A gdyby tak Swamp Thing przeniósł się, już bez Abby, na angielską prowincję i został miejscowym duchem zieleni? Podsłuchiwał ludzi, łapał strzępki rozmów, plotek, mignięcia złych i dobrych historii, a potem składał z tego obraz świata? Dodajcie do tego małego chłopca świetnie rozumiejącego drzewa i artystów. Doprawcie zupełnie zwyczajnymi rodzicami, sąsiadami (tak, tymi wścibskimi też), nastolatkami siedzącymi na przystanku… No i dojazdami do Londynu.
Lanny to połączenie Potwora z bagien, leśmianowskiej metaforyki i kryminału skupionego na reakcjach społeczności otaczającej rodzinę dotkniętą tragedią. Już w pierwszym akapicie słyszycie, że dla mnie ma w sobie jeszcze echa Bestii Paternelle van Arsdale, troszkę Dziewczyny z pociągu, sporo klimatu książek Kate Atkinson czy seriali w stylu Broadchurch. Jest na wskroś angielski, chociaż bez gotyckich tonów Węża z Essex. W oryginale musi być przewspaniały, skoro w tłumaczeniu Łozińskiego to tak gęsta, radosna i jednocześnie pełna grozy proza. Czasami wręcz dziwna, co ma swój urok.
Zaczyna się od Praszczura Łuskiewnika (Dead Papa Toothwort), żywiołaka przechadzającego się po wioseczce, zanurzonego w jej przyrodzie i mowie. Wyławia z niej swojego ulubieńca, małego Lanny’ego, a przy okazji jego rodziców. Pierwsza część książki to właśnie przeplatające się strumienie świadomości lokalnego bożka, dziecka i dorosłych. Tekst ma bardzo pogodny nastrój, czytelnik może poczuć lato i przyrodę roztaczające się wokół zajętych swoim zupełnie prostym życiem bohaterów. Dziwny chłopczyk śpiewa pod nosem, przesiaduje w lesie, żartuje z dorosłymi. W drugiej i trzeciej części ton gwałtownie się zmienia, wokół głównych bohaterów toczy się dramat rozpisany na wielogłos opinii i głębokich przekonań wszystkich sąsiadów i krewnych. Czytając Lanny’ego po raz pierwszy, miałam niezły problem z taką zmianą stylu i gatunku. Jakby wam się zlepiły kartki zaczytanego na amen Kubusia Puchatka i czegoś Iana Rankina. Właśnie o to chodziło autorowi, o dysharmonię i poczucie niewygody.
To druga książka Maxa Portera. Jego debiut odniósł ogromny sukces, Cillian Murphy zagrał w opartej na nim sztuce. Z kolei Lanny już zgarnął nominację do Bookera, planowana jest też ekranizacja z udziałem Rachel Weisz. Może być ciekawie, bo choć ta niewielka książeczka ma w sobie tyle metafor i poezji, tak naprawdę komentuje jak najbardziej współczesne sprawy: brexit, wyprowadzki „młodych zdolnych” poza miasto, splendid isolation wiejskich społeczności. Wszystkie te wątki poprowadzone są na tyle dyskretnie i uniwersalnie, że polskim czytelnikom książka nie wyda się lokalnym wyspiarskim kuriozum. Raczej kuriozum uniwersalnym i bardzo ciekawie napisanym.
Dziwna, kipiąca zielenią proza. Straszna historia wpisująca się we współczesny folklor i miejskie legendy czasów, kiedy bardziej boimy się czarnej wołgi niż ludożerczych rusałek. Powieść dla wielbicieli Leśmiana i Sagi o potworze z Bagien. Lanny to coś dla troszkę bardziej wymagającego czytelnika lubiącego przeskakiwanie między gatunkami, niepewność, rozmyte interpretacje. No i język! To coś dla osób kochających nieustającą melodię mowy brzmiącą gdzieś na granicy słyszalności.
Dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka za egzemplarz recenzencki książki.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Lanny
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Autor: Max Porter
Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
Typ: Książka
Gatunek: baśń, weird fiction, psychologiczna
Data premiery: 2019