SIEĆ NERDHEIM:

Zakochani w nostalgii. Recenzja gry Lost Records: Bloom & Rage

KorektaJustin
Lost Records: Bloom & Rage - screen z gry
Lost Records: Bloom & Rage – screen z gry

Wydaje się, że Dontod począwszy od premiery Life is Strange w 2015 roku, znalazło swoją niszę, w której czuje się komfortowo. Chodzi mianowicie o specyficzny rodzaj gier przygodowych podobnych do interaktywnych filmów, gdzie gameplay składa się głównie z podejmowania odpowiednich decyzji. Francuskie studio oprócz wspomnianej powyżej produkcji oraz jej kontynuacji (warto tutaj zaznaczyć, że prawa do marki LiS, dzięki której studio zyskało popularność,należą do jej wydawcy Square Enix) zaserwował nam w podobnym gatunku Tell Me Why i Twin Mirror. Nie inaczej jest z najnowszym dziełem Dontnod – Lost Records: Bloom & Rage. Czy w tym przypadku mamy do czynienia z kontynuowaniem znanych już z wcześniejszych produkcji mechanik, czy też jednak możemy liczyć na ewolucję?

Zanim przejdę do dokładniejszego opisania gry, pragnę nadmienić, że jestem fanem interaktywnych filmów. Nie przeszkadza mi pomniejszenie liczby mechanik urozmaicających rozgrywkę, pod warunkiem, że sama fabuła jest dobrze napisana, jak również stawiane przed nami decyzje rzeczywiście są trudne do podjęcia.

Lost Records: Bloom & Rage - screen z gry
Lost Records: Bloom & Rage – screen z gry

Główną bohaterką gry jest czterdziestotrzyletnia Swann, która przybywa do rodzinnego miasteczka Velvet Cove, gdzie po 27 latach rozłąki ma się ponownie zejść z przyjaciółkami. Po przybyciu do baru i przeprowadzeniu krótkiej rozmowy z barmanem dochodzi do pierwszego spotkania z Autumn. Kobieta tłumaczy, że skontaktowała się z naszą protagonistką, bowiem ktoś pozostawił u niej tajemniczą przesyłkę podpisaną Bloom & Rage. Jest to nazwa kapeli rockowej, którą kobiety wspólnie założyły dawno temu, w 1995 roku. Dziwnym jest jednak fakt, że obie nie pamiętają dokładnie, jak wyglądało tamto lato, kiedy się poznały. Podczas rozmowy wspólnie wspominają dawne dni. W tym też momencie należy wspomnieć, że przedstawiana nam historia rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych: współczesnej i przeszłej. Poprzez retrospekcje sięgamy do wydarzeń sprzed prawie trzech dekad. Tutaj też warto pochwalić grę za mechanikę wzajemnego oddziaływania na siebie decyzji, jakie podejmujemy w poszczególnych liniach czasowych. Niektóre opcje dialogowe, które wybierzemy w etapach z 1995 roku, wpływają na epizody współczesne oraz odwrotnie.

Z pozoru fabuła nie prezentuje niczego szczególnego. Ot, historia typu coming to age pełna znanych klisz. Jako gracz widzimy moment poznania się czwórki bohaterek, wspomnianych Swann i Autumn oraz Nory i Kat, a potem ich wspólnych perypetii prowadzących do założenia kapeli. Wydawać by się mogło, że to opowieść jakich wiele. Tym jednak, co odróżnia Lost Records od innych tytułów, jest wytworzenie prawdziwie odczuwalnego klimatu nastoletniej sielanki, momentu przełomowego, kiedy to wciąż jest się dzieckiem, ale już zaczyna się wchodzić w dorosłość. Tak naprawdę tyle by mi wystarczyło, żebym z satysfakcją przeszedł cały zaserwowany przez twórców epizod – tutaj warto wspomnieć, że gra została podzielona na dwie części i druga wyjdzie w kwietniu 2025 roku. Najzwyczajniej polubiłem czwórkę przyjaciółek; ich wzajemne przekomarzanie się, motywowanie, dzielenie zarówno planami na przyszłość, jak i lękami. Jednak w pewnym momencie na pierwszy plan wychodzi wątek nadnaturalny, najpewniej powiązany z tajemniczą przesyłką, o której wcześniej wspomniałem.

Lost Records: Bloom & Rage - screen z gry
Lost Records: Bloom & Rage – screen z gry

Grę przechodzimy w dwóch różnych perspektywach. W przypadku etapów współczesnych przyjdzie nam oglądać wszystko oczyma bohaterki. Dzięki temu też możemy podziwiać naprawdę ładnie wyglądającą grafikę. Z kolei w przypadku wydarzeń z 1995 roku przechodzimy na sterowanie Swann zza jej pleców. Tutaj też pragnę zwrócić uwagę na fakt, że szczegółowość tekstur różni się w zależności od perspektywy – przynajmniej dla mnie twarze i wnętrza widziane w trybie FTP miały więcej detali. Oprócz tego wyraźną różnicę pomiędzy liniami czasowymi tworzy paleta barw. Nastolatki otoczone są dużo żywszymi kolorami, głównie niebieskim, żółtym i zielonym. Za to dorosłe kobiety zostały zamknięte w barze, gdzie dominuje brąz i ciemne odcienie. Zabieg ten wyraźnie ukazuje nam beztroski okres w życiorysach bohaterek, przepełniający je wówczas optymizm i kontrastuje z tym, co się z nimi później wydarzyło. Każda z nich bowiem zmaga się ze swymi problemami, które poznajemy z biegiem fabuły.

Skoro historia obraca się między innymi wokół formowania się kapeli rockowej, dobrze byłoby, żeby ścieżka dźwiękowa wypadła odpowiednio, prawda? Na całe szczęście Dontnod nie zawiodło w tej sferze. Dobór piosenek rzeczywiście przywodzi na myśl małe amerykańskie miasteczko z lat 90. XX wieku, gdzie czas zdaje się wcale nie płynąć. Pasują one także do motywacji bohaterek i ich przeżyć. Jednocześnie żaden z utworów jakoś szczególnie nie zapadł mi w pamięć.

Lost Records: Bloom & Rage - screen z gry
Lost Records: Bloom & Rage – screen z gry

Jak wspomniałem we wstępie, interaktywne filmy zazwyczaj nie posiadają wymyślnych mechanik. Tak jest również w przypadku Lost Records. Gra głównie składa się z chodzenia po niewielkich mapach, prowadzenia rozmów i odnajdywania licznych znajdziek – czasem wpływających na opowieść, a czasem stanowiących przyjemne pogłębienie świata przedstawionego. Istotnym aspektem jest forma owych znajdziek. Są one bowiem kadrami. Brzmi dziwnie? Już tłumaczę! Swann jest prawdziwą kinomanką, a przy tym marzy o karierze reżyserki. Dlatego też wszędzie chodzi z kamerą, nagrywając wszystko, co tylko wyda jej się interesujące. Na tym właśnie polegają dodatkowe aktywności. Korzystając z kamery, szukamy i nagrywamy ciekawe miejsca lub zdarzenia (możemy rejestrować ślady po myśliwych, tworzyć pamiątkowe nagrania przyjaciółek itd.).

Lost Records: Bloom & Rage - screen z gry
Lost Records: Bloom & Rage – screen z gry

Podczas ośmiogodzinnej rozgrywki przyjdzie nam odbyć ogrom rozmów. Część z nich będzie służyła wyłącznie ekspozycji, lecz zdecydowana większość wpłynie na relację Swann z trójką przyjaciółek. Co prawda nie jesteśmy w stanie doprowadzić np. do kłótni między bohaterkami, po której te zdecydują się rozstać, ale wpłynąć na przebieg sceny lub to, kto się w niej pojawi, już tak. Warto zaznaczyć także, że opcje dialogowe w żaden sposób nie wskazują, która z dziewczyn zgadza się z ową wypowiedzią, a która będzie miała obiekcje. Z biegiem rozgrywki poznajemy charaktery Autumn, Nory i Kat i na podstawie naszej wiedzy o nich oceniamy, która z wypowiedzi wpłynie pozytywnie lub negatywnie na relację z nimi. Niestety bywają też dialogi źle zaprojektowane. Zdarzają się bowiem sytuacje, kiedy przemierzając w normalnym tempie mapę i prowadząc rozmowę, docieramy do – wydawałoby się przypadkowego – miejsca, gdzie rozpoczyna się scenka. Wtedy  też kończy się dialog, nawet jeżeli któraś z bohaterek jest w środku wypowiedzi.

Lost Records: Bloom & Rage - screen z gry
Lost Records: Bloom & Rage – screen z gry

Nie najlepiej prezentuje się także podzielenie produkcji na dwie części. Teoretycznie moment kończący pierwszy epizod jest metaforycznym trzęsieniem ziemi, wzbudza zainteresowanie i przede wszystkim motywuje do poznania dalszych perypetii bohaterek, ale dwumiesięczna przerwa w naturalny sposób studzi zapał.

Lost Records podobało mi się. Może nieco mniej niż Life is Strange: True Colors, ale zdecydowanie bardziej niż ostatnie dokonania Dontnod w gatunku gier przygodowych. Tytuł jest pełną uroku, nostalgii i melancholii wędrówką do nastoletniości, przypominającą, jak to było, gdy miało się tych kilkanaście lat.

SZCZEGÓŁYŁ
Tytuł: Lost Records: Bloom & Rage
Wydawca: Dontnod Entertainment
Producent:Dontnod Entertainment
Platformy: PC, PS5, XBX
Recenzowany egzemplarz: PS5
Gatunek: gra przygodowa
Data premiery: 18.02.2025

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Adam "Sumo" Loraj
Adam "Sumo" Loraj
Rocznik '98. Student historii. Sięga w równej mierze po anime, filmy, gry wideo, komiksy i książki. Fan twórczości Hideo Kojimy, Guillerma del Toro i Makoto Shinkaia. Od najmłodszych lat w jego sercu pierwsze miejsce zajmują Pokemony, a zaraz potem Księżniczka Mononoke. Prowadzi i gra w papierowe RPGi, w szczególności w Zew Cthulhu i Warhammera. Za najlepszego światowego muzyka uważa Eltona Johna, a polskiego Jacka Kaczmarskiego. Swoje opowiadania publikował w m.in. magazynach: Biały Kruk, Histeria, Szortal na Wynos lub w antologii Słowiański Horror.
spot_img
Wydaje się, że Dontod począwszy od premiery Life is Strange w 2015 roku, znalazło swoją niszę, w której czuje się komfortowo. Chodzi mianowicie o specyficzny rodzaj gier przygodowych podobnych do interaktywnych filmów, gdzie gameplay składa się głównie z podejmowania odpowiednich decyzji. Francuskie studio oprócz...Zakochani w nostalgii. Recenzja gry Lost Records: Bloom & Rage
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki