SIEĆ NERDHEIM:

Golem? Frankenstein? Dynamit? Recenzja książki Truchlin 2. Czarny merkuryt

Inny wymimar dachowania.
Inny wymiar dachowania.

Pierwsza wycieczka po Truchlinie w towarzystwie bohaterów powieści Vojtěcha Matochy nie mogła być ostatnią. Powrót na teren chronicznie niedoświetlonej praskiej dzielnicy dostarczył mi zaskakująco wysokiego wzrostu napięcia – nie tego elektrycznego, wiadomo. Komu nie wiadomo, temu marsz do księgarni, biblioteki, albo tutaj. Komu zaś już po lekturze pierwszej części serii wiadomo, temu wskazany będzie kurs w zasadzie identyczny, gdyż Czarnym merkurytem autor udowadnia, że tworzony przezeń świat to nie imponująca makieta, a pełnoprawna malownicza ruina, planowo spękana, obskurna i skrywająca w swoich zakamarkach wiele niespodzianek – głównie niemiłych.

Do ich uniknięcia nie wystarczy doświadczenie w eksploracji Truchlina, jakiego dotychczas nabyli Jirka i En. Młodzi spadkobiercy sekretu Dalibora Nápravníka tracą dodatkowo swojego mentora – niedługo po wydarzeniach przedstawionych w pierwszym tomie dziadek Jirki umiera. Uczestnikom jego pogrzebu przygląda się z ukrycia pewien mężczyzna. Nie uchodzi to uwadze Jirki, który jednak szybko znajdzie się pośród znacznie większych problemów niż identyfikacja nieznajomego, zostaje bowiem porwany. Zanim odkryje jego tożsamość, chłopak stanie się wielokrotnym uciekinierem, wystawi na szwank własną uczciwość w relacji z En i przede wszystkim zostanie wplątany w poszukiwanie tytułowego czarnego merkurytu – najsilniejszego opracowanego przez człowieka materiału wybuchowego, którego ryzykowną formułę zabrał ze sobą do grobu Dalibor Nápravník. Poza grobem naukowiec pozostawił jednak dowód na to, że ów wynalazek poza niszczącymi ma również dobroczynne właściwości. Na razie jego mniej przyjaznym użyciem grozi społeczność domagających się autonomii dzielnicy truchlińskich radykałów, którzy zamieszkują jej rejon objęty nazwą Czerepów. Czy czarny merkuryt został odnaleziony? Czy to tylko blef?

Notatki na marginesie.
Notatki na marginesie.

Podobnie jak w pierwszej części, czytelnik zostaje szybko wrzucony w akcję. Główny wątek z powodzeniem rozwija potencjał nakreślony przez Matochę w pierwszej historii z udziałem nastoletnich bohaterów. Niby znów trafiamy w miejsca wprost z niezbędnika projektanta uniwersalnej przestrzeni przygodowej z metropolicznym sznytem – kanały, piwnice, pustostany, wytapetowane pajęczynami, wyposadzkowane brudem pomieszczenia, ale prowadzące przezeń trasy ucieczek, zagubień, poszukiwań odmalowują się przed nami z charakterem niezbędnym dla tego gatunku prozy. Opisy celnie trafiają w poszczególne zmysły, spośród których najczęściej wyłączany jest, w ślad za doznaniami bohaterów, wzrok. Gdy zaś przychodzi się nam rozejrzeć, to cóż – jak okiem sięgnąć szarość przechodząca w mrok.

Za jego gęstość odpowiedzialność ponoszą wspomniane Czerepy. Dreszczyk emocji, towarzyszący przemierzaniu truchlińskich dachów i zaułków w pierwszym tomie, tutaj rozrasta się w przeciągły dreszcz. Czerepianie tworzą groźny, sekciarski w rygorze odłam społeczności, komplikując wymiar relacji dzielnicy z cywilizowanym światem. Matocha rzuca nieco światła na kolejne rewiry wykreowanej przestrzeni, ale z wprawą więcej pozostawia w cieniu, jak choćby osobę tajemniczego przywódcy Czerepian, Melichara. Konflikt, jakiego częścią staje się Jirka, oraz towarzyszące mu zagrożenia przedstawiają się poważniej niż te sprokurowane wcześniej przez Klementa Hroudę i zaangażowały mnie stosownie do tej powagi. Szczególnie autentycznie odczuwa się tempo zmian nastrojów społecznych – obserwacja wywodząca się z wydarzeń bezpośrednio z naszej rzeczywistości. Problem „energetycznego getta” zyskał wewnętrzny wymiar, zróżnicował postaci – zarówno te znane, jak i nowych bohaterów drugiego planu (uwagę zwraca relacja, jaką Jirka nawiązuje z Dorotą, córką jednego z Czerepian).

Witajcie pośród wtajemniczonych!
Witajcie pośród wtajemniczonych!

Autor nie zaniedbał przy tym życiorysu patrona Truchlina, Dalibora Nápravníka. Korespondencja wynalazcy, będąca w rękach naszych młodych bohaterów, podsuwa kolejne tropy i rozbudowuje dialog na temat etycznego zakresu działań podjętych w imię nauki i w służbie – no właśnie: ludzkości czy własnemu ego? W osobie Nápravníka uwydatniają się jeszcze mocniej cechy romantyka poszukującego poznania w akcie kreacji i ocierającego się o szaleństwo geniusza, szczególnie za sprawą metatekstowej warstwy, odsyłającej bardziej wyrobionego czytelnika do kanonicznej powieści Mary Shelley oraz do nierozerwalnie związanej z Pragą legendy o golemie. Matocha znów u mnie zapunktował – tym razem zręcznością w wykorzystaniu klasycznych motywów do tworzenia własnych miejskich legend. Do tego dochodzi jeszcze jeden frapujący trop, z pewnością wyrazistszy dla czeskiego czytelnika, bo dotyczący powieści Karela Čapka Krakatit, której tematem jest właśnie formuła potężnego materiału wybuchowego.

Pamiętajmy jednak, że Truchlin to tytuł skierowany w pierwszym rzędzie do młodzieży. I tak jak narzekałem nieco na schematyczność emocjonalnego osadzenia bohaterów w pierwszym tomie, tak w Czarnym merkurycie doznałem miłego zaskoczenia. Poziom bezradności i zachwianego zaufania, impulsywności działań Jirki zyskał bardziej rozbudowane podłoże, podobnie umocniony został charakter En. Nie zmieniło to przydziału ról w tym duecie, ale uczyniło go bez wątpienia bardziej „mięsistym”. Bariery, z jakimi muszą się mierzyć nastoletni bohaterowie, pozostają w adekwatnym zakresie oraz napięciu i nie flaczeją przy kontakcie.

Tunel jest, a światełko?
Tunel jest, a światełko?

Matocha znów podsunął mi przed oczy kilka magnetyzujących migawek, wnętrz, detali, które przygodnie pracują na zagęszczającą się atmosferę Truchlina. Zawikłany plan dzielnicy coraz bardziej odpowiada losom wciągniętych w jej tajemnice bohaterów. Obszary ciemności i cienia prezentują się równie rozlegle, jak na towarzyszących akcji ilustracjach Karela Osohy, które chwaliłem już w recenzji pierwszego tomu. Maszyna działa i budzi emocje. Jaka maszyna? No, ta będąca sercem Truchlina. Czy może jego rozrusznikiem? Niezależnie od odpowiedzi, ciekawi mnie niezmiennie, jak długo jeszcze?

Wydawnictwu Afera serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Truchlin 2. Czarny merkuryt
Wydawnictwo: Afera
Autor: Vojtěch Matocha
Ilustracje: Karel Osoha
Tłumaczenie: Anna Radwan-Żbikowska
Typ: książka dla dzieci/młodzieży
Gatunek: fantastyka
Data premiery: 22.11.2021
Liczba stron: 280
ISBN: 9788365707468

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
Pierwsza wycieczka po Truchlinie w towarzystwie bohaterów powieści Vojtěcha Matochy nie mogła być ostatnią. Powrót na teren chronicznie niedoświetlonej praskiej dzielnicy dostarczył mi zaskakująco wysokiego wzrostu napięcia – nie tego elektrycznego, wiadomo. Komu nie wiadomo, temu marsz do księgarni, biblioteki, albo tutaj. Komu zaś...Golem? Frankenstein? Dynamit? Recenzja książki Truchlin 2. Czarny merkuryt
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki