Historii o Mrocznym Rycerzu z Gotham było już tak wiele, że aż prosi się, aby raz na jakiś czas ktoś odświeżył konwencję, prezentując znanego bohatera w nieco inny sposób. Z takim potraktowaniem tematu mieliśmy ostatnio do czynienia w animacji Batman: Gotham w cieniu lamp gazowych, gdzie nasz protagonista zmierzył się z legendarnym Kubą Rozpruwaczem. Być może dobre przyjęcie tej animacji skłoniło szefów wytwórni Warner Bros. do pójścia za ciosem, ponieważ na półki sklepowe na całym świecie trafia właśnie kolejna nietypowa produkcja z Nietoperzem. Ale powiedzieć nietypowa, to tak naprawdę nie powiedzieć o niej niczego! Czy w najśmielszych snach marzyliście kiedyś, że Batman mógłby zostać przedstawiony jako klasyczny ninja, walczący z niesprawiedliwością w feudalnej Japonii sprzed wielu stuleci? Nie? No, to Wasze niewypowiedziane marzenie spełnia się właśnie teraz.
Zadanie przeniesienia Nietoperza w odległe wieki przypadło scenarzyście Kazuki’emu Nakashimie (oraz Leo Chu w angielskiej wersji), a reżyserii pod czujnym okiem oddziału Warner Bros. podjął się Junpei Mizusaki (twórca Afro Samurai). W ten sposób powstał film, który w moim odczuciu miał na celu pokazanie nie tylko czegoś nowego, ale też oddanie szacunku samej genezie Batmana, który, tak jak legendarni ninja, wywodzi się z walki w cieniu, a w swoim szkoleniu niejednokrotnie wykorzystywał elementy sztuki walk ze Wschodu. Nie myślcie jednak, że Batman Ninja jest próbą kolejnego przedstawiania pochodzenia Mrocznego Rycerza. To zupełnie nowa historia, choć tłumnie pojawiają się w niej bardzo znane postacie.
Wszystko zaczyna się w Azylu Arkham, gdzie Goryl Grodd próbuje użyć swego nowego urządzenia o nazwie Quake Engine. Pomiędzy wielką małpą i przybyłym na miejsce Nietoperzem wywiązuje się dramatyczna walka, w czasie której obaj zostają wessani przez uwolnioną energię maszyny. Jak się wkrótce okazuje, ustawienia parametrów wynalazku Grodda przenoszą Batmana w czasie i przestrzeni do dawnej Japonii. Lecz na tym nie koniec! Gacek wkrótce odkrywa, że wraz z nim na nietypową wycieczkę wysłani zostali najwięksi złoczyńcy z Arkham (Pingwin, Two-Face, Poison Ivy, a także Joker i Harley Quinn) oraz Catwoman i większa część Bat-Rodziny (Robin, Red Hood, Nightwing, Red Robin i Alfred).
Kiedy pierwsza potyczka z panoszącym się w Kraju Kwitnącej Wiśni Jokerem przynosi Batmanowi dotkliwe straty w sprzęcie, Człowiek Nietoperz podejmuje znamienną decyzję. Kolejną bitwę stoczy, sięgając po wszystko, co jest w jego zasięgu. Towarzyszyć mu będzie determinacja, cel oraz oddanie wiernych przyjaciół. Przed drużyną Batmana piętrzy się więc nie lada wyzwanie, ponieważ muszą nie tylko pojmać wszystkich teleportowanych złoczyńców, ale również zebrać przekaźniki mocy Grodda, które pozwolą im wrócić do obecnych czasów.
O samej fabule nie da się powiedzieć wiele ponad to, co napisałem powyżej. Niestety, scenariusz animacji jest pretekstowy, nie dzieje się tu nic, co może w jakiś sposób zaskoczyć widza, czy też wyryć się w jego pamięci. Ot, zwykła historyjka o podróży w czasie i desperackich próbach powrotu do teraźniejszości. Otrzymujemy dużo walk, akcji i niewyszukanych dialogów (często wręcz boleśnie standardowych). Bohaterowie nie wybijają się ponad przeciętną, są swoimi klasycznymi wersjami znanymi z filmów i komiksów. Zdaje się, że twórcy zupełnie zapomnieli o uczcie dla duszy, która jest przecież równie ważna, jak strona wizualna przedsięwzięcia.
A ta jest w filmie Batman Ninja niesamowita! Sam nawet nie wiem, czy jest to jeszcze klasyczna animacja, czy już najprawdziwsze anime. Sam styl rysowania postaci, ich ruchy, płynność i wyrazistość kadrów – to wszystko zachwyca od samego początku, nie dając oczom ani chwili na wytchnienie. Realia epoki zostały ukazane po mistrzowsku, a stroje i bronie używane przez bohaterów idealnie spajają ich komiksowe pierwowzory z bogatą historią japońskiej kultury. Jeśli dodamy do tego epicki rozmach wszelkich potyczek, dla których inspiracji należy szukać w japońskiej popkulturze, otrzymamy pełny obraz wizualizacji tego animowanego dzieła. Nie chcę zdradzać za wiele, wspomnę więc jeszcze, że budowle, będące czymś znacznie więcej, niż się początkowo wydaje, usatysfakcjonują też sympatyków ogromnych, niszczycielskich robotów.
Batman Ninja jest więc próbą przełożenia klasycznego bohatera na język wschodniej stylistyki, bardzo udaną pod względem kreatywności wizualnej, lecz niezwykle marną od strony fabularnej. Być może był to w pewnym stopniu zabieg celowy, ponieważ twórcom zależało, aby widz kontemplował wyłącznie obraz, nie zawracając sobie głowy treścią. Sądzę, że komuś takie rozwiązanie będzie pasowało, ja jednak pozostaję nim mocno zawiedziony. Hołd wobec genezy Nietoperza jest tu niezwykle wyraźny, ale okazja na stworzenie filmu pięknego wizualnie i atrakcyjnego w treść została nieco zaprzepaszczona. Szkoda, bo tak wdzięcznego tematu jak Batman w feudalnej Japonii prędko nie będzie.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Batman Ninja
Reżyser: Junpei Mizusaki
Scenariusz: Kazuki Nakashima, Leo Chu
Gatunek: animacja, superhero
Główne role (w angielskiej wersji językowej): Roger Craig Smith, Tony Hale, Grey Griffin, Tara Strong, Will Friedle
Produkcja: Stany Zjednoczone, Japonia
Czas trwania: 85 min.
Rok produkcji: 2018
Wytwórnia: Warner Bros. Animation
osobiscie bym takiego tytułu nie chciała oglądać, nie dla tego, że nie lubię batana, tylko dlatego że sama koncepcja mi nie pasuje. z resztą nauczona już doświadczeniem po amerykańskim filmie dragon balla…. no nie, niech się style nie mieszają
Rewelacyjny komiks pod każdym względem. Dodanie Batmanowi atrybutów z japońskiego etosu jest mega. Tygiel kulturowy, wartka akcja. Na pewno warte polecenia każdemu fanowi.