SIEĆ NERDHEIM:

Takie słodkie wąpierzątko. Recenzja książki Dzikie Dziecko Miłości

KorektaLilavati
Dzikie Dziecko Miłości - okładka książki
Dzikie Dziecko Miłości – okładka książki

Powieści wychodzące spod pióra Anety Jadowskiej traktuję – i zdecydowanie nie zamierzam się tego wstydzić lub wypierać, co już nie raz i nie dwa podkreślałam w innych tekstach – jako moje guilty pleasure (najbardziej naruszonymi przez kilkukrotne, jeśli nie kilkunastokrotne, czytanie pozycjami w mojej biblioteczce są przygody Harry’ego Pottera oraz heksalogia o Dorze Wilk). Książki Jadowskiej (i Rowling) to jedne z tych, których wad jestem doskonale świadoma, a mimo to wracam do nich co jakiś czas – dla przyjemności. Czy Dzikie Dziecko Miłości też doczeka się ponownego czytania?

Kolejny powrót do Thornu – alternatywnej wersji Torunia znanej fanom Anety – to podróż już niemal sentymentalna i pełna wspomnień z wcześniejszych powieści autorki (w końcu ta ma ich na swoim koncie już kilkanaście, a akcja sporej części z nich osadzona została właśnie w mieście pysznych pierników i Kopernika). O ile dla mnie każda nowa książka Jadowskiej to powód do zrobienia sobie dużej herbaty i zaczytania się, o tyle dla bohaterów wykreowanych przez autorkę… no cóż, możemy być pewni, że wrażeń im nie zabraknie.

Nie inaczej jest tym razem, po raz kolejny czytelnik przekonuje się bowiem, że życie Namiestniczki może i jest usłane różami, ale kwiaty te mają także wybitnie długie kolce, boleśnie wbijające się w spokojne plany na nadchodzące Halloween. Trudno bowiem oczekiwać, że informacja o odkrytym grobie i zwłokach, które z niego wyszły, okaże się zapowiedzią urlopu, prawda? Zwłaszcza gdy w pobliżu porzuconej przez lokatora mogiły znajdują się jeszcze inne, a niewielka polanka w lesie okazuje się dzikim cmentarzem, gdzie seryjny morderca pozbywał się ciał. Ofiary – w liczbie niemal trzydziestu – to wyłącznie młode kobiety, zamordowane w sposób, który można określić jako bestialski (co może stanowić pewne niedomówienie, gdy się chwilę zastanowimy).

Jadowska, na całe szczęście, nie ma zapędów Orzeszkowej, dzięki czemu opisy wyrządzonych kobietom krzywd nie rozlewają się na kilka stron, będąc dokładnie tak sugestywnymi, jak to niezbędne, i ani krztyny bardziej. Niewykluczone, że jeśli kogoś – z przeróżnych przyczyn – temat przemocy wobec kobiet dotyka głębiej, to lepiej zrezygnować z lektury. W końcu nie ma co sobie psuć nastroju. Autorce warto też oddać, że pomimo raczej rozrywkowego charakteru powieści stara się przemycić w niej takie postawy, jak szacunek wobec ofiar i obciążanie winą za czyjąś krzywdę wyłącznie sprawców. Może treści te nie są zawarte dyskretnie, w kilku momentach wybrzmiewając wyraźnie i dosłownie, uważam jednak, że im częściej będzie o nich mowa, tym rzadziej (być może się łudzę) spotkamy się z komentarzami, że skrzywdzona kobieta „sama się prosiła” i „jest sobie winna”.

Tyle dobrze, że Dora nie jest z całym bałaganem sama – ma obok siebie całkiem spore grono znajomych i przyjaciół, którzy z chęcią pomogą jej dopaść zwyrodnialca przed Halloween (jest to ich nieprzekraczalny deadline). Czytelnicy, którzy mieli już okazję zapoznać się z powieściami wychodzącymi spod pióra Jadowskiej, zapewne ucieszą z powrotu znanych postaci: pojawi się, znana z Heksalogii o Wiedźmie, pani patolog – Bogna, nie zabraknie Witkacego, Kurczaczka i Sępa (znanych z Cyklu Szamańskiego) ani Jego Kąśliwości – wampira Romana. Pojawi się też kilka nowych postaci, jak chociażby tytułowe Dziecko Miłości, będące jedną z wampirzyc należących do gniazda znajdującego się w Thornie, oraz rodzeństwo zmieniające się w miodożery (polecam filmiki na YT z tymi zwierzętami, zrozumiecie, jakie to badassy). Zabraknie za to Joshui oraz Mirona (ten drugi, co prawda, pojawi się na chwilę, ale to tylko mignięcie), mają bowiem własne obowiązki, które wygoniły ich z miasta.

Taki natłok postaci często okazuje się trudny do ogarnięcia, zwłaszcza gdy bohaterowie rozłażą się po całym mieście, gnając za swoimi wątkami i próbując je rozwikłać. W przypadku Dzikiego Dziecka Miłości możecie być pewni, że każda z wymienionych przeze mnie osób ma swoje pięć minut (a niektórzy nawet cały kwadrans), a moim jedynym zarzutem jest to, że wampirzyca, od której wziął się tytuł powieści, w pewnym momencie znika z czytelniczych radarów, a stery za nią przejmuje Dora Wilk. Szkoda, bo chociaż lubię toruńską wiedźmę, to jestem również szczerze ciekawa każdej nowej postaci wykreowanej przez Jadowską.

Sporą zaletą jest fakt, że – przynajmniej w teorii – lektura Dzikiego Dziecka Miłości nie wymaga znajomości innych serii autorki. Większość niezbędnych informacji zostaje nowym czytelnikom podana w skrócony i przystępny sposób, by łatwiej było im zorientować się w meandrach relacji między całą plejadą postaci. Jednocześnie wiadomości te ujęte są w taki sposób, by nie zanudzić kogoś, kto inne powieści Jadowskiej ma w małym palcu i jest w stanie wymienić skład osobowy Starszyzny Thornu obudzony w środku nocy. Tak jak pisałam – jest to jednak teoria, w praktyce bowiem o wiele łatwiej wyłapać wszystkie smaczki, gdy zna się wcześniejsze przygody bohaterów i zależności między nimi (do pełni szczęścia nie jest nam tylko potrzebna lektura Cyklu o Nikicie, bo to – jak na razie – dość luźno powiązana z resztą seria).

Czy polecam? Fanom autorki – z czystym sumieniem, bo odnajdą się we wszystkich niuansach bez większego trudu. Jeśli jednak zastanawiacie się, czy Dzikie Dziecko Miłości jest dobrym wyborem na pierwsze spotkanie z twórczością Jadowskiej, to – nie będę ukrywać – co do tego mam jednak wątpliwości i raczej odeślę was do Heksalogii o Wiedźmie, bo zawsze lepiej zaczynać od początku. Recenzowana powieść zafunduje wam spotkanie z nietuzinkowymi postaciami, sporo zabawnych dialogów i angażującą fabułę, kręcącą się wokół seryjnego zabójcy kobiet. To wciągająca książka, w sam raz na któryś z jesiennych wieczorów, gdy już nie będziecie mieć sił na kolejny odcinek jakiegoś serialu. Na dodatek zdobią ją prace Magdy Babińskiej, ilustrujące niektóre sceny.

SZCZEGÓŁY
Tytuł: Dzikie Dziecko Miłości
Data premiery: 15.05.2019
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: SQN
Gatunek: urban fantasy
Liczba stron: 528
ISBN: 978-83-8129-470-6
Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Patrycja
Patrycja
3 lat temu

No i mnie przekonałaś… do zapoznania się z pierwszą częścią! Na mojej półce stoi przeczytana „Dynia i Jemioła” ponieważ rok temu chciałam coś przyjemnego, niezbyt ciężkiego, do odpoczynku i w klimacie świąt. Podobała mi się, chociaż było to moje pierwsze spotkanie z tymi postaciami. Nie jest to styl, po jaki sięgnęłabym zawsze i wszędzie, ale jest jeszcze na poziomie, który sprawia mi przyjemność. Dzięki za recenzję.

Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
<p><strong>Plusy: </strong><br /> + powrót do Thornu zawsze jest plusem<br /> + ciekawy dobór bohaterów<br /> + wciągająca i angażująca fabuła<br /> + odpowiednio sugestywne opisy, bez przerysowania<br /> + wprowadzenie nowych postaci<br /> + ilustracje wewnątrz książki<br /> + niby nie trzeba znać poprzednich tomów…</p> <p><strong>Minusy: </strong><br /> -… ale jednak jest to mile widziane<br /> - znikająca w połowie tytułowa bohaterka<br /> - nie jest to powieść szczególnie ambitna</p>Takie słodkie wąpierzątko. Recenzja książki Dzikie Dziecko Miłości
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki