SIEĆ NERDHEIM:

Jakoś to będzie. Recenzja gry The White Door

Logo gry.
Logo gry.

Odnoszę wrażenie, że w większości przypadków za porażkę gier odpowiada ich kiepska realizacja, podczas gdy sama koncepcja wydaje się bez zarzutu. Przykładów jest wiele i aż nie sposób wszystkich wymienić. Wystarczy przytoczyć chociażby pełnego glitchy Cyberpunka 2077. Podobne problemy ma wiele niszowych gier horrorów: Huldufólk czy Granny – to tylko nieliczne z produkcji, w których ciekawy pomysł ucierpiał z powodu słabego wykonania (na co duży wpływ miał prawdopodobnie niski budżet). Kolejnym przykładem mogą być Wielkie porządki – dodatek do The Sims 4, który miał jeszcze bardziej upodobnić grę do prawdziwego życia. Jednak za sprawą wprowadzenia nieprzemyślanych mechanik, paradoksalnie pozwolił simom dorobić się fortuny na hodowli kurzu. Tak szybki i łatwy sposób zarobku uczynił rozgrywkę śmiertelnie nudną.

Właśnie dlatego, że wiele dobrych pomysłów na gry zostało zepsutych na etapie ich realizacji, problem The White Door jest tak ciekawy. Mamy tu zupełnie odwrotną sytuację – wykonanie jest bez zarzutu; płynne animacje, dobra grafika, brak bugów. Sama koncepcja też nie jest zła. Natomiast pewne elementy fabuły w ogóle nie zostały przemyślane. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie, bo wątpię, żeby twórcy serii gier Rusty Lake, w której łamigłówki stoją na naprawdę przyzwoitym poziomie, byli zadowoleni z zagadek, jakie przyjdzie nam rozwiązywać w The White Door.

W czym dokładnie tkwi problem? Gra opowiada o tygodniu, który Robert Hill spędził w zakładzie psychiatrycznym. Mężczyzna stracił pamięć i nie wie, jak się tam znalazł. Według personelu medycznego uległ poważnemu wypadkowi. Każdego dnia musi wykonywać różne zadania i czynności, trzymając się ściśle ustalonego planu. W powrocie do zdrowia mają mu pomóc łamigłówki. Kłopot w tym, że ich poziom dostosowany jest nie do gracza, a do głównego bohatera, który po wypadku nie odzyskał jeszcze w pełni władz umysłowych. Oczywiście każdego kolejnego dnia, wraz z poprawą stanu pacjenta, zagadki stają się coraz trudniejsze, jednak te początkowe są wręcz nużąco proste. Weźmy jako przykład ćwiczenie z obrazkami. Bohaterowi zostaje pokazany rysunek pudełka. W kolejnym kroku musi on wybrać z listy, czy to, co zobaczył, było rośliną, ramką, kobietą, a może właśnie pudełkiem. Jest jeszcze tak zwana rekreacja, podczas której Robert ma za zadanie na przykład odbijać piłeczkę pingpongową. Wystarczy tylko przesuwać kursorem paletkę w lewo lub w prawo. W życiu się tak dobrze nie bawiłam… Na dodatek plan dnia, który lekarze ułożyli dla Hilla, jest bardzo powtarzalny, a przez to potwornie nudny.

Rygorystyczny plan dnia. Gra nie pozwoli nam pominąć żadnego jego punktu.
Rygorystyczny plan dnia. Gra nie pozwoli nam pominąć żadnego jego punktu.

Taki poziom rozgrywki utrzymuje się przez dwa pierwsze dni, czyli mniej więcej 30 minut grania, zakładając, że to nasze pierwsze podejście. Potem robi się ciekawiej, bo zanim rozwiążemy daną łamigłówkę, musimy się najpierw domyślić, na czym ona polega. Fabuła też staje się bardziej intrygująca. Każdej nocy głównemu bohaterowi śni się sen, dzięki któremu powoli przypomina on sobie życie sprzed wypadku. Przez to pojawia się wiele pytań odnośnie do okoliczności, w jakich znalazł się w zakładzie. Prócz tego z czasem okazuje się, że niektórym członkom personelu nie należy ufać. Jednak zanim do tego dojdziemy, czeka nas około pół godziny straszliwej nudy. A przecież początek gry powinien nas wciągnąć i zachęcić do kontynuowania zabawy.

Jednym z żelaznych punktów codziennego planu jest badanie, będące sprawdzianem naszej pamięci.
Jednym z żelaznych punktów codziennego planu jest badanie, będące sprawdzianem naszej pamięci.

Kolejnym problemem The White Door są achievementy. Zawsze miło jest je odblokować, ale zazwyczaj są traktowane jako dodatkowy element rozgrywki. Taka wisienka na torcie. Niestety tu twórcy usilnie chcą, abyśmy (niczym Pokémony) zdobyli je wszystkie. Podczas każdego dnia i każdej nocy mamy okazję odblokować jedno osiągnięcie, któremu odpowiada symbol gwiazdki w menu głównym. Jeśli nam się powiedzie, gwiazdka z szarego zmienia kolor na czarny. Z jednej strony brak achievementów nie uniemożliwia nam dokonywania dalszego postępu w grze, ale z drugiej – za każdym razem po wejściu w menu szare gwiazdki rzucają się w oczy i kłują ego.

Niezdobyte achievementy natrętnie dają nam o sobie znać.
Niezdobyte achievementy natrętnie dają nam o sobie znać.

Niestety zdobywanie osiągnięć wcale nie należy do najłatwiejszych. Poza tym trzeba przyznać, że są one dość nietypowe. Często polegają na kliknięciu w jakiś obiekt, w który normalnie byśmy nie kliknęli, bo logicznie myśląc, nie ma po co.

Spoiler:

[Pokaż]

Jak to bywa w przypadku studia Rusty Lake, całość gry okraszona jest sporą dawką mroku i surrealizmu. Ten ostatni ujawnia się głównie w snach bohatera, które w przeciwieństwie do szarej rzeczywistości są żywe, kolorowe i chyba najbardziej ekscytujące. Mnie przynajmniej dostarczyły najwięcej zabawy. Przechodząc kolejne etapy, nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu nadejdzie noc, a z podświadomości bohatera uwolnią się przedziwne wizje.

Oniryczna wizja klubu to jedna z najpopularniejszych scen z gry.
Oniryczna wizja klubu to jedna z najpopularniejszych scen z gry.

Spoiler:

[Pokaż]

The White Door cechuje zarówno ciekawa koncepcja fabuły, jak i staranne wykonanie. Jednak odnoszę wrażenie, że twórcy za wcześnie spoczęli na laurach i nie przemyśleli dokładnie wszystkich aspektów gry. Machnęli ręką i stwierdzili, że jakoś wszystko się ułoży. W rezultacie przez początkowe pół godziny musimy rozwiązywać zagadki, z którymi poradziłby sobie pięciolatek! Patrząc na poprzednie produkcje studia Rusty Lake, nie tego się spodziewałam… Natarczywe zachęcanie gracza do zdobywania achievementów, a jednocześnie trudność w ich odblokowaniu, również wyglądają na kompletnie nieprzemyślany zabieg. Oczywiście istnieją też pozytywy. Poza wspomnianym już interesującym pomysłem na fabułę i dobrym wykonaniem, w późniejszych etapach gry możemy cieszyć się naprawdę wymagającymi łamigłówkami. Naturalnie pod warunkiem, że dotrwamy do tego momentu; początek gry, który z reguły powinien być wciągający, w tym przypadku zniechęca, stając się marketingowym strzałem w kolano. Myślę, że cały problem The White Door można najlepiej podsumować powiedzeniem: „Co nas gubi zawsze i wszędzie? Jakoś to będzie”.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: The White Door
Producent: Rusty Lake
Wydawca: Second Maze
Data premiery: 9.01.2020
Gatunek: RPG, gra logiczna
Dostępna na platformach: Steam, GOG, Google Play
Recenzowany egzemplarz: Steam
Polska wersja językowa: napisy

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Odnoszę wrażenie, że w większości przypadków za porażkę gier odpowiada ich kiepska realizacja, podczas gdy sama koncepcja wydaje się bez zarzutu. Przykładów jest wiele i aż nie sposób wszystkich wymienić. Wystarczy przytoczyć chociażby pełnego glitchy Cyberpunka 2077. Podobne problemy ma wiele niszowych gier horrorów:...Jakoś to będzie. Recenzja gry The White Door
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki