Znacie to uczucie, kiedy ostatni, wyczekany tom serii jest zupełnie taki sobie? To zapomnijcie, w każdym razie na okazję trylogii Area X, zwanej też Southern Reach. VanderMeer pokazuje w Ukojeniu klasę, do końca kontroluje swoją powieść, łączy wątki, a jednocześnie ani na chwilę nie pozwala książce stracić onirycznego, lekko podszytego koszmarem nastroju. To także powrót do stylu Unicestwienia – bohaterowie wychodzą z biura, fabuła idzie do przodu, wreszcie możemy razem z nimi spojrzeć na coś w rodzaju zarysu całości wydarzeń.
Kopia biolożki wraca do miejsca swoich narodzin w towarzystwie „Kontrolera” – szpiega Johna, bohatera Ujarzmienia. Napędza ich to samo uczucie, które leży u podstaw wielu decyzji podejmowanych przez osoby naznaczone Strefą X – czują, że muszą. Że może tam wreszcie czegoś się dowiedzą, a nawet zrozumieją, czym ten obszar właściwie jest. Spotka ich tam cisza, wyjące potwory już poumierały. Zupełnie kto inny odwiedza nieskazitelnie czysty ekoton otaczający latarnię.
Jak dotąd wszystko zdawało się krążyć wokół wieży i latarnika, Saula, który pojawiał się jako lovecraftowska zjawa (w objęciach zjawy?). W trzeciej części cyklu poznajemy jego historię od samego początku – od kiedy znalazł spokój w niewielkim nadmorskim miasteczku, miłość, przyjaciół i dziwną parę niezbyt udanych Muldera i Scully tropiących UFO, duchy, promieniowanie i co tylko się da. Na pewno przeczuwaliście, czytając poprzednie książki, że dziwaczna organizacja zajmująca się niewyjaśnionymi, tajemniczymi sprawami miała ważną rolę do odegrania w całej tej katastrofie. Ale czy zaraz kluczową? Czy bez ich wścibstwa i pełnego napięcia oczekiwania na jakiekolwiek zdarzenie nie powstałaby Strefa X? Zobaczcie sami – nie poznacie ich bezpośredniej perspektywy, ale dzienniki Saula powiedzą wam całkiem sporo.
Oprócz latarnika własnym głosem przemówi też prawdziwa biolożka z Unicestwienia. John i jej kopia znajdą pamiętnik napisany przez chroniącą się na wyspie kobietę. Jej opowieść jest jak sen, w którym znane osoby wyglądają i zachowują się zupełnie nie jak one – a jednak wiemy, kim są, mamy co do tego absolutną pewność. Czy zostało po niej coś więcej niż notatnik? I czy uwierzycie bohaterom, jeśli pokażą wam, że wszystko?
VanderMeer zamyka swój horror zmieniając go w epickie fantasy o równie dużej sile rażenia i wizji, co książki Stevena Baxtera. Pojęcie impostora, kopii, zamkniętej strefy nie pomieści już nawet ułamka sensów niesionych przez Strefę X. Jej badacze znajdą w sobie dość odwagi i wyobraźni, by wyjaśnić ten fenomen odrzucając wszystkie hipotezy powstałe w biurach i laboratoriach Southern Reach, teraz połkniętych przez tę bańkę niezanieczyszczonej, pięknej przyrody. To arka Noego, schron, rezerwat i muzeum w jednym – ale nikomu już niepotrzebne.
Trylogia Southern Reach jest moim pierwszym spotkaniem z VanderMeerem, ale już zdążyłam się dowiedzieć, że oniryzm, wciąganie czytelnika w kolejne nieprawdopodobne, a wiarygodne wyjaśnienia to charakterystyczne cechy jego twórczości. Podobno nie jest zbyt bezpiecznie czytać go szybko – może zupełnie namieszać w głowie. Oczywiście jeżeli tylko taka subtelna poetyka jest dla was ciekawa, bo to trochę hermetyczny pisarz wymagający od odbiorcy sporo wyobraźni. W tej trylogii najwyraźniej odczuwałam to czytając środkowe Ujarzmienie, którego groza ginęła w codziennej nudzie żmudnej pracy. Przejście do Ukojenia było pewnego rodzaju ulgą – wrócił motyw drogi przez dziką przyrodę, piękne opisy, szeroka, otwarta perspektywa. Kiedy kończyłam tę książkę i zaczynałam rozumieć, czym może być Strefa X, dotarło do mnie, dlaczego w wywiadach autor mówi o swoich ekohorrorach jako o subtelnym ostrzeżeniu, nadając im jednocześnie podtekst ostatniego pożegnania ze światem, jaki nas otacza.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Ukojenie (Acceptance)
Data premiery: wrzesień 2014 (10.02.2015 w Polsce)
Autor: Jeef VanderMeer
Typ: powieść
Gatunek: horror, science-fiction, speculative fiction