UWAGA: W tekście mogą znajdować się spoilery.
Przygotowana w Multikinie Złote Tarasy w Warszawie impreza z okazji nadchodzącej premiery drugiego sezonu serialu Westworld udowadnia, że stacja HBO wiąże z tą produkcją ogromne nadzieje. Po projekcji nie zabrakło okazji do skosztowania interesujących potraw, spróbowania ciekawych drinków (o nazwach nawiązujących do serialu) czy obejrzenia specjalnie przygotowanych na tę okazję atrakcji oraz pokazów, ale to premierowy odcinek był zdecydowanie daniem głównym podczas tego wieczoru. Oczywistym jest już dla wszystkich, że to dzieło Lisy Joy oraz Jonathana Nolana zaraz stanie się flagowym okrętem tej telewizji. W końcu pierwszy epizod, wyemitowany niespełna osiemnaście miesięcy temu, miał większą oglądalność od otwarcia Gry o tron w 2011 roku.
Przypomnijmy pokrótce wydarzenia z pierwszego sezonu – akcja serialu toczy się w nowoczesnym parku rozrywki stylizowanym na klimaty rodem z westernów, gdzie za sowitą opłatą ludzie mogą oddawać się najdzikszym przyjemnościom. To miejsce staje się „więzieniem ludzkich grzechów”, gdzie gwałty i morderstwa są na porządku dziennym. Ludziom mają w tym „pomagać” specjalnie zaprogramowane hosty (inteligentne androidy), których jedynym zadaniem jest robić to, na co klienci mają ochotę. Ale „gwałtownych uciech i koniec gwałtowny”, toteż ostatni epizod serii przedstawia obraz tlącej się rewolucji. Dochodzi bowiem do przebudzenia i uzyskania świadomości przez kilku hostów. Jawiące się przed ich oczami praktyki wyzysku i okrucieństwa, jakim poddawani są „pobratymcy”, są nie do zaakceptowania, toteż rozpoczyna się rebelia mająca na celu wyrwanie się z kleszczy odchodzących bogów-ludzi, a co za tym idzie przejęcie kontroli nad całym parkiem rozrywki, by żyć nareszcie w zgodzie ze sobą.
Drugi sezon rozpoczyna się sceną rozmowy między Dolores a Arnoldem. Wydaje się, że została ona przeprowadzona jeszcze przed otwarciem parku, wszak po kobiecie nie widać jeszcze, by była świadoma swojego położenia. Mężczyzna opowiada swój sen, który można natomiast traktować jako wizję przyszłych wydarzeń – walki między ludźmi a androidami, z której tylko jedna strona wyjdzie zwycięsko. Opisywana mara, związana z byciem pozostawionym na środku oceanu, znakomicie rymuje się z kolejną sceną, gdy kamera przygląda się bezwładnie leżącemu ciału Bernarda nad brzegiem morza.
Twórcy przyzwyczaili do swobodnego poruszania się pomiędzy kolejnymi planami czasowymi i w drugim sezonie podążają tą samą ścieżką. Ustawienie niektórych scen w odpowiednim porządku chronologicznym nie powinno być jednak problemem – przedstawiane są perypetie bohaterów tuż po oddaniu strzału przez Dolores wieńczącego pierwszy sezon, jak również akcja toczy się około dwa tygodnie po tych wydarzeniach, gdy wynajęci przez firmę Delos (zarządcę parku) żołnierze lądują na wyspie w celu zneutralizowania bojowników. W tym momencie żarty się kończą. Rozpoczyna się walka na śmierć i życie, w której nikt nie będzie brał jeńców.
Pisanie o Westworld nastręcza mnóstwo problemów, ponieważ każdą wypowiadaną przez aktorów kwestię można traktować w sposób dosłowny oraz symboliczny. Bohaterowie ciągle mówią zagadkami i szyframi, które dopiero później zostaną lepiej zrozumiane. Dopóki nie pojawią się napisy wieńczące ostatni odcinek sezonu, dopóty nie ma się pewności, co tak naprawdę się dzieje. Wspomniane wyżej dociekania na temat chronologii mogą okazać się zatem zupełnie nietrafione, gdyż twórcy już wcześniej pokazali, jak skutecznie są w stanie zaskoczyć widza. Nad serialem HBO nadal unosi się aura tajemniczości. Joy z Nolanem nie odeszli od koncepcji zaproponowanej w pierwszym sezonie, toteż przedstawiają jedynie strzępki informacji, które w kolejnych epizodach będą uzupełniali kolejnymi szczegółami. Widz jest skołatany niczym Bernard, który po zbudzeniu na plaży przez żołnierzy zaczyna odkrywać skalę zniszczeń, jak również przypominać sobie popełnione wcześniej przez niego czyny.
