SIEĆ NERDHEIM:

Czarodziejka z pszenżyta. Recenzja komiksu Flavor Girls

Tłoczna okładka, ale dobrze prezentuje zawartość.

Zacznijmy od najważniejszego – nie interesuje mnie, co, gdzie i w jak przekonujących słowach przeczytacie – Flavor Girls to manga. Nie czyta się na opak, kolory są, napisał i narysował to Francuz, tyle. Cała reszta zawartości jest japońska na wskroś, a jej europejskie elementy i tak na nasz kontynent podpierdzieliliśmy ze wschodu. Autor na stałe przebywa w Japonii, oddycha tym powietrzem z całych sił i popkulturowe wpływy Kraju Kwitnącej Wiśni kompletnie już przeinaczyły jego twórcze DNA. Absolutnie nie twierdzę, że to wada, ale dawno nie czytałem gaijinowego fanfiku tak bliskiego rasowym oryginałom.

Mahō-shōjo i super sentai – jeśli znacie te terminy i w kontakcie z nimi nie skaczecie na główkę do najbliższej studzienki kanalizacyjnej w poszukiwaniu bardziej amerykańskich drużyn bohaterów, to najprawdopodobniej Loïc Locatelli-Kournwsky stworzył Flavor Girls właśnie dla was. Założenie jest banalne: odwiedzają nas kosmici w złowrogich mordopodobnych statkach, pierwsza misja dyplomacyjna skutkuje masakrą i od tamtej pory potężni antagoniści niepokojąco sobie wiszą na nieboskłonie. Od czasu do czasu postanawiają jednak uskutecznić ludziom oraz infrastrukturze jakieś krzywdy i to właśnie wtedy kością w gardle stają im tytułowe magiczne dziewczyny odziane w barwne stroje z motywami roślinnymi. Naszym oknem na ten świat będzie Sara – nowy narybek w wojowniczej ekipie i totalna pierdoła. Przyszłość Ziemi nie wygląda zbyt różowo.

To wstęp, głównej bohaterki nam nie prezentuje.

Podobieństwa do wspomnianych podgatunków mangowych są jasne, bo ufoki stanowią jedyną siłę antagonistyczną, a moce dziewczyn mają podłoże raczej mistyczne, nie ma sensu dalej się nad tym rozwodzić. Odcinam Flavor Girls niemalże kompletnie od komiksu europejskiego dlatego, że fabuła operuje całkowicie na azjatyckich tropesach. Zacznijmy od Sary – to bohaterka prostolinijna i na początek w dużej mierze reaktywna, dopiero wkracza na nową drogę, los nią miota i do ostatniej strony wciąż daleko jej do podjęcia faktycznej inicjatywy. Typowe dla słabszych shounenów, ale tutaj działa, bo tom kończy się w wyraźnie rozwojowy sposób. Jest sensei w postaci wiekowej, potężniej mistrzyni, jest mrok i powaga skryta za kolorową fasadą, strony wypełnia karykaturalny comic relief, dostajemy sekwencję treningową i sporo gadanej ekspozycji. Z ręką na sercu mógłbym poświęcić z trzy akapity na wymienianie typowych sztamp i nie dotarłbym nawet do połowy. Uznaję Flavor Girls za mangę i tak będę ten komiks oceniał.

Z jaką mangą mamy więc do czynienia? Przede wszystkim uroczą, bo bardziej trafnego przymiotnika znaleźć nie mogę, ale zarazem niekoniecznie infantylną. To też pastisz wszelkich opowieści o magicznych nastolatkach, który uciekając od totalnego banału niestety nie potrafi zawsze rozwinąć skrzydeł kreatywności. Locatelli z pewnością postarał się wykreować na znanym i lubianym fundamencie coś wyraźnie swojego. Pieczołowicie nakreślił charaktery bohaterek (może poza protagonistką, to trochę pusta skorupa i nośnik świadomości czytelnika), złole z kosmosu też nie są pozbawionymi motywacji maszynami do zabijania i za ich atakiem na biednych ludzi kryje się jakaś głębsza potrzeba, a przynajmniej mam taką nadzieję. Od najgorszych japońskich kaszan zawsze dzielą nas tutaj przynajmniej dwa kroki w stronę ambitnego kombinatorstwa gatunkowego, ale i od najlepszych zwykle przynajmniej jeden.

Wstęp nie prezentuje też za bardzo tej kompozycyjnej europejskości, o której wspominam niżej.

Krytyka opierająca się na stwierdzeniu, że Flavor Girls nie odlatuje lejtmotywem w spektakularny kosmos tak skutecznie jak genialne dzieła typu FLCL lub (w sumie o dziwo podobne gatunkowo) Kill la Kill jest jednak czepialstwem totalnym, narzekaniem w wykonaniu mojego wewnętrznego weeba, który bardzo mocno chciałby mieć wyższy poziom mangozjebstwa od autora, a pewnie nie ma. To oznaka opanowania, Locatelli nie porywa się z motyką na Słońce i dowodzi, że prostsza historia może też być wciągająca zarówno dla starszych jak i młodszych odbiorców. Pomiędzy wygłupami, akcją i chwilami zadumy nie nudziłem się nawet przez chwilę, a ostatnie strony wertowałem ze sporym apetytem na kontynuację i zadowoleniem z luźnej historii pobocznej.

Paradoksalnie najwięcej kontynentalnego ducha widzę u Locatelli’ego w kresce. Paradoksalnie, bo strony tego komiksu są wręcz wypełnione mangowymi zabiegami, ale to objawia się jedynie w konkretnych szczegółach – głównie wyrazach twarzy i gestach. Tempo wizualnej demonstracji, układ kadrów i kompozycja ich zawartości różnią się od większości znanych mi tytułów japońskich, które zwykle mocniej ograniczają nasze pole widzenia i starają się prowadzić nasz wzrok za rączkę, co w idealnych warunkach tworzy doskonałą sekwencyjność. Tutaj mamy więcej swobody, więcej czasu na podziwianie przesympatycznej kreski autora, cieszenie się jego talentem do character designu i dostrzeżenie wielu niedoskonałości. Tak, bywa pokracznie, ale rozedrgane kontury zwykle pasują do luźniejszych momentów, a w chwilach poważnych Locatelli stara się bardziej. To urzekające, jak bogate w szczegóły i kształtowo przemyślane tła potrafią u niego być zbudowane z niedbałych pociągnięć ołówka. Dla niektórych to niedoskonałości, dla mnie naturalne i miłe dla oka oderwanie od sztywnej sterylności. Z kolorami (ze wsparciem Angela de Santiago) gość też radzi sobie świetnie, dawkując je rozsądnie w ramach konkretnych scen i oszczędnie korzystając z cyfrowych gradientów. Może nie jest to górna półka rysowniczego kunsztu, ale w serwowaniu zwyczajnej przyjemności taki styl przoduje.

Kosmiczna morda i bootlegowy Kouzou Fuyutsuki.

Dużo o szczegółach, ale z jakim ogólnym wnioskiem kończymy? Choć nie chciałbym określać Flavor Girls mianem czytadła, to właśnie to zrobię i poproszę was o chwilowe skasowanie z mózgu negatywnych konotacji tego słowa. Mam wrażenie, że radość z tego tytułu uda wam się wyciągnąć niezależnie od tego, czy macie lat dwanaście czy czterdzieści. Ubawią się zarówno minimalnie nawet otwarci miłośnicy komiksu europejskiego jak i fani mang skierowanych w fantastyczne historie o dojrzewaniu w warunkach apokalipsy. Spiritus movens komiksu nie musi przecież opierać się na górnolotnych ambicjach i chęci wywrócenia na lewą stronę norm gatunkowych. Czasem wystarczy te normy lekko nagiąć, przyprawić to doskonałą zabawą i artystyczną pasją, a z tym Loïc Locatelli-Kournwsky radzi sobie w Flavor Girls doskonale.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Flavor Girls
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Loïc Locatelli-Kournwsky
Rysunki: Loïc Locatelli-Kournwsky, Angel de Santiago
Tłumaczenie: Elżbieta Janota
Typ: komiks
Gatunek: fantasy, sci-fi, magical girls
Data premiery: 14.06.2023
Liczba stron: 176
ISBN: 9788367725071

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Zacznijmy od najważniejszego – nie interesuje mnie, co, gdzie i w jak przekonujących słowach przeczytacie – Flavor Girls to manga. Nie czyta się na opak, kolory są, napisał i narysował to Francuz, tyle. Cała reszta zawartości jest japońska na wskroś, a jej europejskie elementy...Czarodziejka z pszenżyta. Recenzja komiksu Flavor Girls
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki