SIEĆ NERDHEIM:

Retrorecenzja gry The Punisher

The Punisher 1

Punisher to jedna z najciekawszych postaci z uniwersum Marvela. Nie da się go jednoznacznie zaklasyfikować jako bohatera pozytywnego lub negatywnego – z jednej strony ten były żołnierz na własną rękę walczy z przestępcami (ba, nawet dość skutecznie), z drugiej jednak jego brutalne metody i brak wiary w wymiar sprawiedliwości narobiły mu wrogów również wśród “swoich”. Bohater ten brak nadnaturalnych mocy rekompensuje wojskowym wyszkoleniem i żądzą zemsty za zabójstwo swojej rodziny, przez co w marvelowskim towarzystwie nordyckiego boga, ucieleśnienia amerykańskiego ego czy wściekłego zielonego potwora Punisher jest najbardziej… ludzki, wiarygodny.

Niestety Frank Castle (tak oryginalnie nazywał się mściciel) nigdy nie miał szczęścia do adaptacji. Wszystkie trzy pełnometrażowe filmy były zwyczajnie słabe (wszystkie też ignorowały w zasadzie gotowy scenariusz, jakim jest komiks Year One opowiadający o początkach postaci). Ta sytuacja na szczęście zdaje się zmieniać, bo ostatnio Frank odegrał dużą rolę w netfliksowym Daredevilu, a w przyszłym roku powstanie cały serial skupiony tylko na nim. Jest więc spora szansa, że klątwa zostanie przełamana. Nieco lepiej (ale też bez przesady) sytuacja wyglądała z grami video – na początku lat 90. powstały cztery zręcznościowe produkcje, wydane na kilka platform. Prawdziwy przełom nastąpił jednak blisko dwanaście lat później, kiedy w 2005 roku światło dziennie ujrzała stworzona przez studio Volition gra The Punisher.* Fabularnie tytuł był częściowo oparty o film z Thomasem Jane’m i Johnem Travoltą z 2004 roku (który to z kolei czerpał z komiksu Welcome Back, Frank autorstwa Gartha Ennisa i Steve’a Dillona). Od premiery gry minęło w branży elektronicznej rozrywki kilka epok, lecz powrót po latach nie okazał się szczególnie bolesny. Niestety, zawsze mogło być lepiej.

The Punisher 2

The Punisher to shooter z mechaniką mocno inspirowaną serią Max Payne (w zasadzie można nawet powiedzieć, że to trochę bardziej rozbudowany klon). Gracz kontroluje Franka widząc wszystko zza jego pleców, a rozgrywka polega głównie na eliminowaniu wrogów. Nie da się ukryć, że pod względem gameplayu już w momencie debiutu nie była to szczególnie odkrywcza produkcja, ale developerom udało się zaimplementować kilka ciekawych rozwiązań. Po pierwsze, Frank mógł łapać wrogów i używać ich jako żywych tarcz, dzięki czemu otrzymywał mniej obrażeń, kosztem ograniczonej mobilności. Drugą nowalijką była opcja “szybkiego zabójstwa”, która uaktywniała się po podejściu do przeciwnika na bliską odległość. Taka metoda pozwalała zlikwidować wroga w bardziej efektowny sposób niż normalnie, co generowało więcej punktów, potrzebnych do leczenia głównego bohatera i odblokowania ulepszeń broni. Warto wspomnieć, że dostępny arsenał jest naprawdę rozbudowany, co wzbogaca – nie oszukujmy się – dość monotonną rozgrywkę.

The Punisher 3

Największym urozmaiceniem była jednak konieczność zdobywania informacji od niektórych przeciwników, co wiązało się z brutalnymi przesłuchaniami. I choć całą procedurę oparto o prostą minigierkę, to kreatywność twórców w wymyślaniu różnych sposobów zadawania bólu do dziś robi wrażenie. Po produkcjach takich jak Manhunt, Carmageddon czy Postal trudno znaleźć w Punisherze coś naprawdę szokującego, ale na pewno jest to gra skierowana wyłącznie dla dorosłych odbiorców. Można oskarżać studio Volition o próbę wywołania taniej kontrowersji, ale uważam, że cała ta krwawa otoczka doskonale pasuje do postaci głównego bohatera.

Niestety, o ile gameplay w miarę wytrzymał upływ czasu, to nie można tego samego powiedzieć o grafice. Już w chwili premiery The Punisher był nieco przestarzały pod względem oprawy wizualnej, a dziś gra jest po prostu brzydka. Na pochwałę zasługują jednak całkiem pomysłowe projekty poziomów i umiejętna gra światłem, przez co (przynajmniej na części leveli) nie można odmówić grze klimatu. Denerwują też rozmaite niedoróbki w warstwie audio, np. przy skoku z większej wysokości odgłos uderzenia o ziemię rozlega się zauważalnie przed faktycznym lądowaniem.

The Punisher 4

Jak więc po prawie dwunastu latach prezentuje się The Punisher? Dość… średnio. Na pewno gra mnie nie odrzuciła i choć wizualnie trochę czuć naftalinę, to bawiłem się całkiem dobrze przez wszystkie 16 etapów. Nie sądzę jednak, żebym szybko do Punishera powrócił – myślę, że płyta znów powędruje na długi czas na półkę. Póki co pozostaje mieć nadzieję, że z okazji premiery serialu pojawi się nowa produkcja pod tą marką. A może czas na remaster?

*Dla porządku warto wspomnieć jeszcze wydaną w 2009 roku na PSN grę Punisher: No Mercy, ale przeszła ona właściwie bez echa i zbierała bardzo negatywne recenzje (średnia ocen na Metariticu to zaledwie 47%).

The Punisher 5

Tekst gościnny autorstwa Adama Kubaszewskiego z portalu arytmia.eu

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Karol
Karol
7 lat temu

Ha, świetnie napisane – dzięki za wspomnienie tej pozycji 🙂

Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki