SIEĆ NERDHEIM:

Początek pierwszego końca wielkiej sagi. Recenzja książki Pożoga

Cień zapomnianej Kahlan na tle łuny ognia
Cień zapomnianej Kahlan na tle łuny ognia

Pożoga to dziewiąty tom sagi Miecz Prawdy. Jest to odsłona zapowiadana przez autora jako początek trylogii, która ostatecznie zakończy cykl. Potem się okazało, że jednak do rzeczywistego końca trzeba jeszcze kilka książek napisać, ale na tamten moment fani uwierzyli Kanadyjczykowi. Przyznam, że wiadomość o epilogu – nawet takim wydłużonym – przywitałem z ulgą. Nie chciałem, aby cykl o Richardzie rozmienił się na drobne, co mu zagrażało. Teraz tylko pozostaje sprawdzić jakość tej kolejnej opowieści.

Historia zaczyna się dramatycznie, gdyż Richard jest śmiertelnie ranny od strzały wroga. Na szczęście od szponów śmierci ratuje go Nicci, która musi do wyleczenia użyć magii związanej ze śmiercią. Ten fakt niespodziewanie powoduje łańcuch wydarzeń stanowiący główną oś fabularną tomu. Otóż następnego dnia Poszukiwacz orientuje się, że jego żona (Kahlan Amnell, będąca Matką Spowiedniczką) zaginęła i – co gorsza – nikt w ogóle nie pamięta, kim ona była, i nie może przyjąć do wiadomości, że taka osoba w ogóle istniała. Siostra Mroku i Cara (Mord-Sith będąca bezgranicznie lojalna Richardowi) podejrzewają, że główny bohater ma omamy po leczeniu tudzież to skutek uboczny użytych wtedy zaklęć. Tylko Richard zna kobietę swego życia i nie pozostaje mu nic innego, jak udowodnić jej egzystencję światu.

Przyznam, że chociaż zawiązanie fabuły mnie nie powaliło, to na pewno zaciekawiło. Częściej spotykany jest motyw odwrotny – tylko bohater o czymś nie pamięta, a reszta świata próbuje go o czymś uświadomić. Sam fakt rewersji spowodował, że zostałem przy książce na dłużej. Dodatkową zaletą jest to, że Richard w poszukiwaniach kogoś, kto by pamiętał o Kahlan, odwiedza kilka najbardziej intrygujących postaci z poprzednich tomów, o których autor na szczęście nie zapomniał. To tylko zwiększa atrakcyjność książki i jest fajnym nawiązaniem do poprzednich części.

Najbardziej się cieszyłem z powrotu wiedźmy Shoty, będącej na tyle ciekawą postacią, że uśmiechałem się za każdym razem, jak się pojawiała. Tutaj oferuje Richardowi cenne informacje, ale nie za darmo. Wraca także jej towarzysz, jakim jest pierwszy Poszukiwacz – Samuel. On nie skradł mojej uwagi tak jak potężna czarodziejka, ale też ma swoje udane momenty. Pojawiają się także znajomi z poprzednich tomów, którzy na dobre weszli do sagi, jak chociażby prorok Nathan, grzebiący jak zwykle w przepowiedniach, razem z Ann, która wiecznie go pilnuje. Nie mogło zabraknąć także Zedda, pomagającego wspomnianemu przed chwilą duetowi.

Przy takiej doborowej obsadzie trudno zauważyć, że pojawia się ktoś nowy i to z zupełnie nowej społeczności. Tym razem jest to Jillian posiadająca starą, rzadko spotykaną umiejętność rzucania snów. Nawiedzający Sny (w tym Jagang) to ludzie przekształceni w broń przez czarodziejów, którzy odkryli rodaków dziewczyny i postanowili ich w ten sposób wykorzystać. Bohaterka jednak postanawia pomóc Richardowi w walce z Imperialnym Ładem. Poznając jej lud i ją samą, mamy też wgląd w Imperatora, co zawsze uważam za plus, gdyż jest on jednym z najbardziej interesujących antagonistów w sadze. Poza tym samo mieszanie w głowie poprzez sny jest ciekawe.

Nowością jest także bestia krwi będąca wielkim zagrożeniem dla Richarda. Wysłana przez Siostry Mroku ma za zadanie upolować Poszukiwacza. Potrafi się przemieszczać z miejsca na miejsce bardzo szybko i na dowolną odległość, ale bardziej zabójcza od tego jest jej umiejętność przybrania formy dowolnej żywej istoty. Nie jest to aż tak unikatowy przeciwnik jak z Bezbronnego Imperium, ale zdaje egzamin, jakim jest stanowienie zagrożenia dla bohaterów i tworzenie pewnej atmosfery niepewności i napięcia.

W kwestii lokacji to jedyną nowością jest Caska, będąca ruinami miasta pośrodku Głębokiej Nicości. Jest to „dom” ludu Jillian położony w Imperium D’Hary. Richard dokonuje tu ważnego odkrycia, którego treści nie mogę zdradzić. Zgodnie ze swoją nazwą nie ma tu miejsc, które zapamiętałem, na które zwróciłbym jakąś szczególną uwagę. Wróciłem za to do Twierdzy Czarodziejów, która zawsze jest miłym widokiem. Pałac Ludu zresztą też i cieszył mnie fakt, że autor znów postanowił do niego wrócić.

Jakość fabuły jako takiej – muszę przyznać – pozytywnie zaskakuje. Oczywiście na tym etapie trudno jest się rzeczywiście przejąć losami głównych bohaterów i wierzyć, że mogą oni w którymś momencie zginąć, gdyż zawsze udawało im się przeżyć niezależnie od skali niebezpieczeństwa, w jakim się znaleźli. Nie można tego powiedzieć o wszystkich stojących po tej właściwej stronie, ale kluczowym postaciom nic nie grozi. Mimo tego byłem zaciekawiony, jakie piekło zgotuje im tym razem autor i jaki będzie miało to na nich wpływ. Tutaj największym poszkodowanym jest bez wątpienia Richard i Goodkind bardzo zgrabnie opisuje jego misję głoszenia słusznej prawdy, iż Kahlan rzeczywiście istnieje.

Stylowo to w dalszym ciągu typowy Kanadyjczyk i absolutnie nic się tutaj nie zmienia. Dla tych, co nie wiedzą, co to oznacza: gore, brutalność, dobra akcja oraz przypomnienia o wyższości wolności i demokracji nad wszelkimi przejawami socjalizmu. Jeszcze parę wstawek filozoficznych do tego i oczywiście kolejne prawo magii, gdyż każdy tom musi zawierać jedno. Nie zaskoczyło mnie tu nic ani negatywnie, ani pozytywnie. Wiedziałem, czego się spodziewać, i dokładnie to dostałem. Jeżeli ktoś dotarł do tego tomu, to myślę, że też dojdzie do tego samego wniosku.

Kończąc mój wywód na temat Pożogi – nie mogę powiedzieć, że jestem jakoś zaskoczony poziomem tego tomu. Nie ma tu żadnej rzeczywistej nowej jakości. Jest ciekawy pomysł na fabułę i jej kontynuację, wraca stara gwardia bohaterów, która się sprawdzi w każdych okolicznościach. Goodkind serwuje nam lekturę w swoim stylu i na swoim poziomie. Ani mniej, ani więcej. Brakuje trochę takiej świeżości w tym wszystkim i decyzja o tym, aby powoli kończyć sagę, to moim zdaniem bardzo dobry pomysł. Po lekturze sięgnąłem od razu po następną odsłonę, aby ten epilog przybliżyć i poznać jeszcze lepiej. Jego recenzja wkrótce.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Pożoga
Tytuł oryginalny: Chainfire
Wydawnictwo: Rebis
Autor: Terry Goodkind
Tłumaczenie: Lucyna Targosz
Gatunek: baśń, epic fantasy
Liczba stron: 590
ISBN: 978-83-7301-673-6
Name

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
Pożoga to dziewiąty tom sagi Miecz Prawdy. Jest to odsłona zapowiadana przez autora jako początek trylogii, która ostatecznie zakończy cykl. Potem się okazało, że jednak do rzeczywistego końca trzeba jeszcze kilka książek napisać, ale na tamten moment fani uwierzyli Kanadyjczykowi. Przyznam, że wiadomość o...Początek pierwszego końca wielkiej sagi. Recenzja książki Pożoga
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki