Wydana w Polsce w październiku 2015 roku nowa powieść dla dzieci i młodzieży autorstwa Joanne Harris. Kto spodziewa się książki na miarę ,i>Run (Runów, skoro w tytule drugiej części taka właśnie odmiana się pojawia), Błękitnookiego chłopca czy Czekolady, ten prawdopodobnie przeżyje srogie rozczarowanie.
Ewangelia… to książka z serii „nowe spojrzenie na mitologię nordycką”, a ponieważ popkultura odnalazła w rzeczonej mitologii bogate źródło historii idealnie nadających się do zaadaptowania na własne, fabularnie i charakterologicznie podobne twory, popyt na nordyckich bogów stale rośnie. A kogóż kochamy bardziej, niż skomplikowane czarne charaktery z chwytającą za serce przeszłością, kierowane szlachetnymi niegdyś motywami? Chciałoby się powiedzieć: nikogo. Tymczasem, każdy czarny charakter działający, chcąc nie chcąc, w służbie dobra, jest niewymownie bardziej fascynujący. Szczególnie wtedy, kiedy dobro zupełnie go nie obchodzi. I tu mamy Lokiego, uroczego psotnika, którego najlepiej omijać szerokim łukiem. Wcielony chaos, przywołany przez samego Odyna. Tego nie było w mitologii, mówicie? Oczywiście, że nie. Wiele rzeczy zawartych w Ewangelii… znajdziecie tylko na jej kartach.
Na fabułę składają się luźno powiązane ze sobą historie znane z mitów (zainteresowanych oryginalną treścią odsyłam do książki Heroje Północy Jerzego Rosa), przedstawione z punktu widzenia Lokiego. Nie warto doszukiwać się spójności między treścią, omawianymi czasami, a realiami historycznymi – według Lokiego w dalekiej przeszłości spało się w koronkowych koszulach, piekło babeczki w piekarnikach, domy budowano jak dzisiejsze (takich kwiatków jest wiele więcej). Śmiać się czy płakać? – pyta każdy esteta. Odpowiedź brzmi – zignorować. Trzeba wziąć pod uwagę, że autorka pokroju Joanne Harris miesza realia świadomie. Jeśli jednak takie pomieszanie miało wzmocnić efekt komiczny, coś się nie udało. I o ile nie można zaprzeczyć, że komizm w Ewangelii… jest stale obecny, o tyle trzeba podkreślić, że nie jest to ten lekki, przyjemny i rozluźniający humor, jaki zapamiętaliśmy z Runów.
Akcja rozwija się dość wolno, a treść wydaje się toporna. Jednak im dalej, tym lepiej, i mniej więcej od połowy książki lektura przestaje męczyć. Niestety, mniej wytrwali będą potrzebowali kilku podejść, żeby do połowy dotrzeć.
Kolokwialny język, nieścisłości i skrótowość w przedstawieniu mitów nikogo nie powinny zniechęcać. Koneserów oczekujących od książki intelektualnego bądź emocjonalnego uderzenia Ewangelia… może mocno zirytować, ale przecież równie irytujący jest Loki, a ta książka jest jak jego myśli w formie stałej, nie jak opracowanie naukowe lub zbiór oryginalnych mitów nordyckich. To mity w popkulturze, dla których medium stała się beletrystyka. Mimo to Ewangelia… nie porywa i brak jej tego czegoś, co zafascynowało nas w Runach, i czego znacznie ubyło już w kolejnej części przygód Maddy Kowalówny – w Blasku Runów.
Po książce autorstwa Joanne Harris spodziewałam się czegoś więcej. Moje rozczarowanie nie było głębokie, ale dotkliwe. Miałam duże nadzieje związane z tym tytułem. Tymczasem w Ewangelii… zgubił się nie tylko duch autorki, ale i bohatera, o którym ta historia mówi, i który tę historię tworzy. Chyba w żadnym momencie lektury nie poczułam, że odnalazłam tego Lokiego, którego zapamiętałam z Runów. Szkoda, bo pomysł na takie ujęcie mitologii ma duży potencjał.
Ocena: 5/10
Plusy
+niebanalny sposób przedstawienia mitologii nordyckiej
+humor
+Loki, bo przecież o niego chodzi
Minusy
-topornie rozwijająca się akcja
-humor (tak, humor jest i w plusach, i w minusach)
-Loki jakiś inny, jakby obcy
-brak ducha autorki
Autor: TuTu