Recenzja na podstawie wydania anglojęzycznego.
Mówi się, że w życiu każdego czytelnika mangi przychodzi w końcu czas na pierwszego „tasiemca”. Nieważne z jakim zacięciem unika się sięgania po najdłuższe serie, prędzej czy później wzrok zatrzyma się na takiej nieco dłużej niż zwykle, myśli przeskoczą niespokojnie i wpadną na inne tory, a ręka sama sięgnie po pierwszy tom. Przecież zawsze pierwszy może być też ostatnim. A nuż fabuła nie wciągnie, okaże się płaska, nudna i oklepana – czysta zrzynka z innej serii. Może postaci będę tak denerwujące, tak burzące krew w żyłach i szarpiące nerwy, że nawet mimo przyzwoitej fabuły przyjdzie ochota cisnąć tomem o ścianę lub zakopać w ogrodzie jak wstydliwy dowód popełnionej zbrodni. Może w trakcie czytania kreska nagle zacznie nas odpychać, niby zupełnie bez powodu, a jednak. A może nie o kreskę będzie chodzić, lecz o ogólną estetykę historii, o czystość wewnętrzną czytelnika po odłożeniu tomu.
Zawsze można mieć wątpliwości.
Ja nie miałam, choć sięgając po pierwszy tom Naruto pełna byłam obaw, czy aby dobrze wybieram. To przecież nie jedyny „tasiemiec” dostępny na rynku. Czy na pewno chciałam czytać o ninja? Czy fabuła nie znudzi mnie powtarzalnością wątków? Przecież po którymś tomie autorowi mogą wyczerpać się pomysły i manga straci świeżość…
Obawiałam się srogiego zawodu, dostałam… cóż, godziny spędzone na śledzeniu tysiąca wciągających wątków, minuty przepłakane razem z postaciami, czas zżywania się z bohaterami i dorastania wraz z nimi.
Rzecz dzieje się w świecie zamieszkanym przez ninja, inaczej zwanych shinobi. Ninja to osoby mające umiejętność kontrolowania przepływu czakry, czyli siły życiowej, i posługiwania się nią wedle swej woli. Wśród shinobi występuje hierarchia, rodzaj rang zawodowych – podział na 4 klasy oddające doświadczenie i siłę każdego użytkownika sztuki ninja.
Pierwszy tom rozpoczyna się krótkim, bo jednostronicowym przedstawieniem ataku demonicznego dziewięcioogoniastego lisa na Konohę. Zostaje przedstawiona osoba przez którą zagrożenie zostało wyeliminowane. To zdarzenie ma wiele konsekwencji, mniej i bardziej bolesnych, o których będziemy dowiadywać się wraz z rozwojem fabuły.
Właściwa akcja tego tomu rozgrywa się 12 lat później, w tej samej wiosce – Konoha-gakure (Wiosce Ukrytego Liścia). Tutaj, wśród wielu znakomitych ninja mieszka Naruto, uczeń Akademii Ninja. I psoci. Bardzo psoci. Ozdabia farbą ogromny skalny monument przedstawiający hokage, czyli najbardziej zasłużonych shinobi sprawujących opiekę nad Konohą. Szybko dowiadujemy się, że Naruto nie robi tego z czystej przekory, z chęci niszczenia czy dokuczenia innym, lecz z potrzeby udowodnienia światu, i sobie samemu, własnej wartości. W czym bowiem leży problem? Naruto jest sierotą. Stracił rodziców podczas ataku demonicznego lisa. Był wtedy niemowlęciem. Od tamtego czasu nie dość, że żyje sam, to jeszcze, mimo desperackich prób zdobycia przyjaciół, niezmiennie jest ofiarą ostracyzmu. Nic więc dziwnego, że pragnie zaistnieć w społeczeństwie, zyskać szacunek i uznanie. Jednak drogi, jakie wybiera, by osiągnąć cel, bywają bardzo nietrafione.
Naruto ma jedno wielkie marzenie – chce zostać hokage. W jego wyobraźni, z tym tytułem wiąże się wszystko, czego pragnie i potrzebuje. Szacunek, uznanie, przyjaźń i przede wszystkim akceptacja. By to osiągnąć, musi wspiąć się w hierarchii ninja jak najwyżej, a pierwszym krokiem jest zdanie egzaminu w Akademii i otrzymanie ochraniacza z symbolem wioski. Naruto trzykrotnie ponosi porażkę i gotów jest na wiele, by następnym razem przejść test. Za namową jednego z nauczycieli, Mizukiego, kradnie cenny zwój, jak się szybko okazuje, zakazany, i uczy się z niego techniki zwanej kage bunshin (wszystkie nazwy jutsu zapisane za tłumaczeniem angielskim). Udaje mu się przywołać cieniste klony, a to nie lada wyczyn jak na takiego młokosa.
Oczywiście obowiązkowe zwroty akcji są obecne, sytuacja drastycznie szybko rozwija się na niekorzyść tak Naruto, jak i jego wychowawcy, Iruki, swoją drogą na razie jedynej osoby, którą można by nazwać sojusznikiem chłopca. Napięcie rośnie szybko, serce czytelnika bije coraz mocniej, a paznokcie cierpią przez nerwowe obgryzanie. Chciałoby się odsapnąć, odłożyć na chwilę tom, zrobić sobie herbatę, spojrzeć w okno i zastanowić się nad życiem. Niestety fabuła raz wciągnąwszy czytelnika ani na chwilę nie wypuszcza go z mocnego uścisku i zwinnie żonglując uczuciami prowadzi do rozwiązania akcji.
Sceny walki wciągają, są dobrze napisane, dynamiczne, emocjonujące. Bardziej czepialscy chcieliby pewnie powiedzieć, że niektóre z tych scen zawierają niepotrzebny, denerwujący patos, że oczywiście bohaterowie niebezpiecznie zbliżają się do śmierci tylko po to, by podnieść się na drżących nogach, otrzeć krew z ust, splunąć z pogardą w twarz przeciwnika i pokonać go jednym ciosem, najwyraźniej trzymanym w tajemnicy na ostatnią chwilę. Chcieliby. Mogą. Ja też mogę, i nie chcę, bo stwierdzenie, że coś przeszkadzało mi w scenach walki, byłoby kłamstwem.
W rozdziale drugim poznajemy kolejne dziecko Konohy – małego Konohamaru, wnuka panującego obecnie hokage. Chłopiec pozornie jest małym terrorystą rodem z pierwszych minut Superniani. Pozwala sobie na wszystko, psoci, niszczy, jest hałaśliwy, wścibski, i posiada chyba każdą możliwą cechę potwornie niegrzecznego dziecka. Początkowo jego zachowanie jeśli nie denerwuje, to przynajmniej bardzo dziwi. Czyżby drugi Naruto? Niezupełnie. Konohamaru jest równie samotny, lecz wyobcowany nie ze względu na swoją historię, a pozycję rodziny. Rozpieszczone dziecko, które szuka swojego miejsca w świecie zdominowanym przez dorosłych. Gdy spotyka Naruto, o którym wiele słyszał, prosi, by ten nauczył go autorskiej techniki Sexy no Jutsu, skutecznej broni przeciw hokage.
Wspólnie spędzany czas zbliża chłopców i skutkuje nawiązaniem przyjaźni. Okazuje się, że Konohamaru chce, by ludzie wreszcie zaczęli rozpoznawać w nim jego samego, nie „wnuka hokage”. Aby to osiągnąć chce zdobyć pozycję dziadka. Wspólne marzenie sprawia, że chłopcy rozpoczynają przyjacielską rywalizację.
W tym rozdziale dowiadujemy się też nieco więcej o przeszłości Naruto, o jego losie podczas walki z dziewięcioogoniastym lisem i roli, jaką odegrał w tej potyczce. Co więcej okazuje się, że dzieci w wiosce nie wiedzą o tym, kim naprawdę jest Naruto i co w sobie nosi. Nagle pojawia się pytanie, dlaczego wykluczyły go ze swojego grona. Przecież, skoro nie znają jego przeszłości, brakuje im powodu do nienawiści. Cóż, niezupełnie. Oto kolejna kwestia, którą porusza Naruto – jak działa wykluczenie, skąd się bierze, czy można mu zaradzić. Nienawiść jest zaraźliwa, a walka z nią i zyskiwanie szacunku odbywa się powoli, jedna osoba po drugiej.
W trzecim rozdziale poznajemy bohaterów, którzy będą towarzyszyć Naruto przez wiele kolejnych tomów. Niektórzy zostaną z nim do końca serii. Tu pojawiają się między innymi Sasuke Uchiha, którego Naruto postrzega jako swojego rywala, Sakura Haruno, ponoć najładniejsza dziewczyna w Akademii, która wyraźnie już dawno straciła głowę dla Sasuke. Wszyscy troje zostają przydzieleni do jednej, trzyosobowej grupy, w której będą aż do kolejnego egzaminu. Muszą nauczyć się razem walczyć, razem trenować, razem spędzać czas.
Ten rozdział, w porównaniu z poprzednimi, obfituje w elementy komiczne. To miła odskocznia od poważnych tematów, z którymi do tej pory musieliśmy się mierzyć. Oczywiście te trudniejsze wątki nie zostały zupełnie pominięte. Fabuła jest dobrze wyważona.
Kolejne rozdziały są kontynuacją poprzedniego i skupiają się na problemie współpracy. Nowa drużyna pod przewodnictwem nowego nauczyciela, Kakashiego, próbuje pojąć wagę tego, co po angielsku tak dobrze oddaje lekcję, której próbuje im udzielić Kakashi – teamwork. Dowiadujemy się w nich również, że Kakashi sam jest ciekawym i nieco szurniętym indywiduum.
Tom kończy się niespodziewanym podsumowaniem treningu i skutecznie zachęca do sięgnięcia po kolejny. Tak jak postaci, z których każda jest interesującą indywidualnością, każda ma swoje własne powody i jest złożona z wielu płaszczyzn, które autor stopniowo przed nami odsłania. Bohaterowie są nieszablonowi i reprezentują chyba wszystkie możliwe charaktery. Są więc tacy, których kochamy od pierwszych stron, i tacy, którzy denerwują nas niepomiernie każdym swoim czynem czy słowem. A to, o dziwo, zupełnie nie przeszkadza w odbiorze mangi i stanowi uzupełnienie całości.
Inteligentnie wprowadzane zwroty akcji zagęszczają ciekawą fabułę i wzbogacają ją o nowe wątki. Informacje są odpowiednio dawkowane, tak, by odbiorca rozumiał, co czyta, a jednocześnie nie domyślił się rozwiązania tajemnic i zagadek, które niesie bohaterom los.
Sięgnięcie do charakterystycznego dla Japonii motywu kulturowego, do ninja, okazało się strzałem w dziesiątkę. Kto by pomyślał, że będzie to tak pojemny temat. Nie dość, że mamy do czynienia z akcją, przygodą, komedią i nawet swego rodzaju magią, to jeszcze prowadzeni jesteśmy krętymi, trudnymi ścieżkami pytań o takie wartości jak przyjaźń czy oddanie, przedzieramy się przez zawiłości związane z samotnością, bólem, wyobcowaniem i nienawiścią. Mamy do czynienia ze strachem, że nikt nigdy nas nie pokocha, że zawsze będziemy sami, samotni w tłumie, znienawidzeni przez wszystkich. Taka obawa wydaje się może bezsensowna i niczym nie poparta w naszym świecie nieustannego przepływu informacji i rozmów ze znajomymi, możliwych dzięki jednemu kliknięciu, ale niezaprzeczalnie istnieje w każdym człowieku. Tak samo jak pragnienie doświadczenia prawdziwej, szczerej i oddanej przyjaźni odpornej na najgorsze nawałnice życia, takiej, która przygotowuje nas tak na walkę ramię w ramię z przyjacielem, jak na pojedynek z nim samym, dla jego dobra.
Dobrze wiemy, jak trudne i czasami bolesne jest zdobywanie przyjaciół, jak łatwo można się zawieść, i jak boli zawodzenie innych. Naruto wolał zachowywać się bardzo, bardzo nierozważnie i dokuczliwie byle tylko uniknąć losu bycia nikim. Warto się zastanowić ile razy my sami robiliśmy podobnie, jeśli nie tak samo. Warto zatrzymać się chwilę nad faktem, że najpewniej takich Naruto jest w naszym otoczeniu więcej i że my sami czasem nim jesteśmy.
Komu więc można polecić tę mangę? Oficjalnie przeznaczona jest dla odbiorcy w wieku od 10 lat. Trzeba jednak pamiętać, że wraz z rozwojem akcji fabuła będzie poruszać coraz poważniejsze tematy. Zaczyna się niewinnie i z biegiem czasu „dorasta”, cieszyć więc będzie tak osoby młodsze, jak starsze, bardziej doświadczone i obyte w świecie mangi.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Naruto tom I
Autor: Masashi Kishimoto
Wydanie oryginalne: 1999-2015, JUMP
Wydanie polskie: 2003-2015, JPF
Liczba tomów: 72
Status: zakończona
Rozdziały: Uzumaki Naruto, Konohamaru, Uchiha Sasuke, Hatake Kakashi, Carelessness is your worst enemy, Not Sasuke-kun…!, Kakashi’s conclusion
NASZA OCENA
Podsumowanie
Plusy:
+ wciągająca fabuła
+ ciekawi, niebanalni bohaterowie
+ poruszane tematy (przyjaźń, wykluczenie, problemy z akceptacją, znaczenie współpracy, itp.)
+ pokazanie, że do realizacji marzeń nie ma dróg na skróty
+ dla każdego czytelnika
+ humor
+ dobre wyważenie wątków poważnych i komicznych
+ dydaktyzm przez zabawę
+ przyjemna kreska
Minusy:
– na razie brak