czegoś przyznać. Nie miałem okazji zagrać w żadną z odsłon serii Monster Hunter, mimo jej dużej popularności. Dlatego też poniższy tekst nie będzie stanowić zestawienia obu produkcji, gdzie mógłbym wypunktować, co Wild Hearts robi lepiej, a co gorzej. Postaram się za to jak najpełniej przedstawić swoje wrażenia jako osoby, która przy dziele Omega Force zapoznawała się z gatunkiem gier myśliwskich.

Wild Hearts pozwala nam wcielić się w rolę łowcy, który trafia do krainy Azuma wypełnionej potworami znanymi jako Kemono. Po zaprojektowaniu wyglądu postaci (które okazało się bezcelowe, bo i tak rzadko kiedy widzimy naszego bohatera bez zbroi) przechodzimy przez krótkie wprowadzenie, by następnie zabrać się za polowanie. O fabule więcej wspominać nie warto, bo w trakcie zabawy szybko zapomnimy o jej istnieniu. Stanowi jedynie motywację do przemierzania kolejnych krain i szlachtowania napotkanych istot.

Jak na grę myśliwską przystało, polowanie na Kemono stanowi główną oś zabawy. Pojedynki składają się z kilku faz i potrafią trwać od kilku do kilkunastu minut. Konieczne jest więc wcześniejsze przygotowanie. Z mniejszych potworów pozyskujemy surowce służące do tworzenia ulepszeń, a także dopasowujemy ekwipunek pod słabości tropionego Kemono. Po ubiciu niemilca zbieramy fanty, wybieramy kolejny cel i rozpoczynamy przygotowania od nowa. W ten sposób cykl zabawy się zamyka, a my bawimy się poprzez zakreślanie tej samej pętli.

Specyfika zabawy sprawia, że Wild Hearts można pokochać lub też znienawidzić (tak, tak, powtarzam się). Jeżeli oczekujemy od gry różnorodności mechanik i wciągającej historii, to tutaj tego nie znajdziemy. Jednak Ci, którzy potrafią dobrze się bawić godzinami, szykując wyposażenie, a następnie ganiając za potworami, przy grze Omega Force spędzą wiele udanych chwil. Wild Hearts zdecydowanie nie jest grą dla każdego, ale nie oznacza to, że jest tytułem złym.

Ciekawą mechaniką wyróżniającą produkcję jest stawianie karakuri. Jest to system, w którym za pomocą kilku kliknięć możemy umieścić w wybranym miejscu konstrukcje różnego typu, jak m.in. skrzynie lub trampoliny. Odpowiednio ustawione karakuri pomaga nam nie tylko w eksploracji, ale także podczas potyczek z przeciwnikami. Umieszczenie zapory przed szarżującym potworem spowoduje kolizję, która ogłuszy naszego niemilca, pozwalając na zadanie dodatkowych obrażeń. Wraz z postępami otrzymujemy dostęp do kolejnych karakuri, więc asortyment naszego bohatera ulega ciągłemu poszerzeniu.

Wild Hearts to jednak nie tylko zabawa w pojedynkę. W ramach jednej sesji możemy połączyć się w maksymalnie trzyosobowy zespół i wspólnie wyruszyć na polowanie. Dodatkowo gra wspiera tryb cross-play, więc jeśli znajomi posiadają egzemplarz produkcji w wersji na inną konsolę, to nic nie stoi na przeszkodzie, by połączyć się ze sobą niezależnie od typu platformy. Dzięki wsparciu innych graczy możemy ułatwić sobie zadanie, gdy Kemono, z którym się mierzymy, jest dla nas zbyt dużym wyzwaniem.

Pod kątem graficznym produkcja Omega Force nie sili się na dopieszczenie oprawy dużą ilością detali. Szczegółowość modeli postaci oraz świata w Wild Hearts to raczej średnia półka, patrząc na dokonania konkurencji. Siłą gry jest jednak strona artystyczna. Stylizowane na klimat feudalnej Japonii lokacje mogą się podobać, choć najdłużej w pamięci pozostają jednak napotkane Kemono. Widać, że artyści mieli sporo zabawy, tworząc kombinacje różnych zwierząt i dając tym samym życie nowym gatunkom. Napotkane Kemono wyglądają widowiskowo, a przy większych potworach odczuwalna jest skala zagrożenia, z którym się mierzymy.

Wild Hearts jest produkcją specyficzną, ale jako pierwszy krok postawiony w tematyce gier myśliwskich spełniła swoje zadanie. Ciekawie zaprojektowany świat oraz spektakularne projekty Kemono mogą się podobać. Po czasie spędzonym z produkcją nie jestem jednak przekonany, czy jest to zabawa dla mnie. Powtarzanie tych samych mechanik potrafi być nużące, a historia nie motywuje nas do dalszych wysiłków. Jeśli jednak Monster Hunter jest w stanie zabrać z Waszego życia dziesiątki godzin, to Wild Hearts też powinno Was zadowolić.

SZCZEGÓŁY
Tytuł: Wild Hearts
Wydawca: Electronic Arts
Producent: Koei Tecmo, Omega Force
Platformy: PC, PS5, Xbox Series X/S
Gatunek: akcji, myśliwska
Data premiery: 16.02.2023
Recenzowany egzemplarz: XSX
Author Name

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Snah
Snah
W skrócie na mój temat: zmęczony student, zawzięty rzeźbiarz tekstów, entuzjasta dobrej książki, oddany gracz. Urodziłem się w 1995 roku i jestem rówieśnikiem takich filmów jak Desperado i Batman Forever. Wolny czas spędzam przy dobrym kryminale lub innej wciągającej produkcji. Swoją karierę recenzencką prowadzę nieprzerwanie od 2013 roku tworząc mniej lub bardziej udane oceny wszelkiej maści tytułów. Do ekipy NTG trafiłem przypadkiem i zostałem na dłużej. W chwili, gdy to czytasz jestem dumnym redaktorem bloga i troskliwym członkiem ekipy.
Gdy uruchamiając grę Omega Force zobaczyłem logo Electronic Arts, z miejsca założyłem, że otrzymam kolejnego open-worlda z masą znaczników do odhaczenia. Nic bardziej mylnego. Wild Hearts stanowi przykład produkcji, którą można pokochać lub znienawidzić, bez żadnych opcji pomiędzy. W ramach wstępu muszę się do czegoś...Goniąc za potworami. Recenzja gry Wild Hearts
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki