„Ladies and gentlemen, bastards and tramps, bloodsuckers, motherfuckers, road trash, and vamps. To the queers and the strange in the crowd and on the stage. To the violent, the malevolent, and those seeking a grave… welcome home!”
Stany Zjednoczone, „odległa przyszłość” roku 1999. Kraj zmienił się na zawsze po tym, jak olbrzymia anomalia, Blizna, rozdarła kraj na dwoje. Badaniem rozpadliny zajęła się Korporacja Serce, która odkryła w niej cuda, jakie się nawet fizjonomom nie śniły. Dzięki temu stała się ona najpotężniejszą firmą na świecie, kontrolującą niemal wszystko. A chociaż formalnie jest to rok 1999, cuda z Blizny pozwoliły Sercu na opracowanie takich technologii jak cyborgi, klony czy teleportacja. Powstanie rozpadliny przyczyniło się jednak również do skurczenia zasobów naturalnych, wobec czego woda stała się towarem reglamentowanym, a paliwo kosztuje niebotyczne kwoty. Alternatywą stało się „zielone paliwo” w postaci krwi – do krwiożerczego silnika wystarczy wrzucić człowieka albo przynajmniej jakąś jego kończynę, żeby napędzić samochód. Tylko takie auta mogą brać udział w Wyścigu Krwi, w którym nagrodą jest dziesięć milionów dolarów. Do wyścigu zgłasza się Grace d’Argento, której partnerem w ostatniej chwili zostaje policjant Arthur Bailey.
Fabuła Blood Drive jest, co tu dużo mówić, bardzo oryginalna. Ponieważ powstanie Blizny przyczyniło się także do powstania olbrzymiej liczby mutacji, jak również znacząco wpłynęło na życie Amerykanów, bohaterowie podczas wyścigu co i rusz spotykają kolejne dziwactwa, jedno bardziej poryte od poprzedniego. Kiedy już wydaje się, że serial niczym więcej nas nie zaskoczy, scenarzyści wyciągają z rękawa kolejną rzecz, której się nie spodziewaliśmy, a która bardzo wygodnie wpływa na prowadzenie fabuły. Mając to na myśli, trudno nawet czepiać się elementów, które w innych produkcjach można by uznać za błędy. Że Wyścigowi Krwi towarzyszą piosenki „This is the New Shit” i „mOBSCENE” Marilyna Mansona, które powstały, odpowiednio, w 2002 i 2003 roku? No i co z tego, skoro w retrospekcjach, rozgrywających się przed 1999 rokiem, jedna z postaci pyta o kasety Taylor Swift? Autorzy po prostu wymieszali tutaj wszystko, co tylko się dało, żeby osiągnąć zamierzony efekt.
Serial jedzie przede wszystkim na tym, że jest „poroniony”. Samochody z krwiożerczymi silnikami to przecież nie jedyne, co ma do zaoferowania, ale żeby dowiedzieć się czegoś więcej, wystarczy obejrzeć zwiastun. A ten doskonale oddaje to, czego można się po Blood Drive spodziewać: produkcji wulgarnej, ultrabrutalnej, niesmacznej, jadącej po bandzie przy każdej nadarzającej się okazji. Dla miłośników produkcji typu grindhouse oraz horrorów klasy B z lat 80. jest to rzecz w sam raz. Zdaje się, że zauważył to nawet polski dystrybutor, ShowMax, który jako lektora zatrudnił Tomasza Knapika. Fanom tego typu produkcji doskonale znany jest z tego, że pirackie wersje takich filmów na potęgę czytał w latach 90. Chociaż jest to miły ukłon w stronę starszych widzów, to jednak Knapik niestety mocno już się zestarzał i brzmi po prostu słabo. Nie pomaga tłumaczenie autorstwa Artura Ciastonia, które jest po prostu miałkie i bez polotu.
Czy poza przemocą i oryginalnym settingiem serial oferuje coś jeszcze? No cóż, mnie najbardziej podobały się pierwsze odcinki, koncentrujące się przede wszystkim na Wyścigu Krwi i dziwactwach, jakie po drodze spotykają bohaterowie. Co prawda Arthur chce zniszczyć Serce, a Grace odnaleźć swoją zaginioną siostrę, ale ma się wrażenie, że nie zrobią tego w pierwszej serii. No i tutaj pomyłka – w pewnym momencie fabuła odchodzi od Wyścigu, a zaczyna koncentrować się na korporacji. Zapewne dlatego, że nastawiłem się na produkcję w całości poświęconą krwiożerczym autom, druga połowa, bardziej „upolityczniona”, trochę mnie zawiodła. Nie zmienia to jednak faktu, że w dalszym ciągu jest ona równie brutalna, ale przede wszystkim pozwala dowiedzieć się więcej o bohaterach i ich motywacjach. Z całą pewnością nie jest to oryginalny i wciągający scenariusz, ale jak na tego typu serial mimo wszystko daje radę.
Chociaż odpowiedzialna za serial stacja SyFy kojarzy się głównie z tandetnymi produkcjami, takimi jak chociażby niesławne Rekinado, Blood Drive zrealizowane zostało naprawdę przyjemnie. O ile można tak powiedzieć o produkcji, gdzie co i rusz komuś obcina się głowę, mieli go w silniku, dźga nożem itd. Prawda, nie mamy tutaj do czynienia z efektami specjalnymi za grube miliony dolarów i momentami sceny wyglądają trochę tandetnie, ale taka realizacja znakomicie wpisuje się w konwencję serialu i ani trochę nie wadzi. Christina Ochoa i Alan Ritchson, wcielający się w Grace i Arthura, może i nie są aktorami najwyższej klasy, ale przynajmniej cieszą oko, a ich postacie są sympatyczne i bardzo łatwo im kibicować, bo zżywamy się z nimi niemal natychmiast.
Serial kradnie jednak dla siebie Colin Cunningham, czyli organizator Wyścigu – Julian Slink. Aktorowi świetnie udało się oddać szaleństwo tej postaci. Nawet kiedy dopuszcza się on czynów karygodnych, w większości przypadków całość ma dość komediowe podłoże. Cunningham zręcznie przechodzi więc od np. wrzeszczenia do zabicia kogoś, żeby następnie uśmiechnąć się od ucha do ucha, zrobić przesłodzoną minę i jak gdyby nigdy nic kontynuować rozmowę słodziutkim i spokojnym głosikiem. W wielu produkcjach tego typu postać raczej byśmy znienawidzili, tutaj jednak – chociaż jest to kanalia i gad jakich mało – jakoś trudno mi było czuć do niego nienawiść.
Twórcy starali się, żeby serial nie był nudny, toteż bardzo często mieszają różne elementy. Tutaj mamy odcinek stylizowany na western, a za chwilę pojawia się Azjatka prowadząca podejrzaną knajpkę. Od sceny seksu zręcznie przechodzi się do brutalnej masakry, żeby za chwilę zmienić konwencję na komedię. Wszystkiemu temu towarzyszy dobrze dobrana muzyka. Wspominałem już o Marilynie Mansonie, który wprost idealnie pasuje do serialu tego typu, ale równie dobrze swoje zadanie spełniają „Bad Reputation” Joan Jett czy „Only in My Dreams” Debbie Gibson.
Blood Drive kupił mnie natychmiast zwiastunem, obiecującym produkcję w stylu, który uwielbiam. Miało być brutalnie, wulgarnie, idiotycznie, bez oglądania się na świętości, tandetnie. Jak mało kiedy zwiastun znakomicie odzwierciedlał to, co reklamował. Chociaż kiedy w drugiej połowie twórcy odeszli od wyścigu w kierunku innych atrakcji, moim zdaniem serial wytracił nieco impet, to mimo wszystko zachował na tyle szybkości, że zderzenie się z nim w dalszym ciągu oznacza śmierć na miejscu i przerobienie na krwawą miazgę. Powiedziałbym, że to produkcja specyficzna, która spodoba się wyłącznie miłośnikom tego typu kina, ale to nieprawda. Jedna z moich znajomych, stroniąca od horrorów klasy B, grindhouse’u i ogólnie krwawych produkcji, wciągnęła się w Blood Drive w zasadzie od samego początku. A czy może być lepsza rekomendacja niż taka pochodząca od kogoś, kto stroni od konkretnego gatunku, ale w tym jednym konkretnym przypadku się zakochał?
P.S. Mimo świetnych recenzji (88% na Rotten Tomatoes) i ostatniej sceny trzynastego odcinka, która zapowiadała kontynuację, SyFy niestety postanowiło skasować Blood Drive po pierwszej serii. Co było przyczyną? Prawdopodobnie niska oglądalność, która topniała z każdym kolejnym odcinkiem, a spadła drastycznie w momencie, o którym wspominałem w recenzji. Chyba potwierdza to, że większość widzów oglądała serial właśnie ze względu na Wyścig Krwi, a nie dla tajemnic Serca.
Nasza ocena
Podsumowanie
Plusy:
+ Julian Slink
+ dobra realizacja
+ interesujący setting
+ duuuużo krwi i przemocy
+ świetnie dobrana muzyka
+ sympatyczne, dające się lubić postacie główne
+ aktorzy może i nigdy nie dostaną Oscara, ale świetnie pasują do ról
+ znakomity pastisz i ukłon dla produkcji z gatunku grindhouse i horrorów klasy B
Minusy:
– w drugiej połowie nieco wytraca impet
– zdecydowanie nie dla wszystkich (o ile można to uznać za minus)
– gdyby ktoś zamierzał oglądać z lektorem: Tomasz Knapik już niedomaga, a słabe tłumaczenie jeszcze bardziej psuje efekt