SIEĆ NERDHEIM:

Z Chinatown do Kitaj-Gorodu. Recenzja książki Big Trouble in Mother Russia

Big Trouble in Mother Russia cover

Od premiery Wielkiej draki w chińskiej dzielnicy (Big Trouble in Little China) minęło z górą trzydzieści lat. Skoro od trzech dekad nie możemy (być może na szczęście) doczekać się kontynuacji, w tym roku wydawnictwo BOOM! Studios uraczyło nas książkowym sequelem tego kultowego obrazu. Przyznam, że filmowy pierwowzór do gustu mi nie przypadł – ot, amerykański film kung-fu podlany efektami specjalnymi i podany w sosie z orientalnie brzmiących legend. Jest tam sporo dłużyzn, aktorstwo bywa drewniane, choreografia i praca kamery są bardzo statyczne, zaś efekty specjalne trącą myszką (choć charakteryzacja stoi na najwyższym poziomie). Ma on jednak jedną mocną stronę, a mianowicie postacie. Tirowiec Jack Burton w interpretacji Kurta Russela to rola, którą swobodnie można postawić obok Snake’a Plisskena z Ucieczki z Nowego Jorku, R.J. MacReady’ego z Czegoś czy Gabriela Casha z Tango i Casha; tutaj aktor, ujawniając spory talent komediowy, nabija się ze swego twardzielskiego emploi – jego postać dysponuje wspaniałą muskulaturą, gustowną plerezą oraz niezbyt lotnym umysłem. Partneruje mu Kim Cattrall (Seks w wielkim mieście) w roli Gracie Law – kobiety zdecydowanej i zaradnej. Wsparci przez chińskie trio w osobach mistrza sztuk walki Wanga Chi (Denis Dun), Eddiego Lee (Donald Lee) oraz czarodzieja Egg Shena (Victor Wong) stawiają czoła hordom popleczników Davida Lo Pana i samego złoczyńcy, który pragnie uwolnić się od starożytnej klątwy i powrócić na Ziemię we własnej, fizycznej postaci (w tej roli występuje etatowy Azjata Hollywood – James Hong). To właśnie przerysowane charaktery są elementem dźwigającym cały obraz. Wielka draka w chińskiej dzielnicy była wielką kinową klapą, jednak dzięki dystrybucji na kasetach doczekała się uznania i 82% świeżości na Rotten Tomatoes.

W epoce przetwarzania i remiksowania wszystkiego, co kiedyś było dobre (bądź też takim się wydawało), Wielka draka… jest łakomym kąskiem dla wydawców. Choć nie w wersji filmowej czy telewizyjnej, to bohaterowie eksploatowani są w komiksach i książkach (czy też „książkach ilustrowanych”). Big Trouble in Mother Russia to bezpośrednia kontynuacja ekranowego pierwowzoru. Jack znów siedzi za kółkiem swojego Pork Chop Expressu i nawija przez CB radio. Nadal są dzikie lata 80., a on po ostatniej drace nie ma ochoty spotykać się z jakimikolwiek Azjatami, nawet jeśli są jego przyjaciółmi. Oczywiście na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności dzieje się dokładnie odwrotnie – wraz z Wongiem ląduje w samym sercu radzieckiego imperium i zaczyna się nowa draka. Oprócz znajomych postaci do „obsady” dołączają nowi antagoniści, nadprzyrodzone istoty (między innymi „Karzeleks”) oraz sojusznicy o nie do końca jasnych intencjach. Całość napakowana jest pulpowymi tropami fabularnymi, które w absurdalny sposób do siebie pasują.

Akcja gna na złamanie karku, a Jack co i rusz obrywa w łeb albo traci przytomność. Przyznać muszę, że „scenarzysta” całości – Matthew J. Elliot – nieograniczony ani budżetem, ani technologią, a jedynie wyobraźnią, serwuje nam wizję pełną rozmachu, podobną bardzo do pastiszowych komedii pokroju Iron Sky bądź Kung Fury – i robi to dobrze. Trudno przewidzieć kolejne zwroty akcji czy zmiany scenerii. Atutem książki – w porównaniu do oryginału – jest również sporo humoru obecnego w wewnętrznych monologach postaci (czego siłą rzeczy w filmie nie było). Dowiadujemy się przede wszystkim, co dzieje się w głowie Jacka (poznajemy także parę wstydliwych faktów z przeszłości naszego muskularnego herosa); może nie jest on zbyt bystry, jednak ma wiele przemyśleń na tematy różnorakie, przede wszystkim o zielonookiej Gracie (którą porzucił w San Francisco) i swej nadzwyczajnej fryzurze („krótko z przodu, długo z tyłu, bez wąsów na przedzie…”). Tekst upstrzony jest odwołaniami do popkultury lat 80., które dla młodszych bądź nieamerykańskich odbiorców nie zawsze będą przejrzyste. Zabawne są również żarty metatekstowe na temat innych ról aktorów grających w filmie Carpentera. Jeśli chodzi o ilustracje, to są one w porządku (będąc mocno komiksowymi), lecz nie ma ich zbyt wiele i w sumie nic nie wnoszą – nie prezentują nowych elementów świata przedstawionego, lecz głównie te znane z filmów. Koniec końców – co rzadko przyznaję – Big Trouble in Mother Russia jest lepsze od pierwowzoru; ale uwaga – znajomość oryginalnego obrazu jest wymagana przy lekturze!

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Big Trouble in Little China the Illustrated Novel: Big Trouble in Mother Russia
Wydawnictwo: BOOM! Studios
Typ: Książka
Gatunek: Przygodowy, Akcja, Fantasy, Horror
Data premiery: 27.12.2016
Autor: Matthew J. Elliot
Ilustracje: Elena Casagrande
Liczba stron: 240

NASZA OCENA
7/10

Podsumowanie

Plusy:
+ monologi wewnętrzne bohaterów
+ odwołania do popkultury lat 80.
+ rozmach i częste zmiany miejsca akcji
+ kreatywne rozwinięcie elementów oryginału

Minusy:
– wymagana znajomość filmowego pierwowzoru
– ilustracje rzadko przedstawiają nowe elementy świata

Sending
User Review
0 (0 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin „Martinez” Turkot
Marcin „Martinez” Turkot
Jestem geekiem trzydziestego któregoś poziomu, a także niepoprawnym fanboyem Supermana. W magisterce pisałem o związkach komiksu superbohaterskiego z mitami. W życiu zajmowałem się redagowaniem czasopisma o grach fabularnych i planszowych, tłumaczeniami gier, moderowaniem forów, pisaniem tekstów dla największego polskiego portalu internetowego oraz do "Tygodnika Powszechnego". Obecnie pracuję w reklamie. Uwielbiam komiks, w szczególności frankofoński, oraz animacje wszelakiego rodzaju (może poza anime, na którym się nie znam). Od ponad 20 lat gram w erpegi. Na gry komputerowe nie starcza mi już czasu...
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki