SIEĆ NERDHEIM:

Bezcenna umiejętność czytania. Recenzja książki Przedrzeźniacz.

Akt samospalenia, których nie brakuje w książce.
Akt samospalenia, których nie brakuje w książce.

Przedrzeźniacz Waltera Tevisa to kolejny klasyk literatury science fiction. Trafił on pod egidę wydawnictwa Mag jako część cyklu Artefakty, który ma przywrócić życie rynkowi fantastyki naukowej za sprawą wznowień i pierwszych polskich wydań. Mimo że od momentu wydania oryginalnego minęło już prawie pół wieku, książka nie straciła nic ze swej aktualności i wartości. Bez generowania zbędnego napięcia stwierdzam, że słusznie trafiła do zacnego grona odświeżonych pozycji i naprawdę warto się z nią zapoznać.

Historia tej skromnej powieści rozgrywa się w dalekiej przyszłości nowojorskiego Manhattanu. Tylko jest to zupełnie inna dzielnica niż ta, którą kojarzymy z filmów. Wypełniają ją ruiny, w których nie przetrwało niemal nic. Populacja ludzka jest nieliczna (mówię tu o skali całej planety), praktycznie nie istnieje. Ludziom serwowane są leki powodujące sterylność oraz skrajne lenistwo. Jako że nie ma nadziei na poprawę, ci, którzy przeżyli, często decydują się na samobójstwo poprzez spalenie, niejednokrotnie czyniąc to grupowo. Cała ta sytuacja powoduje groźbę wyginięcia gatunku. Do pomocy ludziom zaangażowano androidy, z których jednym jest główny bohater Spofforth. To najbardziej wyrafinowany model wśród dostępnych. Posiada najbardziej rozwiniętą inteligencję, zdolności poznawcze oraz motoryczne, potrafi też symulować reakcje emocjonalne. Poznajemy go w chwili, gdy planuje skok z dachu Empire State Building.

Dramatis personae sprowadza się do trójki bohaterów. Należą do nich wspomniany android mający w teorii za zadanie opiekować się resztkami ludzkości oraz dwójka ludzi. Jeden z nich to Paul Bentley – nauczyciel, który dopiero co przybył do wymarłej metropolii. Próbuje się nauczyć czytać, łącząc elementarz ze starym filmem instruktażowym. Umiejętność ta zanikła wraz z wyginięciem większości ludzkości oraz straceniem cywilizacyjnego dorobku (jak szkoły, książki itp), a obecna dekadencka populacja nie kłopotała się próbą odtworzenia odpowiednich struktur. Z czasem dołącza do nich Mary Lou, kobieta stająca się żywym obiektem zainteresowań belfra. Cała trójka stara się przeżyć w skrajnie niekorzystnych warunkach, a także w jakiś sposób rozwijać się. Każde z nich jest interesujące na swój sposób i nie było fragmentów, które bym pomijał czy takich, gdzie mój poziom czytelniczego zaangażowania wyraźnie spadał.

Poboczni bohaterowie są nieliczni, wręcz symboliczni i pojawiają się tylko przelotnie, dlatego nie będę się tutaj rozpisywał na ich temat. Jeżeli miałbym jednak kogoś spośród nich wyróżnić, to Annabel. Pojawia się ona mniej więcej w połowie książki i nawiązuje bliską relację z bohaterem, zostając przy tym wierną swoim zasadom. Ta znajomość wnosi do fabuły obfitość  dobrze napisanych dialogów. Na wzmiankę zasługuje też w sumie Bob, asystujący Mary Lou android inżynier i fizyk. Dialogi z nim podnoszą z kolei poziom literacki rozdziałów z bohaterką.

Pora na parę słów o świecie przedstawionym. Amerykaninowi udało się wykreować bardzo sugestywny świat, w który niezwykle łatwo uwierzyć. To dystopia pełna ruin, poszukiwań ucieczki od rzeczywistości w najróżniejszy sposób (najczęściej drogą chemicznej intoksykacji), dekadencji, stopniowego popadania w zapomnienie. Ludzie nie walczą z problemami, nie widzą nadziei, tylko chcą jak najszybciej i bezboleśnie zakończyć swą egzystencję. Jedynym źródłem światła w tym wszystkim staje się Spofforth, a pod jego wpływem Bentley i w końcu również Mary Lou. Dlatego kibicowałem im od samego początku, jednocześnie będąc przerażonym opisami upadku cywilizacji.

Stylistycznie autor zdecydował się na intrygujący bez wątpienia zabieg mieszania dwóch sposobów narracji. W przypadku asystenta ludzkości jest to perspektywa trzecioosobowa. Myślę, że Travis chciał w ten sposób pokazać dystans dzielący Spoffortha od człowieczeństwa. Gdy trafiałem na rozdziały dotyczące Bentleya, to okazało się, że konsekwentnie opowiada on swą historię „osobiście”. I uważam, że są to najlepsze fragmenty książki. Podejrzewam, że najwygodniej i najlepiej było autorowi wcielać się w faceta w mniej więcej swoim wieku. Odnośnie fragmentów dotyczących Mary Lou nie mogę powiedzieć tego samego. Czuć, że kobiece spojrzenie na świat nie jest mocną stroną Travisa. W przypadku Przedrzeźniacza nie pochwalam tego zabiegu zróżnicowania narracji. Stanowi fajną próbę przedstawienia różnych perspektyw i urozmaicenia treści, ale jego jakość niekoniecznie uzasadnia zastosowanie. Myślę, że książce wyszłoby na lepsze, gdyby autor pozostał przy jednym wybranym rodzaju prowadzenia opowieści i konsekwentnie go realizował. Takie zabiegi co jakiś czas mogą być ciekawe, ale przez wynikłą z nich różnicę poziomu ostatecznie rozczarowują.

Za to epilog opowieści jest po prostu znakomity. Wywołał u mnie całą gamę emocji i został ze mną na długo, zwłaszcza że nie jest pozbawiony elementu zaskoczenia. Byłem wstrząśnięty i zmieszany, wzruszony i… wiele innych epitetów mógłbym tutaj jeszcze wymienić. Dodatkowym atutem jest to, że autor w końcówce zrehabilitował się względem Mary Lou i napisał rozdział z jej perspektywy na satysfakcjonującym poziomie. Ogólnie zakończenie zaliczam Travisowi jako olbrzymi plus.

Muszę też zaznaczyć, że mam ambiwalentne odczucia, jeśli chodzi o długość opowieści. Z jednej strony chciałbym więcej treści, dłuższej, bardziej rozbudowanej historii z większą ilością postaci itp. Czuję więc pewien niedosyt, gdy z tej strony myślę o Przedrzeźniaczu. Jednak stając po przeciwnej stronie barykady, nie wiem, czy przy rozbudowaniu wszystkiego w powieści miałaby ona wciąż ten sam potężny przekaz, czy przesłanie autora gdzieś by się w tym wszystkim nie rozmyło. Myślę, że ostatecznie autor wiedział, co robi i napisał dokładnie taką książkę jaką chciał, ale jednak nie czuję się nią nasycony.

Przedrzeźniacz to pozycja, którą mogę polecić przede wszystkim ludziom głodnym dobrego science fiction, zwłaszcza przesiąkniętego dystopią, ale uważam też, że ostatecznie trafi ona do każdego, kto zniesie taki ciężki klimat i szuka dobrze napisanej historii. Ja z zapartym tchem czekałem na to, co się ostatecznie stanie z ludzkością i wierzyłem, że mimo ciężkiej sytuacji, uda się wyjść z kryzysu. Do tego dostajemy jeszcze niebanalną trójkę bohaterów i ciekawe wymiany zdań między nimi oraz naprawdę mocne zakończenie. Myślę, że jedyna poważna wada w postaci wyraźnie gorzej napisanych rozdziałów z perspektywy kobiecej to za mało, aby poczuć się zniechęconym do sięgnięcia po ten Artefakt sprzed przeszło czterdziestu lat.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Przedrzeźniacz
Tytuł oryginalny: Mockinbird
Wydawnictwo: Mag
Autor: Walter Tevis
Tłumaczenie: Robert Waliś
Gatunek: dystopia,science fiction
Liczba stron: 254
ISBN: 973-83-7480-550-6

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
Przedrzeźniacz Waltera Tevisa to kolejny klasyk literatury science fiction. Trafił on pod egidę wydawnictwa Mag jako część cyklu Artefakty, który ma przywrócić życie rynkowi fantastyki naukowej za sprawą wznowień i pierwszych polskich wydań. Mimo że od momentu wydania oryginalnego minęło już prawie pół wieku,...Bezcenna umiejętność czytania. Recenzja książki Przedrzeźniacz.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki