SIEĆ NERDHEIM:

Historia lubi się powtarzać. Recenzja książki Wpływ gwiazd 

Wypożyczyłam tę książkę z biblioteki w ciemno, nawet nie przeczytałam dokładnie opisu wydawcy z tyłu okładki. Zachęciły mnie słowa widniejące nad tytułem: „Klasyczna opowieść o nadziei i przetrwaniu wbrew wszelkim przeciwnościom”, w połączeniu z tajemniczą okładką. Od kilku dni szukałam czegoś do przeczytania, a wybór na Legimi wydawał się zbyt trudny. A może nudny? Nie ma to jednak, jak dotknąć papierowej książki, zważyć w ręku, powąchać… 

Autorka, Emma Donoghue, dała mi tą lekturą w twarz. Przeczytałam ją błyskawicznie. Wciągała mnie, a jednocześnie odpychała. Chciałam więcej, a jednak poczułam ulgę po przeczytaniu. Wcale nie dlatego, że jest zła. Jest po prostu mocna. Nie tego się spodziewałam, chyba nie byłam gotowa na tyle emocji. Po wszystkim przez kilka dni myślałam o tym, co w niej przeczytałam – takie wywarła na mnie wrażenie. Nie lubię książek, których treść zapominam zaraz po skończeniu lektury. 

Jest 1918 rok, Dublin. Poznajemy szczegółowo trzy dni z życia pielęgniarki, Julii Power, pracującej w miejskim szpitalu borykającym się z niedoborem personelu. Na maleńki, prowizorycznie urządzony oddział trafiają kobiety w ciąży, które zachorowały na hiszpankę. Julia jest kobietą postępową jak na swoje czasy i nieraz możemy to zauważyć po jej wypowiedziach czy myślach. To bohaterka, która zasługuje na podziw. Musi podejmować ryzykowne decyzje, od których zależeć może czyjeś życie. Do pomocy dostaje jedynie niedoświadczoną, młodą wolontariuszkę. Niepozorna dziewczyna odegra jednak znaczącą rolę. 

Autorka nie owija w bawełnę, nie ma tu cenzury ani tabu. Inaczej ta powieść byłaby lekką obyczajówką. Tymczasem w brutalny sposób pokazuje prawdziwe życie w czasach wojny i zarazy. Uświadamia, jak silne są kobiety i ile potrafią ścierpieć. I chociaż minęło wiele lat, a medycyna poszła do przodu, to niektóre kwestie pozostają niezmienne. 

Po przeczytaniu książki obfitującej w bardzo szczegółowe opisy porodu, umierania, przebiegu śmiertelnej grypy sami możemy odczuć zmęczenie, przynajmniej to psychiczne. Całość podzielona jest tylko na cztery długie rozdziały, więc zatracamy się, nie chcemy się zatrzymywać, bo akcja trwa niemal nieustannie. Na tym maleńkim oddziale nie ma miejsca na odpoczynek. Kibicujemy i współczujemy Julii oraz innym bohaterkom. Przez te trzy dni przewija się kilka pacjentek, a każda przeżywa swój osobisty dramat. Szczęścia jest tu niestety znacznie mniej. 

„Influenza delle stelle” tłumaczy się jako „wpływ gwiazd”. Dla średniowiecznych Włochów influenza (inna nazwa grypy) była dowodem na to, że niebiosa sterują ich losem. Właściwie to tyle, jeśli chodzi o nawiązanie do tytułu i okładki. Treść jest bardzo przyziemna. Nie ma tu filozoficznych rozważań, miejsca na marzenia, rozmyślania. Trzeba działać. Życie nikogo nie oszczędza, a niektórzy po prostu urodzili się pod złą gwiazdą. 

Przeżywając wraz z Julią jej codzienność, czytelnik ma okazję zapoznać się z kilkoma historycznymi odniesieniami. Między innymi przedstawiony zostaje nam chory system ośrodków, nad którymi władzę sprawował kościół. W tym przypadku chodzi głównie o sierocińce i domy dla samotnych matek prowadzone przez zakonnice. Podopieczni traktowani byli jako darmowa siła robocza. Niewiele miało to wspólnego z pomocą potrzebującym. Wiadomo, że w całej Irlandii było to poważnym problemem, a wiele zbrodni zaczęło wychodzić dopiero po latach, ale o tym warto już sobie doczytać w innych publikacjach. 

Poznajemy także postać historyczną, doktor Kathleen Lynn. Nie miała ona łatwo już przez samo bycie kobietą w zawodzie uważanym wtedy raczej za męski. Większy problem stanowiło jednak to, że zajmowała się polityką i przez wielu nie była mile widziana, ale za to bardzo potrzebna w czasach epidemii. Przez jednych uważana za terrorystkę, przez innych za wzór do naśladowania. Była wiceprzewodniczącą egzekutywy partii Sinn Féin oraz aktywistką. Brała udział w powstaniu wielkanocnym. Sama autorka podaje tytuły książki i filmu dokumentalnego, zachęcając do bliższego zapoznania się z barwnym życiem i dokonaniami Kathleen Lynn. 

Powieść ma tylko jeden minus – zakończenie. Czy może raczej jego brak, bo miałam wrażenie, że przerwano w połowie rozdziału, jakby ktoś wyrwał ostatnie kartki. Ucieszyłabym się nawet z kontynuacji w drugim tomie, ale nie sądzę, by takowy miał powstać. 

Nie sposób odnieść wrażenia, że Donoghue inspirowała się tak znanymi obecnie każdemu z nas czasami pandemii covid. Nic bardziej mylnego. Jak sama autorka przyznaje, Wpływ gwiazd napisała pod koniec 2018 roku, zainspirowana setną rocznicą wybuchu epidemii hiszpanki. Ostateczna wersja trafiła do wydawcy w marcu 2020 roku. Niesamowity zbieg okoliczności. Nagle wiele opisów staje się nam tak dobrze znanych. Panika, bezsilność, strach, propaganda rządu, spór o maseczki, niewydolność systemu, obostrzenia. Jak to się mówi „historia lubi się powtarzać”.

SZCZEGÓŁY: 
Tytuł: Wpływ gwiazd 
Tytuł oryginału: The Pull of the Stars 
Autor: Emma Donoghue 
Wydawnictwo: Sonia Draga 
Gatunek: powieść historyczna 
Data 1. wyd.: 21.07.2020 
Data 1. wyd. pol.: 21.09.2022 
Liczba stron: 280 
Język: polski 
ISBN: 9788382304121 
Tłumacz: Dorota Kaczor 

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wypożyczyłam tę książkę z biblioteki w ciemno, nawet nie przeczytałam dokładnie opisu wydawcy z tyłu okładki. Zachęciły mnie słowa widniejące nad tytułem: „Klasyczna opowieść o nadziei i przetrwaniu wbrew wszelkim przeciwnościom”, w połączeniu z tajemniczą okładką. Od kilku dni szukałam czegoś do przeczytania, a...Historia lubi się powtarzać. Recenzja książki Wpływ gwiazd 
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki