SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja serialu Flaked

1

Flaked to prawdopodobnie jedna z mniej wyczekiwanych tegorocznych nowości Netfliksa, zwłaszcza w porównaniu z takimi przebojami jak Fuller House czy kolejne serie House of Cards i Daredevila. Chociaż niezbyt ufam produkcjom, których głównym bohaterem, współproducentem i współtwórcą jest ta sama osoba – w tym przypadku kanadyjski komik Will Arnett – to, nie mając żadnych serialowych zaległości, postanowiłem sprawdzić, czym jest najnowsza produkcja platformy. Tym bardziej, że składa się ona z raptem ośmiu półgodzinnych odcinków.

Serial opowiada o mieszkającym w Venice, dzielnicy Los Angeles, „facecie po przejściach” Chipie, będącym swego rodzaju „guru” miejscowej społeczności. Przed dekadą trafił do Venice, gdzie uczęszczał na spotkania Anonimowych Alkoholików, ale dzięki dobrej gadce zaskarbił sobie sympatię i zaufanie mieszkańców. Któregoś dnia w okolicy pojawia się London, która wpada w oko jego najlepszemu kumplowi Dennisowi, co dość szybko zaczyna prowadzić do konfliktu pomiędzy mężczyznami, ponieważ Chip ma tendencję do uprawiania seksu z każdą dziewczyną, która podoba się Dennisowi, nie bacząc przy tym na konsekwencje.

1

Na dobrą sprawę recenzję mógłbym zakończyć stwierdzeniem, że Flaked to taka wydmuszka, serial kompletnie o niczym. Ot, komik mający pieniądze chciał stworzyć jakiś serial ze sobą w roli głównej, nie wysilając się przy tym przesadnie, więc wziął mało znanych aktorów, jako plan wybrał okolice Hollywood, żeby za daleko nie jeździć, sklecił jakąś tam fabułkę, potem to nakręcono, opchnięto Netfiksowi i voilà, może będą z tego jakieś pieniążki dla producentów, czyli w tym i dla komika. Po komiku można by się spodziewać, że serial będzie komedią, ale elementów komediowych – chociaż się pojawiają, ba! czasem nawet bawią – jest zdecydowanie za mało, żeby uznać Flaked za komedię. Znacznie więcej mamy tutaj dramatu, ale ta warstwa jest tak schematyczna i była przewałkowana na prawo i lewo już w tylu innych serialach i filmach, że nawet szkoda komentować jej wtórność, w konsekwencji której widza ogarnia całkowity tumiwisizm, a bohaterowie i ich perypetie obchodzą go tyle, co wybory prezydenckie w Surinamie.

Największą bolączką serialu jest jednak nie tyle wyświechtany scenariusz, co główny bohater. Na dobrą sprawę Arnett powtarza rolę, jaką zagrał w animowanym BoJacku Horsemanie, którego również był producentem – nie radzącego sobie z dorosłym życiem kidulta, który wykorzystuje wszystkich wokół, żeby poczuć się lepiej i zginąłby, gdyby nie oni. O ile jednak z BoJackiem można sympatyzować, bo jest dość pocieszny w swojej nieporadności, o tyle w przypadku Chipa miałem zupełnie inne odczucia – przez większość czasu jest on takim złamasem, że nie potrafiłem wykrzesać do niego ani krztyny sympatii. Olewa tych, którym na nim zależy i na których powinno zależeć jemu, myśli penisem zamiast głową, jest dwulicową gnidą, która pod płaszczykiem pomagania innym kombinuje tylko, jak ochronić własną skórę i tak zakręcić, żeby dalej móc siedzieć na dupie i nie musieć szukać uczciwej pracy. Kiedy jego intryganctwo, matactwa i dwulicowość zaczęły obracać się przeciwko niemu, nie sympatyzowałem z nim, tak jak z innymi serialowymi bądź filmowymi bucami – cieszyłem się, że wredny złamas w końcu dostał to, na co zasłużył. Na dobrą sprawę mógłby to być jakiś plus, ponieważ postać wzbudza innego rodzaju emocje niż jej podobne, jednak niechęć do Chipa sprawiała, że miałem raczej ochotę przestać oglądać Flaked. Nie pomogło nawet to, kiedy przeszedł coś na kształt obowiązkowej w tego typu produkcjach przemiany, bo i tak pozostał bucem. Lepiej od Chipa wypadają inni bohaterowie, których można nawet polubić – Dennis, głupkowaty Cooler, pojawiający się dopiero w ostatnich odcinkach mający kłopoty z kobietami Topher (w tej roli bodaj największa gwiazda serialu, Christopher Mintz-Plasse). Szkoda tylko, że te lepsze postaci służą wyłącznie jako tło dla załamasa Chipa, który zabiera dla siebie najwięcej czasu ekranowego.

1

Serial udostępniony został na Netfliksie z polskim dubbingiem, który opracowano na kilka miesięcy przed wejściem platformy do Polski. Otrzymaliśmy całkiem niezłe tłumaczenie, w którym bohaterowie „rzucają mięsem” i posługują się potocznym językiem – jest to niewątpliwa zaleta, jeśli porówna się to z ugrzecznianymi, wygładzanymi i sztucznymi szeptankami. Sam dubbing nie przeszkadza w oglądaniu, chociaż zdecydowanie znalazłby się w Polsce aktor, który lepiej pasowałby pod Willa Arnetta – dubbingujący go Jakub Wieczorek ma jednak zbyt charakterystyczny, wyróżniający się głos, który bezustannie przypomina widzowi, że ma do czynienia z wersją podkładaną. Ta jest jednak znośna, ale z innym reżyserem, mającym większe doświadczenie z poważniejszymi produkcjami, mogłaby być naprawdę świetna.

1

Flaked to produkcja oferująca niewiele ponad miałką i schematyczną fabułkę, podaną w ładnej audiowizualnie oprawie – muzyka jest niezła, widoczki klimatyczne, zdjęcia i montaż na poziomie. Jest to jednak rzecz zupełnie zbędna, którą trudno uznać mi za coś więcej niż za autopromocję Arnetta, który, korzystając z popularności Netfliksa, postanowił zrobić sobie serial. Na całe szczęście ósmy odcinek kończy się zwieńczeniem i podsumowaniem, co może sugerować i dawać nadzieję na to, że druga seria tego nikomu niepotrzebnego serialu nie powstanie. Na liście ciekawych rzeczy, którymi można zająć się dla zabicia czasu, Flaked plasuje się gdzieś pomiędzy grzebaniem sobie w pępku a malowaniem pokoju.

Ocena: 5/10

Plusy
+ zdjęcia, montaż i muzyka są wcale niezłe
+ Christopher Mintz-Plasse
+ polski dubbing daje radę

Minusy
– główny bohater
– miałki, powtarzalny scenariusz
– powoduje ogólny tumiwisizm

Autor: Pottero

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki