Nie śledzę na bieżąco słowackiego rynku literackiego, nic więc dziwnego, że o Czerwonym Kapitanie pierwszy raz usłyszałam, gdy na ekranach kin pojawił się film pod tym samym tytułem. Polsko-czesko-słowacka produkcja natychmiast skierowała moją uwagę na swój książkowy pierwowzór. Tym bardziej, że powieść ta jest częścią jednej z najbardziej znanych na Słowacji serii kryminalnych, o czym dobitnie świadczy fakt, że w pięciomilionowym kraju została sprzedana w liczbie ponad pięciuset tysięcy egzemplarzy. W Polsce jednak niewiele osób słyszało o jej autorze, i dla nich śpieszę z kilkoma informacjami. Dominik Dan to pseudonim literacki jednego z detektywów wydziału kryminalnego słowackiej policji, który po godzinach zajmuje się pisaniem powieści – pozostając w czynnej służbie jest osobą niezwykle tajemniczą: nie pozwala się fotografować i nie bierze udziału w spotkaniach autorskich. Co najciekawsze, fabuły jego książek oparte są na prawdziwych śledztwach. Samo to wystarczyło, by podsycić moją ciekawość i sprawić, że sięgnęłam po powieść z entuzjazmem – niecnie wykorzystano moją słabość do kryminałów.
Czerwony Kapitan to szósta część wydanego na Słowacji cyklu przygód detektywa Richarda Krauza i jednocześnie pierwsza książka autora, która została przetłumaczona na nasz ojczysty język. Swoją premierę miała w 2014 roku, ukazując się nakładem wydawnictwa Media Rodzina, zaś niedługo później polski rynek wydawniczy ujrzały również kolejne trzy tomy. W sumie na półkach polskich księgarni pojawiły się cztery książki Dominika Dana. Są to, według chronologii opisywanych wydarzeń: Czerwony Kapitan (2014), Grzech nasz codzienny (2016), Zapisane na skórze (2015) oraz Noc ciemnych kłamstw (2014) – trudno nie zauważyć zatem, że części cyklu nie były wydawane zgodnie z chronologią historii, co może wprawić w niemałą konsternację i zaskoczenie. Co więcej, Kapitan, jak już wspomniałam, nie jest pierwszym tomem cyklu – z nieznanych przyczyn wydawca zdecydował się jednak publikować historię od tego właśnie momentu, co zdecydowanie utrudnia nie tylko wychwycenie nawiązań do innych powieści, ale również zrozumienie ich.
Skupmy się jednak na opowiadanej historii. Czechosłowacja, początek lat 90. ubiegłego wieku – upadek komunizmu mamy już za sobą, teraz może być już tylko lepiej, prawda? Poprzedni ustrój zostawił jednak po sobie wiele schowanych w szafie trupów i zamiecionych pod dywan brudów. Te zaś, jak powszechnie wiadomo, lubią wychodzić na jaw w najmniej odpowiednich momentach. Nie inaczej jest tym razem, gdy zupełnie przypadkowo, podczas przebudowy jednego z cmentarzy, odnalezione zostają zwłoki z licznymi śladami tortur. Krauz wraz ze swoim partnerem zostają wyznaczeni do rozwiązania tej sprawy, w której wszystkie tropy prowadzą do Czerwonego Kapitana – specjalisty od przesłuchań i ostatecznego rozwiązywania problemów z czasów minionej władzy. Potencjalni świadkowie milczą jak zaklęci, więc znalezienie tropów i rozwiązanie zagadki nie jest wcale takie łatwe, a cała sprawa okazuje się sięgać znacznie dalej niż początkowo sądzono – zamieszani w nią okazują się dostojnicy kościelni oraz wysoko postawieni funkcjonariusze.
Osadzenie akcji niedługo po przemianach ustrojowych jest pomysłem ciekawym, dającym wielkie pole do popisu autorowi i pozwalającym na wprowadzenie wielu intryg i zwrotów akcji. W końcu nie są to czasy łatwe – brak zaufania do władzy i jej przedstawicieli, wzajemne patrzenie sobie na ręce nie sprzyjają budowaniu stabilnego społeczeństwa. Już samo to jest świetnym podłożem do zbudowania wielowarstwowej fabuły, zawiłych wskazówek – niestety, jest to grunt, którego zagospodarowanie pozostawia wiele do życzenia. Powieść właściwie do połowy prowadzona jest w sposób jednowątkowy – oto nasz detektyw przemieszcza się pomiędzy kolejnymi punktami, poszukując wskazówek i świadków, zupełnie nie wiemy natomiast, co robi druga strona. Dopiero później pojawiają się wstawki z działań osób, które za wszelką cenę chcą przy śledztwie mataczyć, zacierać ślady i uniemożliwić odkrycie ich powiązania z całą sprawą. Kolejnym rozczarowaniem jest fakt, że tytułowy Czerwony Kapitan pojawia się raptem na kilku stronach książki, będąc postacią epizodyczną, która raczej potwierdza posiadane przez nas informacje, a nie wnosi do śledztwa czegoś nowego.
Muszę za to z ręką na sercu przyznać, że do pewnego momentu książkę czytało się przyjemnie, a pomimo tej wspomnianej jednowątkowości wzbudzała moje zainteresowanie i ciekawość tego, co będzie w kolejnych scenach i rozdziałach – jak rozwinie się dalszy ciąg historii i kto okaże się „tym złym”. Fabuła była dobrze skonstruowana, nie pozwalała się nudzić, niepotrzebnie jednak wprowadzono do niej wątki wyjęte rodem z prozy Dana Browna – tajne zakony, ukryte przed światem skarby i mistyczne tajemnice przekazywane z pokolenia na pokolenie i to przez setki lat! Zdecydowanie takie rozwinięcie fabuły sprawiło, że książka w moich oczach nieco straciła, a pojawiająca się teoria spiskowa odebrała jej autentyczność, której oczekiwałam po informacji, że historie oparte są na prawdziwych śledztwach. Efekt końcowy byłby o wiele lepszy, gdyby autor darował sobie wszystkie mistyczne wątki i skupił się na napisaniu zwykłego kryminału – w tym spiskowym sosie całkowicie rozmyły się znacznie ciekawsze i bardziej refleksyjne tematy, jak chociażby infiltracja Kościoła i konsekwencje zmiany władzy.
Obraz służb bezpieczeństwa został zarysowany dość powierzchownie – owszem, czytelnik dostał garść informacji, było to jednak za mało, bym poczuła ducha tamtych czasów i zrozumiała realia bez żadnych wątpliwości. Fakt, że książka jest szóstym tomem cyklu nieco utrudnia jej ocenę pod tym względem – nie sposób z całą pewnością określić, czy tło zostało zarysowane dokładniej w poprzednich częściach, a w kolejnych powtarzane są po prostu najpotrzebniejsze informacje, czy jest to jednak pewne niedopatrzenie ze strony autora. Po przeczytaniu opisów pozostałych książek z cyklu, przetłumaczonych na język polski, skłaniam się raczej do tej drugiej opcji – poszczególne części zdaje się łączyć jedynie postać głównego bohatera, a kolejne śledztwa nie są powiązane, dotyczą zupełnie różnych spraw i przestępstw nie mających ze sobą wiele wspólnego. W świetle tego, tło przemian ustrojowych i służb bezpieczeństwa mógłby zostać zarysowane nieco szerzej.
Najmniej jednak przypadły mi do gustu wątki, bez których fabuła mogłaby się obejść, a które same w sobie były nie tylko dość abstrakcyjne, ale dodatkowo sprawiały wrażenie królików wyjętych z kapelusza. Przykładem może być mieszkająca w pobliżu dworca kolejowego kobieta, która w odpowiednim momencie nie tylko udziela bohaterowi rady, ale również bardzo doraźnego wsparcia. W postaci „skorpiona kalibru siedem sześćdziesiąt pięć i dwóch długich magazynków” . Być może jej obecność miała jakieś wytłumaczenie w poprzednich tomach, nie znalazłam jednak żadnych wskazówek, które potwierdzałyby tę tezę. W efekcie jej osoba zdaje się wyssana z palca, odzierając z resztek realizmu scenę końcową – opisana w niej sytuacja sama w sobie nie miała wiele wspólnego z logiką, właściwie okazując się serią kilku niefortunnych zdarzeń. Osoba tajemniczej kobiety ze wspomnianym wcześniej arsenałem wzbudzała jednak coś, czego zdecydowanie nie powinna – śmiech.
Z kolei z postaciami bywa różnie – z jednej strony dzięki ich mnogości nie mamy wrażenia, że jest to historia dwóch bohaterów, z drugiej jednak i one noszą coś, co nazwałam roboczo „piętnem szóstego tomu” – zarysowane są w sposób umożliwiający poznanie cech charakteru niektórych postaci, niekoniecznie jednak pozwala to na zżycie się z nimi i przysłowiowe poczucie mięty. Zasadniczo brakuje jasno i konkretnie zarysowanej sylwetki głównego antagonisty – złych postaci jest tyle, że gubią się w tłumie, a żadna z nich nie jest wiodącą. Oczywiście w prawdziwych sprawach kryminalnych może i nie jest to niczym dziwnym, jednak osobiście uważam, że nie do końca sprawdza się w powieściach, gdzie dobrze jest wiedzieć z kim zmaga się bohater. Za to plus należy się autorowi za protagonistów, których motywacje nie budzą większych wątpliwości i sprawiają, że są oni bardziej wiarygodni. Dan ciekawie przedstawia stosunki panujące w policji, w której po przekształceniach wciąż znajdują się funkcjonariusze pracujący dla poprzedniego reżimu. Autor powstrzymuje się też od oceny zachowania swoich postaci, zostawiając wartościowanie ich działań czytelnikowi.
Mam nadzieję, że zainteresowanie książkami autora sprawi, że przetłumaczone zostaną kolejne – jestem ich niezwykle ciekawa, nawet jeśli Kapitan nieco zawiódł moje oczekiwania (przyznaję, nieco rozbuchane przez zwiastuny filmu) i okazał się jednak nie do końca podobny do, jak sobie niesłusznie założyłam, trylogii Stiega Larssona – Millennium. Po zapoznaniu się z treścią książki musiałam zrewidować swoje poglądy i stwierdzić, że znacznie więcej cech wspólnych ma ona z powieściami Dana Browna – zwłaszcza tymi, w których przewijają się zagadki, tajne zgromadzenia, a sprawa zakopana jest w przeszłości znacznie głębiej, niż mogłoby wydawać się na pierwszy rzut oka. Z powodu kilku potknięć fabularnych trudno uznać Czerwonego Kapitana za powieść wybitną, jednak bez wątpienia przypadnie ona do gustu zwolennikom teorii spiskowych.
Tytuł: Czerwony Kapitan
Autor: Dominik Dan
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 504
Nasza ocena
Podsumowanie
Plusy:
+ osadzenie akcji książki w ciekawych czasach historycznych
+ przyzwoicie zarysowani protagoniści
+ brak narzuconej przez autora oceny działań postaci
+ poczucie humoru
+ intryga dla wielbicieli teorii spiskowych i zagadek
Minusy:
– niewykorzystanie pełnego potencjału przedstawionych realiów
– brak jasno zarysowanego antagonisty
– dość jednotorowo prowadzona narracja, skupiona głównie na śledztwie
– kilka niepotrzebnych i abstrakcyjnych wątków
– brak wcześniejszych tomów na polskim rynku wydawniczym