Do zbioru czterech opowieści Mai Lidii Kossakowskiej bardziej pasowałby tytuł Upiory przeszłości. Znacznie lepiej oddawałby klimat zawartości. Przy okazji nie robiłby fałszywej nadziei.
Żar lejący się z nieba wypalający resztki człowieczeństwa. Tak intensywny, że wola przetrwania i zdrowie psychiczne opuszczają ciało wraz ze słonym potem. Upał tak potworny, że mógłby dorabiać w kampanii reklamowej najgłębszych okolic piekła. Bezwzględne gorąco odbierające władze nad zmysłami. Czujecie to? W swej naiwności pytamy „gdzie jest słonko, kiedy śpi”, a gdyby nie dzielna powłoka ozonowa, ta mordercza gazowa kula już dawno usmażyłaby nas na chrupko. Słońce to dopiero twardy przeciwnik i kawał… ciała niebieskiego. Mimo swojego okrucieństwa i całkiem naturalnego promienia śmierci w zestawie nie cieszy się zbyt dużą popularnością w kinie czy literaturze. Przegrywa z potworami, antyutopiami, ludzką podłością i ekstremalnym zimnem. Po cichu liczyłem, że autorka w czterech historiach spod znaku Upiora południa sięgnęła po motyw upału i wycisnęła z niego siódme poty. Zbiorcze wydanie pozwala wreszcie się przekonać, jak to u Kossakowskiej jest z tym żarem.
Mimo sporych nadziei i zaciskanych do czerwoności kciuków okazało się, że obietnica złożona na okładce nie do końca została spełniona. Lejący się z nieba żar nie jest głównym antagonistą w mikropowieściach. To nie upał kopie bohaterów po tyłkach, nie przestawia im klepek i nie przepala styków. Stanowi przeważnie element tła. Jego nieprzyjemna, lepka obecność jest wspominana i przypomina nam, że bohaterowie znajdują się w piekarnikach Matki Natury ustawionych jedynie na „lekko zarumienić” zamiast „wypalanie człowieczeństwa”. Czy to rozczarowuje? Częściowo tak – upał nadal pozostaje niedoceniony, a przecież kryje w sobie znacznie większy potencjał niż chłód odmrażający tyłki. Cztery opowieści Kossakowskiej bronią się jednak innymi sposobami. Zaskakują brutalnymi i makabrycznymi opisami, dusznym onirycznym klimatem, atmosferą niepewności, budowanym napięciem, a przede wszystkim różnorodnością. Upiór południa jest przede wszystkim pokazem wyobraźni autorki i popisem warsztatowych umiejętności. To cztery historie przepełnione grozą i sennymi wizjami. Chociaż mają wiele wspólnych motywów, każdą z można wsadzić na zupełnie inną półkę, dzięki czemu Upiór południa oferuje wiele wrażeń, zaskakuje, intryguje i wciąga.
Czerń to opowieść najbardziej duszna, nieprzyjemna i upalna. Korespondent wojenny Jack Wilczyński przeżył w Afryce traumatyczne chwile. Został porwany, torturowany, był świadkiem potwornej śmierci kolegów, a następnie ledwo wyrwał się z objęć morderczej malarii. Czarny Ląd pozostawił na nim więcej blizn, niżby sobie tego życzył. Najbardziej jednak sponiewierał jego psychikę. Pomimo ucieczki do Europy mężczyznę prześladuje widmo jego przyjaciela oraz towarzyszący mu rozstrzelani dziecięcy bojownicy. Czy to udar, koszmarne majaki, objawy zniszczonej psychiki czy może prastara klątwa? Odpowiedzi na to pytanie Wilczyński szuka w głębi afrykańskiego miasta. Czerń balansuje na granicy rzeczywistości, urojeń i ludowej magii. Pełną niepokoju atmosferę świetnie oddaje narracja z perspektywy bohatera, która jest niesamowicie chaotyczna – chronologia wydarzeń jest zaburzona, a bohater ma tendencje do wpadania w nieokiełznany strumień świadomości. To jedyne opowiadania, w którym rzeczywiście czuć wszechobecną duchotę i nieprzyjemny upał. Pierwsze skrzypce grają tu jednak odkształcająca się rzeczywistość oraz afrykańskie wierzenia pełne dymu, ziółek i zasuszonych zwierzątek. Natomiast Wilczyński, zimny pomimo upału drań, nieustannie wylewa z siebie niekończące się sarkastyczne uwagi i komentarze.
Pamięć umarłych jest już znacznie bliżej klasyki. Cóż może kojarzyć się bardziej z południowym upałem i duszącymi tumanami kurzu, jeśli nie Dziki Zachód. Kossakowska zabiera nas do miejsca, gdzie bandyci są tak podli, że szeryf wraz z pomocnikami trzęsą ostrogami na samą myśl, że zakapior z listów gończych mógłby przejeżdżać w okolicy. Zamiast pojedynku w samo południe otrzymujemy morderstwo, intrygę i pragnienie okrutnej zemsty. Autorka i tym razem daje popis swojej wyobraźni. Klasyczną historię rodem ze spaghetti westernów przyprawia onirycznym klimatem, piekielnymi koszmarami oraz upiornym steampunkiem. Przy okazji dbając o to, aby jucha lała się jak w pełnokrwistym horrorze.
Burzowe kocię to natomiast zupełnie inna bajka – i to całkiem dosłownie. Dotkliwie pokiereszowany komandos dostaje nietypową propozycję. W szpitalu odwiedza go urocze gadające kocię, prosząc o pomoc w ocaleniu jego krainy. Troy, mimo połamanych nóg i przebitego płuca, niczym Alicja czy inna Dorotka wyrusza w podróż do innej rzeczywistości. Kossakowska w budowaniu świata stroni od oczywistych elementów. Przedstawioną przez nią krainę wypełniają dziwne zjawiska i nietypowe istoty. Mimo bajkowego i magicznego charakteru jest jednak groźna, niepokojąca i nieprzyjemna. Takiego połączenia nie powstydziłby się nawet Gaiman.
Czas mgieł to solidny horror psychologiczny ze wstrząsającą tajemnicą w tle. Miejscem akcji jest ośrodek dla obłąkanych znajdujący się gdzieś w osnutym mgłą lesie. Autorka w tym przypadku starannie buduje napięcie i konsekwentnie myli tropy. Zapowiada nadejście duchów, niepokoi niejasnymi halucynacjami oraz męczy bohatera nieprzyjemnymi, brutalnymi wizjami. Cierpiący na amnezję Nataniel wpada w psychologiczną pułapkę i popada w samonapędzającą się paranoję. Powracające wspomnienia oraz powolnie odkrywane tajemnice przynoszą jednak zupełnie zaskakujące odpowiedzi…
Teksty Kossakowskiej są niezwykle różnorodne, zarówno jeżeli chodzi o pomysł, jak i sam sposób prowadzenia narracji. Autorka w mikropowieściach zaprezentowała wachlarz swoich możliwości, bujną nietuzinkową wyobraźnię oraz łatwość, z jaką odświeża klasyczne motywy. Cztery teksty zebrane w jednym wydaniu są interesującym popisem autorki. I chociaż powstały dekadę temu, bardzo dobrze, że zostały przypomniane, bo to naprawdę kawał niezwykłej roboty. Tylko ten tytuł jest taki zwodniczy… niewdzięczny upał nie wali tutaj nikogo po pysku, tylko przemyka gdzieś w tle. Bardziej okrutna i bezwzględna jest przeszłość. Męczy bohaterów, przybierając postać makabrycznych widm, tęsknoty za utraconym bliskim, bolesnych blizn czy skrywając się pod frustrującą tajemnicą, by doprowadzać do szaleństwa. Tak, przeszłość tutaj zdecydowanie gorsza jest od upału. Jednak bez względu na to, czego oczekujcie, porzućcie wszelką nadzieję, bo przed wami są historie niepokojące, nieprzyjemne i duszne… zupełnie jak ten upał lejący się z południowego nieba.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Upiór Południa
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Autor: Maja Lidia Kossakowska
Gatunek: fantastyka, horror
Data premiery: 07.11.2019
Mam problemy z książkami tej autorki, ponieważ raz się zraziłam i chociaż bardzo chcę kontynuować to… nie mogę zapomnieć. Czytam i czuje zadowolenie, ale nie mogę się skusić. Niestety.
Z twórczością Kossakowskiej miałem do czynienia jedynie kilka razy — zacząłem „Żarna niebios”, ale zniechęciła mnie infantylność, z „Rudą sforą” było podobnie. Po „Upiora…” sięgnąłem, bo teksty te intrygowały mnie od dawna, ale z tyłu głowy nadal była obawa. Szybko jednak wsiąknąłem. To zupełnie inna Kossakowska i prawie jej nie poznałem — chociaż podkreślam, że nie miałem zbyt często do czynienia z jej twórczością. Myślę, że warto znaleźć fragment, któregoś z tekstów i przynajmniej spróbować. 🙂