Ale mamy kilka pewników – na pewno do gry powróci Ed Harris, czyli tzw. Man in black. Nareszcie pozbędzie się dręczącej go frustracji, ponieważ będzie mógł podjąć grę, której rezultat nie będzie z góry zaplanowany. Fikcja ustąpi prawdzie, toteż będzie miał szansę na zrealizowanie swojego marzenia, zwłaszcza że dr Robert Ford pozostawi mu pewną niespodziankę.
Wygląda na to, że wątek Maeve będzie również konsekwentnie prowadzony, zatem przyczyna, dla której pozostała w parku – odnalezienie „córki” – stanie się motorem napędowym jej dalszych działań. Napotka na swojej drodze niespodziewanego sprzymierzeńca, zapewniającego w pierwszym odcinku najwięcej okazji do śmiechu. To będą jedyne momenty, gdy powaga i patos ustąpią ironii.
Najważniejszy wątek dotyczy jednak Dolores, nadal świetnie granej przez Evan Rachel Wood. To zapoczątkowana przez nią rebelia doprowadziła do panującego w parku chaosu. To ona przelewać będzie najwięcej ludzkiej krwi, dążąc do przejęcia kontroli nad znanym jej światem. Jest bezwzględna w swoich poczynaniach, co ma dobre i złe strony. Można bowiem podziwiać zawziętość postaci, aczkolwiek przez to powoli staje się ona jednowymiarowa. Brak jakichkolwiek wątpliwości jest uzasadniony doświadczonymi traumami, aczkolwiek wydaje się, że twórcy powinni postawić przed nią jakąś poważniejszą przeszkodę. Być może to tlący się konflikt między nią a Teddym, milcząco przyglądającym się okrucieństwu kobiety, stanie się czymś takim.
W międzyczasie pojawia się kilka ciekawostek wartych odnotowania, które zapewne w przyszłości będą jeszcze rozwijane. Widzowie mogą dowiedzieć się, ile jest parków i tego, gdzie konkretnie się one znajdują. Pojawia się również okazja do poznania wnętrza hostów, jak również motywacji przyświecających włodarzom firmy Delos.
Pierwszy odcinek nowego sezonu ogląda się naprawdę bardzo dobrze. Widz zostaje wprowadzony od razu w wir wydarzeń, aczkolwiek nie są one przedstawione w sposób chaotyczny. Epizod trwa siedemdziesiąt minut, toteż twórcy na spokojnie wracają do każdego z ważniejszych bohaterów. Cierpliwość to zasada naczelna, dzięki której widz ma również chwilę na to, by przypomnieć sobie wydarzenia z poprzedniego sezonu.
I tylko dwie wątpliwości kołaczą się po głowie w trakcie seansu. Pierwsza z nich jest bardzo osobista i dotyczy sposobu, w jaki twórcy kreują konflikt między homo sapiens a sztuczną inteligencją. Naszemu gatunkowi można wiele zarzucić, aczkolwiek takie uwznioślanie maszyn jest dla mnie odrobinę niepokojące. Innym może to kompletnie nie przeszkadzać, ale w moim odczuciu czasami zbyt swobodnie przechodzi się od wyrównywania win do zwykłego mordowania ludzi. Zdaje się, że twórcy nierównomiernie rozkładają racje, co prowadzi do niesprawiedliwości wobec człowieka. Przecież Dolores w wielu aspektach zachowuje się w podobnie bezlitosny sposób. A że kierują nią odmienne motywacje, to już zupełnie inna kwestia.
Druga wątpliwość związana jest już z samym sposobem prowadzenia narracji. Rozrzucane zagadki są naprawdę interesujące i pragnie się je możliwie jak najszybciej rozwiązać, aczkolwiek istnieje obawa, że przysłonią one tę emocjonalną stronę widowiska. Przypomina się sytuacja z serialem Lost, zwłaszcza że przy obu produkcjach „maczał palce” sam J.J. Abrams. Oby znowu nie doszło do tego, że pogmatwana fabuła przesłoni bohaterów, a piętrząca się mistyfikacja okaże się posiadać liche fundamenty. Tak na marginesie – wnikliwi widzowie odnajdą w opisywanym odcinku pewien „zabieg”, który pojawił się również w Lostach.
Westworld jest widowiskiem prowadzonym z niebywałym rozmachem, który może zawładnąć popkulturową wyobraźnią i wyznaczać trendy w serialowym świecie na kolejne lata. Lisa Joy i Jonathan Nolan w pierwszym odcinku drugiego sezonu w przemyślany sposób rozłożyli pionki na szachownicy, dlatego z niecierpliwością należy oczekiwać rozwoju zdarzeń, zwłaszcza że epizod kończy się mocnym cliffhangerem. Ja na pewno trzymam kciuki, by to „kłamstwo okazało się głębszą prawdą”.
Autorem tekstu jest Marcin Kempisty z portalu filmawka.pl