SIEĆ NERDHEIM:

Lynch pokazuje magię i politykę. Recenzja książki Republika złodziei

Tym razem Locke i Jean stają razem na przeciw magii i polityki
Tym razem Locke i Jean stają razem na przeciw magii i polityki

Wielu autorów w którymś momencie myśli: „A co by było, gdyby zmieszać moich bohaterów z polityką?” (ostatnio na ten pomysł wpadł chociażby Brandon Sanderson w Studni Wstąpienia). Brandonowi się udało – drugi tom trylogii Z Mgły Zrodzonego wciąga. Z Lynchem sprawa nie jest tak oczywista. Piszę o tym, gdyż to właśnie polityka jest głównym tematem najnowszego epizodu sagi o Niecnych Dżentelmenach, a mianowicie Republiki Złodziei, i w tym przypadku niestety nie jest już tak wspaniale, okazale, jakbym sobie tego życzył.

Autor dalej serwuje nam swój schemat na powieść, czyli ichniejsze realia (czasy około renesansowe), a między nimi interludia traktujące o przeszłości. Tylko że tym razem owe przerywniki zdają się nawet być momentami ciekawsze niż to, co obecnie spotyka naszych bohaterów. Mówię to z przykrością, ale niestety takie miałem odczucia. W rozdziałach głównych brakuje przysłowiowej ikry, polotu, rozmachu. Jest ewidentny brak poczucia zagrożenia, a także epickości, do których zostałem przyzwyczajony przez Lyncha. W poprzednich częściach mimo wszystko obecny był strach o życie bohaterów. Tutaj jest niby groźba wisząca nad Jackiem i Locke’em, ale od samego początku nasi dwaj protagoniści zdają się być względnie bezpieczni, a to z kolei powoduje, że nie przeżywam aż tak ich wyczynów. Poza tym pojedynek na jak najbardziej wyrafinowane „psikusy” w celu zdobycia politycznego poparcia nie jest tak imponujący czy też wciągający, jak próba przeżycia na morzu.

Na szczęście to, co stanowiło jedną z sił Lyncha, czyli dialogi, dalej nie zawodzi. Wciąż mamy do czynienia z błyskotliwymi, ciętymi ripostami oraz skrajnymi emocjami. To wszystko znacznie ożywia  książkę i doszło nawet do tego, że chciałem pomijać akcję, aby tylko dotrzeć do kwestii mówionych, żeby się przekonać, czym zostanę tym razem zaskoczony. Naprawdę, sztukę pisania konwersacji między postaciami autor ma opanowaną w zachwycającym stopniu i to się mu chwali. Czapki z głów.

Bohaterowie nasi drodzy również trzymają poziom. Ich cechy charakteru nadal są widoczne, w żadnym z nich nie zachodzą radykalne przemiany. Oczywiście wraz z kolejną zmianą środowiska dostajemy całą plejadę nowych osób, które też mają swoją osobowość. Są one na tyle interesujące, że potrafią ściągnąć na siebie uwagę. Na pierwszy plan wyłaniają się dwie silne postacie kobiet i moją zdecydowaną faworytą tutaj jest Sabetha – kobieca do szpiku kości. Do tej pory była ona obecna tylko w interludiach. Teraz miałem szansę poznać tę tajemniczą personę lepiej i zostałem nią oczarowany bez reszty.  Panie mogą naprawdę brać z niej przykład. Jest niezaprzeczalnie inteligentna, potrafi wykorzystać swój seksapil, pełna niespodzianek, z niejednym asem w rękawie, rozsądna, kiedy tego wymaga sytuacja, a w innych okolicznościach uczuciowa. Do tego wszystkiego potrafi zaplanować i zrealizować swoje zamierzenia, dostając dokładnie to, czego chce. Nie boi się wyzwań, jest zaradna i samodzielna. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać, ale cóż, skoro obok Sabethy nie można przejść obojętnie.

Teraz wspomnę kilka słów o nowych „warunkach środowiskowych”. Po Wenecji, mieście w chorwackim stylu i statku otrzymujemy metropolię, która przypomina mi Paryż z jego elitami, modą, dbaniem o elegancki charakter miasta, w pewien sposób pełne pychy.  Również tę aglomerację przedstawiono bardzo obrazowe i łatwo wsiąkamy w jej atmosferę oraz życie mieszkańców. Opisy miasta i jego codziennego rytmu pasują do siebie tak ściśle, że nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby widzieć to wszystko, co rysuje nam piórem autor.

Lynch zaczyna nagle opowiadać nam o magii w swoim świecie i ten element rysuje się ciekawie. Jeśli czytaliście poprzednie tomy, to wiecie, że nie ma w nich za wiele o czarownikach, ich możliwościach, ograniczeniach i tak dalej, bo zaklęcia są elementem zepchniętym zupełnie na bok. Autor bierze przykład z innych poczytnych obecnie pisarzy i marginalizuje znaczenie magii, opierając wszystko na fikcyjnych wydarzeniach. Jednak gdy trafiamy do miejsca, gdzie znajduje się najbardziej potężne i jedyne właściwie Kolegium Magów, które to sprawuje również najwyższą władzę w regionie, to nie obywa się bez opisu, jak to wszystko funkcjonuje. Nie ma tu jakichś epickich kul ognia czy innych fajerwerków. Jest dość subtelna magia umysłu, kontrolowanie pogody i inne wysublimowane pokazy tej sztuki. I wszystko to opiera się na jasnych, klarownych zasadach.

Stylistycznie jest wciąż rewelacyjnie. Mamy tutaj do czynienia z naprawdę dobrymi opisami, jeszcze lepszymi dialogami i to wszystko bez wpadek, potknięć, czegokolwiek, co by przeszkadzało w niesamowitej przyjemności lektury. Mam nadzieję, że autor utrzyma się jak najdłużej na tym poziomie, bo nie chciałbym zmieniać dobrego zdania o nim.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć, a mianowicie ostatni rozdział, który został nazwany po prostu epilogiem. I niestety rozczarowuje mnie on w dotkliwym stopniu, gdyż uważałem, że autor jest konsekwentny w tym wszystkim, co pisze, a tu ku mej rozpaczy doznałem nieprzyjemnego zaskoczenia. Co prawda opis samego zdarzenia jest solidny, na poziomie i nie ma się do czego w nim samym przyczepić. Problemem jest tylko fakt, że nie powinno w ogóle do niego dojść. Brakuje tu po prostu logiki. Ale to już może przemawiają moje wymagania.

Podsumowując, jest trochę gorzej, nie ukrywam, i to w warstwie fabularnej. Stonowanie z zagrożeniem i zabawa w „sterowaną” demokrację spowalniają tempo i niestety rzutuje to na postęp w lekturze. W żadnym wypadku bynajmniej nie jest to rzecz nudna, tylko odrobinę mniej ciekawa niż dotychczas.  Może zabrakło ciekawszych pomysłów? Poza tym jednym mankamentem dalej zachowane zostały wszystkie te elementy, które stanowiły o wysokiej jakości cyklu. Jeśli przeczytaliście jego dwa poprzednie tomy, nie ma kompletnie żadnych przeciwwskazań, aby ten ominąć. Teraz pozostaje tylko czekać na następny, ale ciągłe przesuwanie daty premiery nie napawa optymizmem. Gdy tylko się pojawi, to na pewno będę o nim pisał.

SZCZEGÓŁY
Tytuł: Republika Złodziei
Wydawnictwo: Mag
Autor: Scott Lynch
Data Premiery: 23.10.2013
Gatunek: fantasy
Liczba stron: 656
ISBN: 978-83-7480-398-4

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
Wielu autorów w którymś momencie myśli: „A co by było, gdyby zmieszać moich bohaterów z polityką?” (ostatnio na ten pomysł wpadł chociażby Brandon Sanderson w Studni Wstąpienia). Brandonowi się udało – drugi tom trylogii Z Mgły Zrodzonego wciąga. Z Lynchem sprawa nie jest tak...Lynch pokazuje magię i politykę. Recenzja książki Republika złodziei
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki