SIEĆ NERDHEIM:

Strumień świadomości wpadający w mocne zakończenie. Recenzja serialu Oderwij wzdłuż linii

Oderwij wzdłuż linii – plakat włoski.

Są nowe tytuły, które budzą moje zainteresowanie, ale z różnych przyczyn odkładam je na przysłowiowe „później”. Miałem tak z Oderwij wzdłuż linii, włoską animowaną komedią. I żałuję, ponieważ gdybym mógł się cofnąć w czasie i zdradzić sobie, jak poruszający jest finał serialu, uczyniłbym z oglądania priorytet.

Poznajcie Zerocalcare – antypatycznego introwertyka przed czterdziestką, egoistę, mizantropa, bardzo sfrustrowanego typa, który jak sam to określa, zawodowo unika życia, jednocześnie sporo ze swojego nam streszczając. A przy okazji stanowi kreskówkową wersję samego rysownika, a jego głównym towarzystwem jest wyimaginowany antropomorficzny Pancernik, w roli sumienia. Serial ma oryginalny format– narracja jest praktycznie autobiograficznym strumieniem świadomości głównego bohatera. Przypomina to animowany stand-up show, gdzie komik raczy nas istnym słownym bliztkriegiem, a jeśli spotkał jakieś przecinki, to uczynił z nich jeńców wojennych.

Rzymska paczka prawie w komplecie. Od lewej: Zero, Sara i Secco [źródło: imdb.com]

Oprócz niego poznamy błyskotliwą i równie pyskatą Sarę, jego niespełnioną miłość Alice oraz zblazowanego Secco, którego osobowość można podsumować jego ulubionym zdaniem: „Idziemy na lody?” W animowanym Rzymie spotkamy jeszcze inne poboczne postacie, w tym kolejne antropomorficzne persony, ale wszystko jest przefiltrowane przez percepcję Zero, będącego narratorem. Przez większość czasu nawet głosy innych postaci to impresje protagonisty, naśladującego tony znajomych. Jedyny wyjątek stanowi wspomniany Pancernik (Valerio Mastandrea). Skojarzenia ze skeczami scenicznymi są tym większe, że Zerocalcare to człowiek orkiestra: napisał scenariusz, wyreżyserował, narysował i zagrał. Do tego odcinki są krótkie, nawet po piętnaście minut, i wszystkie sześć epizodów można łyknąć w jeden wieczór. To dla mnie specyficzna i nowa formuła, ale poczucie humoru autora mi podpasowało i szybko się przestawiłem.

Pomaga w tym prosta, acz ekspresyjna animacja. Postacie grają gestykulacją (po samych dłoniach widać, że to włoska produkcja), a opowieść podkreślana jest pomysłowym, przerysowanym humorem, nieprzejmującym się poprawnością polityczną. Do tego Zero wciąż zaciera granicę między fikcją a autobiografią i wygląda zza czwartej ściany.  Wytyka m.in. wzorce męskości wymuszające na nim pewne zachowania, sam siebie ochrzania za czas umykający przez palce, drażnią go społeczne konwenanse i w słowotoku topi jeszcze wiele innych tematów i żali. Ciężko nie być sfrustrowanym, gdy jeden z twoich podopiecznych z korepetycji wyrasta na nazistę, prawda?

W życiu Zero nie brakuje powodów do frustracji [źródło: filmweb.pl]

Głównym tematem produkcji jest tytułowa metafora odrywania obrazka wzdłuż linii – owym obrazkiem jest nasze i cudze wyobrażenie idealnego życia. Niewielu udaje się trzymać tych cholernych kreseczek. Rwiemy, szarpniemy za mocno, źle skręcamy i lecimy dalej, a efekt jest daleki od oczekiwanego. Czasem nawet bardziej interesujący. Zero postanawia nie próbować niczego odrywać, ale nawet jego „karteczka” nie wisi w próżni. Staje się zmiętoszona od trzymania, poplamiona, rwie się sama z czasem… Te porównania bardzo mi się spodobały; w pełnych frustracji komentarzach autora są rzeczy bliskie każdemu, kto mierzy się z wyzwaniami dzisiejszej dorosłości. Opowiada o tym ze szczegółami, w czasie wyjazdu z przyjaciółmi, co stanowi główną oś fabuły.

Z każdym epizodem stajemy odrobinę bliżej bolesnych prawd, aż szósty odcinek zmienia nagle odbiór całości, wciąga widza na ring i bije po emocjonalnych nerkach, nie przestając, nawet kiedy sędzia krzyczy „nokaut!”. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, żeby nie zepsuć efektu, ale powiem tak: serial porzuca swoją introspektywną formułę, postacie zyskują właściwe głosy, a Zero zostaje bez ogródek skonfrontowany z życiem, przed którym tak długo uciekał. Poruszono poważny temat, jeden z istotnych problemów trapiących współczesne społeczeństwo (w naszym kraju mamy go niepokojąco wysoki wskaźnik), w którego kontekście sporo zachowań bohatera w czasie podróży nabiera nowego sensu. Zakończenie zostało przedstawione w sposób wrażliwy i dojrzały, nawet jeśli nasz protagonista sam potrzebował do pewnych spraw dojrzeć i oderwać się od swojego ego.

Wspólna podróż stanowi główną oś fabuły [źródło: imdb.com]

Serial jest godny polecenia, nawet jeśli tylko ze względu na odcinek finałowy. To perełka, ukryta pod strumieniem autobiograficznego monologu, zręcznie upleciona w spójną całość i filozoficzne przemyślenia o współczesności. Do tego angażująca i z przyjemną ścieżką dźwiękową. Tam, gdzie ma bawić – bawi, a momenty dramatyczno-obyczajowe wycisnęły ze mnie więcej emocji niż aktorskie dramy. Nie powtórzcie mojego błędu i jeśli interesują was animacje dla dorosłych, nie odkładajcie Oderwij wzdłuż linii na później.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Oderwij wzdłuż linii
Tytuł oryginału: Strappare lungo i bordi
Wydawca: Netflix
Producent: Davide Rosio, Giorgio Scorza, Movimenti Production, BAO Publishing, DogHead Animation
Reżyser: Zerocalcare
Scenarzysta: Zerocalcare
Platforma: Netflix
Gatunek/Typ: serial animowany, komedio-dramat
Data premiery:  17.11.2021
Obsada: Zerocalcare, Valerio Mastandrea, Chiara Gioncardi, Paolo Vivio, Veronica Puccio

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Antek VD
2 lat temu

Artykuł przyjemny dla oka i użyteczny. Na innych stronach formatowanie tekstu czasami woła o pomstę do nieba. Jak widzę ścianę tekstu to po prostu wychodzę. Tutaj odpowiednie odstępy i treść. Na pewno będę zaglądał tutaj częściej 🙂

Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
Są nowe tytuły, które budzą moje zainteresowanie, ale z różnych przyczyn odkładam je na przysłowiowe „później”. Miałem tak z Oderwij wzdłuż linii, włoską animowaną komedią. I żałuję, ponieważ gdybym mógł się cofnąć w czasie i zdradzić sobie, jak poruszający jest finał serialu, uczyniłbym z...Strumień świadomości wpadający w mocne zakończenie. Recenzja serialu Oderwij wzdłuż linii
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki