Zanim wybrałam się na seans Bogów Egiptu, poświęciłam dwie minuty na obejrzenie trailera i już na tym etapie wiedziałam, że będzie źle. Nie mogłam jeszcze ocenić, czy postacie i cały scenariusz położą się na ziemi i będą prosić o dobicie, ale intuicja podpowiadała mi, że tego właśnie powinnam się spodziewać. Mogłam za to pozwolić sobie na wstępną ocenę efektów specjalnych, na których całe przedsięwzięcie zostało zbudowane: tak, nie na pomyśle, nie na scenariuszu, ale właśnie na efektach specjalnych. Zwiastun nie zachęcił mnie do wydania kilku złotych na bilet, ale mimo wszystko zrobiłam to… widocznie każdy z nas jest po części masochistą.
Bogowie Egiptu to opowieść, która przedstawia nam Egipt z dawnych czasów, kiedy bogowie mieszkali wśród ludzi i panowali nad nimi. W dzień koronacji Horusa pojawia się jego wuj – bóg pustyni Set – który oślepia następcę tronu i przejmuje kontrolę nad Egiptem. Istnieje jednak szansa na przywrócenie dawnego ładu, a młody śmiertelnik imieniem Bek postanawia ją wykorzystać.
Największym minusem filmu jest nadmierne wykorzystanie efektów specjalnych. Są wszędzie i są wszystkim: tłem, armią identycznych żołnierzy, metalowymi zwierzętami, w których przemieniają się tytułowi bogowie… W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy sami aktorzy nie są tylko lalkami wyciętymi z kawałka green screenu!
O tym, że w rolach Egipcjan i egipskich bóstw obsadzono głównie białoskórych aktorów, pisano już prawdopodobnie w każdej recenzji tego filmu, więc nie chciałabym się nad tą kwestią rozwodzić. Bez względu na to, jakiego by nie byli koloru, większość z nich gra mało przekonująco albo popada w skrajność, a ich wykrzykiwane z patosem kwestie wręcz wywołują u widza śmiech. Co gorsza – między bohaterami nie ma żadnej chemii! Nie odnosi się to jedynie do wątków romantycznych, ale też zwykłych relacji między postaciami, przede wszystkim dwójki głównych bohaterów, Horusa i Beka, którzy powinni przekonać nas, że budowana podczas wspólnej podróży więź staje się coraz silniejsza. Niestety, obie te postacie są jednowymiarowe, kiepsko zagrane, a jeszcze gorzej napisane. Nikolaj Coster-Waldau nie przełamał złej passy aktorów serialu Gra o tron, którzy w ostatnich latach pracują na planach raczej średnich produkcji – odtwórczyni roli Matki Smoków, Emilia Clarke, pojawiła się w przeciętnym Terminatorze: Genisys, serialowy Jon Snow, Kit Harington, nie zabłysnął w Pompejach, nie wspominając już o Peterze Dinklage’u, wcielającym się w Tyriona Lannistera, który brał udział w zeszłorocznej klapie Piksele. Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie natomiast postać grana przez Rufusa Sewella, chociaż jest poboczna i ukazywana w negatywnym świetle, więc nie mamy ani czasu, ani możliwości się z nią zżyć.
Bogowie Egiptu mieli szansę przedstawić z ciekawej perspektywy sam temat filmu, czyli tytułowych bogów: przybliżyć widzowi egipski panteon i wpleść w fabułę rozmaite wątki zaczerpnięte z mitologii… niestety, jeśli sądzicie, że to ciekawa lekcja historii, proponuję zostawić notatnik w domu. Twórcy sami nie wiedzą, jaki bóg jest patronem czego, a przy tym upraszczają rozbudowaną i często niejednoznaczną rolę wielu bóstw. W tej kwestii wychodzi rzecz po prostu przykra – film Bogowie Egiptu miał potencjał być rzeczywiście dobrym filmem przygodowym, opartym na mitach i wierzeniach starożytnych Egipcjan, ale depcząc materiał źródłowy podeptał też nadzieje wszystkich mniejszych i większych miłośników tego tematu, i zdezorientował każdą osobę, która ma jakiekolwiek pojęcie, jak panteon bogów starożytnego Egiptu wyglądał.
Woła o pomstę do nieba kwestia reguł, które są w tym świecie przedstawione: i tak na przykład dowiadujemy się, że umarli nie słyszą żywych, żeby po jakimś czasie otrzymać scenę, w której bohaterka ze świata zmarłych jednak się z żywym protagonistą komunikuje… Horus oświadcza, że nie może się przemienić w skrzydlatego cyborga bez obu swoich magicznych oczu, ale koniec końców to jednak nie… to nie było aż tak ważne, musiał po prostu uwierzyć w siebie! Zobaczymy wprawdzie parę ciekawie rozegranych scen walk lub pościgu, a zmagania bohaterów z potworami mogą sprawić przyjemność, ale nie zrekompensuje to słabej fabuły, jednowymiarowych postaci i pompatycznych dialogów. Wiele rzeczy w tym filmie bawi, ale nie w momentach przez twórców zaplanowanych. Najzabawniejsze jest chyba to, że podczas całego seansu czułam, że sam film jest przekonany o tym, że przedstawia pełną akcji przygodę i dlatego zalewa nas co kilka chwil podniosłą muzyką, efektami i „zaskakuje” nie tak bardzo zaskakującymi zwrotami akcji…
Ostatecznie nie mogę polecić tego tytułu tym, którzy chcieliby się wybrać na film przygodowy o wciągającej fabule, bo Bogowie Egiptu na pewno nim nie są, bez względu na to, jak bardzo próbują nim być. Podejrzewam, że dopiero kiedy film ten trafi do telewizji i znajdziemy go w leniwe popołudnie na jednym z dostępnych każdemu kanałów, pomógłby się nam bezmyślnie zrelaksować i dopiero tak spełnił swoje zadanie. Póki co odradzam kupno biletów.
Ocena: 2/10
Plusy
+ film na pewno pomoże w odstresowaniu się w ciężkie popołudnie
+ możemy zobaczyć kilka dobrych scen walk
Minusy
– płytki scenariusz i dialogi
– zatrzęsienie efektów specjalnych
– nieprzekonująca gra aktorska
– przewidywalna fabuła
Autor: Aya