SIEĆ NERDHEIM:

Goodkind udowadnia konieczność konfrontacji. Recenzja książki Bezbronne Imperium

Pomnik podziwiany przez Richarda i Kahlan w tytułowym imperium
Pomnik podziwiany przez Richarda i Kahlan w tytułowym imperium

Bezbronne Imperium to już ósmy tom opowiadający o Richardzie Rahlu i jego poplecznikach. Jest też  drugim z rzędu, który nie jest ściśle powiązany z głównym wątkiem fabularnym. Widać autorowi idea pisania spin-offów spodobała się na tyle, że postanowił napisać kolejną tego typu książkę. Jaką historię serwuje nam Goodkind tym razem? Moim zdaniem w ostatecznym rozrachunku ciekawszą niż w poprzedniej odsłonie — Filarach Świata. Poznajemy nową istotę zamieszkującą świat przedstawiony (nawiasem mówiąc jedną z ciekawszych), a także nację, która wcześniej nie była nawet wspomniana. Oczywiście nie obędzie się bez kolejnych wzmianek o Imperialnym Ładzie i dlaczego jest to takie ważne, aby go rozwalić, ani scen z gatunku gore, ale do tego trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Richard wraz ze świtą przemierza Stary Świat, by spotkać się z Nicci i Victorem, liderami buntu przeciwko Imperatorowi. Spotykają Owena – człowieka, który wydaje się zdeterminowany, aby odszukać głównego bohatera i nakłonić go do pomocy w misji wyzwalającej jego lud. Lord Rahl nie chce o tym słyszeć i ignoruje młodzieńca. Ten, pomimo odmowy, nie poddaje się i za jakiś czas wraca do obozu bohaterów, tym razem z zamiarem użycia trucizny jako głównego środka perswazji. Od tego momentu zaczyna się właściwa fabuła książki.

Zanim dotrzemy do tytułowego kraju, poznajemy interesujący bez wątpienia system filozofii, wartości, przekonań jego mieszkańców. Uważają się oni za naród wybrany u szczytu rozwoju cywilizacyjnego (tutaj pachnie mi to przekonaniem Muzułmanów po ich podboju północnej Afryki oraz terenów obecnej Hiszpanii), który dodatkowo osiągnął to wszystko bez uciekania się do przemocy. Pogardzają wszelkim użyciem siły. Pojęcia ataku, obrony, wojska, broni są im zupełnie obce. Stworzyli silne poczucie wspólnoty, robiąc właściwie wszystko razem. Mają wspólne noclegownie, jadalnie itd. Najwyższym rodzajem kary za przestępstwa przeciwko wspólnocie jest wygnanie. Wszystko to zostaje poddane próbie, gdy magiczne granice, które izolowały tych ludzi od reszty świata, znikają i dociera do nich zaborczy Imperialny Ład. Bezbronny lud daje najeźdźcom wszystko, czego sobie tylko zażyczą, a Ci, którzy buntują się przeciw takiemu postępowaniu, zostają wypędzeni. Zadaniem Richarda staje się przekonanie tych ludzi, że jednak przemoc czasem jest jedynym rozwiązaniem. A na pewno jedynym skutecznym przeciw obecnemu agresorowi.

Goodkind naprawdę dużo miejsca poświęca pokazaniu pacyfizmu ze wszystkich stron, dialogi między Owenem a Richardem są pełne pasji i długie. Można odnieść wrażenie, że właśnie te konfrontacje słowne są najważniejsze, a fabuła to tylko pretekst do wykazania błędów w takiej postawie życiowej. Styl powieści też jest temu podporządkowany. Dużo tu wszelkiego rodzaju porównań, definicji, tłumaczeń. Gore’u czy czystych scen akcji jest odczuwalnie mniej. Decyzję, czy odebrać to jako wadę, czy zaletę powieści, zostawiam czytelnikom. Według mnie nie zaszkodzi kolejny oddech pośród ciągłego pchania wątku głównego do przodu czy brutalnych scen. Poszerzenie świata o kolejne elementy, jak ciekawe lokacje, postacie, istoty  też nigdy nie szkodzi.

Owen i jego społeczeństwo to oczywiście główna atrakcja ósmego tomu. Autor na szczęście potrafi zaskoczyć po tym, jak już przedstawi ich sposób życia. Mieszkańcy tytułowego imperium mają do zaoferowania coś poza swoją ideologią i śledzenie ich losów nie nudzi się szybko. Lider ruchu oporu sam też przechodzi przemianę i uzmysławia sobie kilka rzeczy w trakcie działań wyzwoleńczych. Sam fakt zmiany może nie jest zaskakujący; w końcu oczywistym jest, że ktoś taką postawę narodu prędzej czy później by wykorzystał, ale jej przebieg w wydaniu Goodkinda już potrafi zainteresować.

Bohaterowie poboczni, jak Ann czy Zedd, też dostają swoje pięć minut i zwłaszcza w paru momentach skrzętnie je wykorzystują. Na szczególną uwagę zasługuje moment pojmania czarodzieja i jego skutki. Brakowało mi takich odejść od wątku głównego ósmego tomu. Przydałoby się ich więcej, ale może Goodkind nie miał dobrego pomysłu.

Imperium jest jedynym nowym miejscem w tej odsłonie cyklu – rozumiane jako kolektyw społeczny oraz lokacja sama w sobie. Miejsce nie jest banalne, bo jego położenie sprzyja skrajnej izolacji od świata (dolina otoczona z praktycznie każdej strony górami, istnieją tylko wąskie przejścia umożliwiające kontakt z fragmentem świata zewnętrznego). Wokół doliny postawiono też magiczne bariery uniemożliwiające wyjście żywym istotom poza niewielkie terytorium samego kraju. Wydarzenia z piątego tomu (https://nerdheim.pl/post/recenzja-ksiazki-dusza-ognia/) otworzyły tych ludzi na otaczającą rzeczywistość, a ta właśnie zmienia ich nieodwracalnie.

Szybko sdaje się jasne, że głównym adwersarzem Richarda jest Nicholas będący potężnym czarodziejem. Potrafi kraść dusze żywych istot oraz nimi manipulować. Posiada też zdolność przejmowania ciał zwierząt i przykładowo robienia zwiadu w tej postaci. Jako inteligentny przeciwnik potrafi wykorzystać zdobyte tak informacje. Jest to ogólnie jeden z najciekawszych antagonistów, jacy pojawili się w sadze od jej początku i na pewno warto zwrócić na niego uwagę. Autor postarał się, aby była to postać wiarygodna i potężna dzięki swoim ambicjom oraz motywacjom.

Autor tradycyjnie wieńczy kolejny tom potężnym tupnięciem, które każe sięgnąć po dziewiątą część. Wiele rzeczy można powiedzieć o Goodkindzie, ale nie to, że nie wie, jak pisać epilogi. Od początku cyklu stanowią one mocny punkt Miecza Prawdy i Bezbronne Imperium nie jest tu wyjątkiem.

Jak dotąd tylko chwalę ósmą odsłonę, jednak nie jest to dzieło pozbawione wad. O ile doceniam nową koncepcję treści u autora (skupienie się na innych rzeczach niż fabuła, akcja, przemoc), to niektóre sceny są po prostu przegadane i odechciewa się czytać kolejne linijki dialogu, zwłaszcza że (jak to u Goodkinda) często to samo ujmowane jest w inny sposób – a to inna metafora do tego samego wniosku (najczęściej inne zjawisko w przyrodzie), a to po prostu parafraza. Kilka razy można to znieść, ale tutaj jest tego po prostu za dużo. Druga wada (już mniejszego kalibru) to fakt, że powieść wzbudziła mój niedosyt. Chciałoby się tej treści po prostu, a tymczasem wszystko kończy się za szybko. Jakby po łebkach, szybko, bo pisanie „dziewiątki” się zbliża. Oba te potknięcia jednak nie obniżają znacząco wartości powieści i mogę ją z czystym sumieniem polecić zatwardziałym fanom cyklu. Tylko oni będą z kolejnej odsłony zadowoleni. Pozostali nie mają tutaj czego szukać.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł polski: Bezbronne Imperium
Tytuł oryginalny: Naked Empire
Wydawnictwo: Rebis
Autor: Terry Goodkind
Tłumaczenie: Lucyna Targosz
Gatunek: baśń, epic fantasy
Liczba stron: 543
ISBN: 978-83-7301-436-7

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
Bezbronne Imperium to już ósmy tom opowiadający o Richardzie Rahlu i jego poplecznikach. Jest też  drugim z rzędu, który nie jest ściśle powiązany z głównym wątkiem fabularnym. Widać autorowi idea pisania spin-offów spodobała się na tyle, że postanowił napisać kolejną tego typu książkę. Jaką...Goodkind udowadnia konieczność konfrontacji. Recenzja książki Bezbronne Imperium
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki