SIEĆ NERDHEIM:

No i kto posprząta bajzel po tej imprezie? Recenzja książki Szamańskie tango

Szamańskie tango

Tak się składa, że nie trzeba posiadać ściśle tajnych informacji, by zorientować się, że lubię książki Anety Jadowskiej. Właściwie wystarczy zobaczyć kilka moich wcześniejszych recenzji, by nabrać co do tego faktu pewności i nie robić zdziwionej miny. Żeby była jasność – nigdy nie twierdziłam, że jest to literatura z najwyższej półki, aspirująca do zaliczenia jej w poczet klasyki. Jednak to, że nie są to książki wystarczająco ambitne, by delikatnie muskać moje czytelnicze podniebienie, nie oznacza, że będę je mieszać z błotem… zwłaszcza, że doskonale spełniają swoją rolę i po prostu dostarczają mi rozrywki, której szukam sięgając po nie. Tak się bowiem składa, że nie każdy pisarz jest w stanie sprawić, że wsiąknę w jego opowieść do tego stopnia, że zarwę noc lub całkowicie porzucę własne życie na kilka dobrych godzin i to niezależnie od tego, jak ważne rzeczy mam w tej chwili do zrobienia. Anecie się to udaje i chwała jej za to.

Może tych kilka powyższych zdań pozwala się tego domyślić, ale lubię jak pewne rzeczy napisane są czarno na białym, a ta jest jedną z nich: naprawdę ucieszyłam się, że nakładem Fabryki Słów ukazał się drugi tom przygód toruńskiego policjanta-szamana, Piotra Duszyńskiego, znanego również jako Witkacy. Na Szamańskie tango czekałam z niecierpliwością od chwili, w której uporałam się z lekturą Szamańskiego bluesa – czyli dokładnie od dnia premiery pierwszej części, a ta miała miejsce ponad półtora roku temu. Apetyt na chwilę zaspokoił mi Akuszer bogów, będący drugim tomem serii o Nikicie, nie trwało to jednak jakoś szczególnie długo. W końcu jednak… doczekałam się!

Zacznijmy więc od przedstawienia tego, jak wygląda sytuacja wyjściowa naszego bohatera – w końcu pogodził się z faktem, że jest szamanem (wciąż jednak jak ognia unika inicjacji, bo wizja bycia ugotowanym żywcem w oleju jakoś mu się nie uśmiecha), przyjął też do wiadomości, że jest ojcem piętnastoletniej panny, która zdecydowanie odziedziczyła po nim zdolności magiczne i również widzi duchy (wziął to na klatę jak prawdziwy mężczyzna i stara się odnaleźć w roli ojca, co wychodzi mu z różnym skutkiem). Pewne aspekty jego życia zaczynają się jednak sypać jak domek z kart podczas huraganu – jego kariera w policji wisi na włosku i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie musiał przejść na wcześniejszą emeryturę (chociaż wcale mu się to nie uśmiecha), jakby tego było mało, jego ambitna córka nie bardzo radzi sobie z faktem, że jest do tyłu w magicznej edukacji i postanawia porwać się z motyką na słońce (co zagraża nie tylko jej życiu i zdrowiu, ale też bezpieczeństwu całego miasta), a na domiar złego Sęp wciąż jest wrzodem na tyłku (i nadal wyżera Witkacemu zawartość lodówki, zostawiając w niej jedynie światło).

Kolejne problemy nawarstwiają się, gdy okazuje się, że duch Kurczaczka zapodział się gdzieś w Zaświatach i trzeba się po niego przejść i go wykupić. Nie, nie kociętami, czekoladą i podobnymi dobrami (chociaż ja bym oddała bez marudzenia, bo więcej pożytku przewiduję raczej ze sporych zapasów słodyczy niż z rozchwianego emocjonalnie ducha nastolatki), za to w wypadku Witkaca w grę jako waluta wchodzą łzy, pot i krew, więc lekko nie będzie. Tym bardziej, że w końcu przestało dopisywać mu szczęście i chłopina chyba będzie musiał wypaść pozytywnie w kilku próbach i stawić czoła swojemu wielkiemu lękowi – szamańskiej inicjacji. Nie brzmi to jak spełnienie marzeń, tak się jednak szczęśliwie składa, że nawet w Zaświatach nie jest sam – ma u boku swojego ducha opiekuńczego, Sępa. Jakkolwiek abstrakcyjnie to zaś nie brzmi, może się okazać, że tych dwóch – szaman i jego opiekun – mogą pójść w takie tango, że zabraknie wam słów, Przedwieczni zaś długo będą to jeszcze pamiętać.

W Tangu w końcu dostaję Witkaca, za którym trochę tęskniłam (jakoś nie do końca leżał mi ten z Szamańskiego bluesa, co to rozważa kształt pośladków swoich byłych) i który jest znacznie bliższy mojemu sercu – ten melancholijny typ ze skłonnościami do depresji i umiarkowanie pozytywnym podejściem do życia. Zwłaszcza, że aktualnie nie ma wielu powodów do tego, by uczyć się jak optymistycznie patrzeć na otaczającą go rzeczywistość, gdy ta co rusz rzuca mu kłody pod nogi i nic nie zapowiada zmiany na lepsze. Wręcz przeciwnie, wszystko wygląda tak, jakby mogło być już tylko gorzej i bardziej krwawo – tak się bowiem składa, że płynąc pod prąd i walcząc o swoje racje, Witkac dorabia się również kilku potężnych przeciwników. Sprzymierzając się zaś z Sępem sprawia, że… ta liczba drastycznie wzrasta, bo jego duch opiekuńczy miał kupę czasu, by podpaść praktycznie wszystkim.

Skoro zaś przy Sępie jesteśmy! Hej, ten bawidamek i dupek pierwszej wody przechodzi całkiem malowniczą przemianę, odkrywając nie tylko przed czytelnikiem, ale i szamanem swoją prawdziwą naturę. Chwile szczerości między tą dwójką sprawiają, że postać ducha opiekuńczego przestała mnie irytować (tak, wczułam się w sytuację Witkaca, któremu ktoś regularnie wyżera żarcie z lodówki, nie mówiąc już o naruszaniu wszystkich możliwych granic osobistych), a zaczęła we mnie wzbudzać nie tylko zrozumienie, ale też… współczucie i sympatię. Okazuje się, że z powodu kilku nieprzemyślanych żartów i niemożliwych do przewidzenia konsekwencji tych wybryków, został on skazany na karę niewspółmiernie wysoką do swoich win – podczas gdy w naszym świecie uniewinniłby go każdy sąd, w Zaświatach… ciąży na nim wyrok śmierci. Sęp okazuje się istotą odrzuconą i skrzywdzoną. Zaskakujące, prawda?

Niezwykle cieszy też fakt, że Jadowska kładzie spory nacisk na to, by nawet postać epizodyczna miała swój rys charakteru, nadający jej odrobinę kolorytu. Postacie są barwne i nawet jeśli czasem wpasowują się idealnie w jakiś stereotyp, to równie często wychodzą poza jego ramy. Akcja jest wartka, a bohaterowie nie siedzą na tyłkach i nie liczą plam na suficie, dzięki czemu czytelnik nie nudzi się jak mops w poczekalni do weterynarza, a zamiast tego angażuje się w wydarzenia i śledzi je z zapartym tchem. Są też emocje – nieraz śmiałam się podczas tej lektury, rozbawiona niemal do łez przez jakiś fragment, zdarzało się jednak, że oczy pociły mi się z zupełnie innych przyczyn niż rozbawienie (i raczej nie sądzę, żeby była to wina wybitnie płaczliwego etapu w moim życiu, braku czekolady i jesiennej melancholii).

W efekcie otrzymujemy mieszankę, która daje nam bardzo dobrą powieść fantastyczną, a cała seria przygód Witkaca stopniowo zyskuje miano mojego ulubionego cyklu tej autorki. Bez wątpienia Szamańskie tango przypadnie do gustu tym, którzy polubili się ze światem wykreowanym przez Jadowską i stworzonymi przez nią bohaterami, ale także tym, którzy lubią powieści urban fantasy i nieco zagubionych bohaterów. Ci ostatni nie muszą wcale sięgać po pozostałe cykle, dobrze jest jednak, by zaczęli od Szamańskiego bluesa (przy czym tutaj będzie trzeba przymknąć oko na kilka niedociągnięć, których nie ma już w drugiej części). Nie mogę też nie wspomnieć o fenomenalnej szacie graficznej, za którą ponownie odpowiedzialna jest Magdalena Babińska – to naprawdę kawał dobrej roboty, sprawiającej, że bohaterowie stają się odrobinę bliżsi czytelnikowi.

Szczegóły:

Tytuł: Szamańskie tango
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Autor: Aneta Jadowska
Typ: Książka
Gatunek: Fantastyka
Data premiery: 13.09.2017
Liczba stron: 392
ISBN: 978-83-7964-256-4

Nasza ocena
7.5/10

Podsumowanie

Plusy:
+ powrót do melancholijnego Witkaca
+ rozbudowanie relacji między postaciami
+ wyraziste postacie
+ kilka przemian wewnętrznych
+ wciągająca i angażująca fabuła
+ fenomenalna oprawa graficzna
+ no i nie trzeba znać poprzednich serii…

Minusy:
-… chociaż dobrze jest znać poprzedni tom tego konkretnego cyklu
– (nie, nie będę wymyślać minusów na siłę)

Nasza ocena
7.5/10

Podsumowanie

Plusy:
+ powrót do melancholijnego Witkaca
+ rozbudowanie relacji między postaciami
+ wyraziste postacie
+ kilka przemian wewnętrznych
+ wciągająca i angażująca fabuła
+ fenomenalna oprawa graficzna
+ no i nie trzeba znać poprzednich serii…

Minusy:
-… chociaż dobrze jest znać poprzedni tom tego konkretnego cyklu
– (nie, nie będę wymyślać minusów na siłę)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
2 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Wiewiórka w okularach
Wiewiórka w okularach
6 lat temu

Dobra. Szczerze powiem. Przekonałaś mnie 🙂 Jakoś cały czas omijałam łukiem książki Jadowskiej, chociaż wiedziałam o jej istnieniu i o kolejnych wydawanych tomach. Teraz jednak przekonałaś mnie, żeby zakupić pierwszy tom tego cyklu i zobaczyć, czy to coś dla mnie 😉 Brawo Ty! 😀

Idris
Idris
Reply to  Wiewiórka w okularach
6 lat temu

Cieszę się, bo tę serię polecam z czystym sumieniem (czego już nie mogę powiedzieć o heksalogii o Dorze Wilk, bo to jednak troszkę gorszy cykl).
Mam nadzieję, że lektura przypadnie Ci do gustu ;).

Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki