SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja książki Babel, czyli o konieczności przemocy

Babel

Biorąc Babel do ręki, od razu trzeba przyznać, że wydawnictwo Fabryka Słów zadbało o to, by książka prezentowała się przepięknie. Już ilustracja na okładce przyciąga uwagę. Z tego, co wiem, jest dziełem AI – oczywiście stworzenie okładki w ten sposób również wymaga czasu i pracy, jednak w moich oczach tak powstałe ilustracje automatycznie tracą na wartości. Za to wewnątrz znajdziemy prace wykonane przez Przemka Truścińskiego. Brzegi kartek są czarne, co przydaje książce elegancji, ale uwaga, mogą pobrudzić biały regał! 

Babel, czyli o konieczności przemocy. Tajemna historia rewolucji oksfordzkich tłumaczy to nie pierwsze dzieło Rebekki F. Kuang. Jej trylogia Wojny Makowe zyskała licznych fanów i nagrody. O jej najnowszym tytule również wyrażano się już z zachwytem, którego po lekturze niestety nie podzielam. Fakt, iż autorka jest już znana, lubiana, a nowa książka miała dobrą reklamę, na pewno zrobił swoje. Czytelnikom zapowiedziano powieść fenomenalną, błyskotliwą, a nawet rewolucyjną. Myślę, że ów aplauz jest nieco na wyrost. 

Kuang już na samym wstępie tłumaczy się z niektórych swoich pomysłów i rozwiązań, co wydało mi się nieco dziwne. Pomijając to, cała historia zaczyna się nawet ciekawie. Robin to osierocony pół-Chińczyk, który zostaje wyrwany ze swojego świata, a konkretnie z rodzinnego Kantonu. Zabrany przez profesora Lovella do Anglii chłopiec podpisuje umowę — w zamian za zapewnienie mu przyszłości, jego jedynym zadaniem będzie uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć. Po latach pobierania prywatnych nauk Robin zdobywa wreszcie wiedzę pozwalającą mu wstąpić w szeregi studentów Oksfordu. Po ukończeniu tamtejszej edukacji czeka go posada w słynnym Babel Instytucie Translatoryki. Jeśli dobrze pójdzie, będzie mógł pracować przy srebrnych sztabkach. 

I tu pojawia się magiczny element, jedyny w tej opowieści. Owe sztabki zasilają liczne urządzenia w fabrykach, maszyny, statki, podtrzymują mosty i stare budynki, oczyszczają wodę, sprawiają, że latarnie oświetlają miasta. Aktywować srebro można tylko za pomocą pary odpowiednio dobranych słów, które zostają na nim wyryte. Ta umiejętność wymaga właśnie wielu lat pilnej nauki i znajomości języków. Srebro to surowiec napędzający gospodarkę Imperium Brytyjskiego. Siła dająca mu władzę i wielkość. Niestety magii jest tu jak na lekarstwo i można było w trakcie lektury w ogóle o niej zapomnieć. 

Na uniwersytecie Robin poznaje troje innych pierwszorocznych studentów, z jemu podobną przeszłością. Szybko rodzi się między nimi przyjaźń. Rami jest hindusem, a Victoire czarnoskórą dziewczyną. Nie pomaga jej ani kolor, ani płeć. Mimo przyjęcia na prestiżowy uniwersytet, wciąż musi mierzyć się z rasizmem i ignorancją ze strony mężczyzn. Oprócz niej na uczelni jest jeszcze jedna dziewczyna, Letty – w dodatku biała i z dobrego domu, choć i jej historia nie była łatwa. Nawet takie kobiety nie są mile widziane na uniwersytecie. Uważa się, że powinny one potrafić czytać i pisać jedynie na tyle, by podpisać akt małżeństwa. Letty jest jednak ambitna i wytrwała. Niestety zostaje przedstawiona jako histeryczka ślepo wierząca w potęgę Imperium.  

Dopiero po lekturze można w ogóle powiedzieć o bohaterach coś więcej. Ich potencjał został zmarnowany, przez cały czas wydają się nijacy. Trzymają się razem tylko dlatego, że tak łatwiej im przetrwać. Wymienioną trójkę łączy przede wszystkim fakt, że są cudzoziemcami. Czas jednak zweryfikuje ich przyjaźń. Owszem, są młodzi, poszukują własnej tożsamości i poczucia przynależności, ale jak na tyle stron, autorka poświęciła im niesamowicie mało uwagi. Z żadnym z nich nie poczułam więzi, żadnemu z nich nie kibicowałam. 

Złudne poczucie bezpieczeństwa Robina zostaje ostatecznie zachwiane po spotkaniu z człowiekiem bliźniaczo mu podobnym, któremu przyświecają jednak inne idee. Griffin należy do tajnego Towarzystwa Hermes. Robin musi stanąć przed trudnym wyborem. Przez długi czas ma jednak mętlik w głowie i niewiele z tego wynika.

Babel

Sięgając po fantastykę, liczyłam przede wszystkim na przygodę. Na oderwanie się od zwykłego świata. Niestety, książka w dużej mierze składa się z lingwistycznych wykładów, opisów znaczenia i pochodzenia słów, aż w pewnym momencie można zacząć zastanawiać się, czy wciąż czytamy fikcję, czy raczej dzieło naukowe. Po kilkuset stronach zaczęłam te fragmenty zwyczajnie pomijać. Nie twierdzę, że samo zagadnienie nie jest ciekawe, ale gdybym chciała o nim poczytać, sięgnęłabym raczej po tytuły czysto naukowe, a nie fikcję. 

Kolejną ogromną część tej lektury wypełniają moralizatorskie wywody autorki. Kolonializm, rasizm, niewolnictwo, wyzysk, to wszystko jest złe. Wiemy już o tym my, wiemy już co na te tematy myślą bohaterowie, a mimo to Kuang czuje potrzebę wałkowania tego w kółko na nowo, jakby wątpiła w inteligencję swoich czytelników. Tym samym nie pozostawia nam miejsca na wyciągnięcie z całej opowieści swoich własnych wniosków i poglądów, łopatologicznie tłumacząc, jak mamy myśleć. 

Nie sposób pominąć także męczących przypisów, które mnożą się jak grzyby po deszczu i czasem zajmują nawet pół strony. Autorka umieszcza w nich wszystko, od krótkich wyjaśnień o jakimś słówku po ciekawostkę o bohaterze. 

O ile na to wszystko można by jeszcze przymknąć oko, o tyle do książki wystarczająco zniechęcił mnie sam fakt, że jej połowę stanowi przydługi wstęp. Zdecydowanie za długi, biorąc pod uwagę, że całość ma 673 strony. Pierwsze rozdziały są jeszcze całkiem wciągające, bo przedstawiają początki Robina w nowym świecie. Jednak później Kuang, zamiast przeskoczyć do konkretów, opisuje pokrótce kolejne lata nauki, w których właściwie nic ciekawego się nie dzieje i opisy te kompletnie niczego nie wnoszą do dalszej fabuły ani nie budują specjalnie charakterów postaci. Kiedy wreszcie zrobiło się ciekawie i moje zainteresowanie lekturą wróciło, była już strona 465. Gdyby nie to, że naprawdę nie lubię odkładać rozpoczętych książek, odłożyłabym ją już dawno.  

Druga połowa Babel wydała mi się ciekawsza. Jednak po nabraniu rozpędu końcówka znów zaczęła się ciągnąć. Wciąż pomijałam fragmenty czysto lingwistyczne oraz moralizatorskie i przypisy. Robin – jak mu się zdaje – wie już, czego chce. W tym miotającym się, wciąż niepewnym siebie chłopcu budzi się agresja. Nadchodzi rewolucja. Rewolucja wywołana przez grupkę studentów. Jakie mają szanse z wielkim Imperium? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Kiedy nadchodzi finał i młodzi podejmują odmienne decyzje, czuć tylko wielkie rozczarowanie. Zakończenie zdaje się ucięte, jakby ktoś wyrwał ostatni rozdział. Możemy sobie tylko wyobrazić dalsze losy poszczególnych osób, wydźwięk rewolucji (czy w ogóle odniosła jakiś skutek?) czy przyszłość Imperium Brytyjskiego i państw przez nie wykorzystywanych. 

Wygląda na to, że Babel ma być powieścią traktującą o znaczeniu języków, potędze translatoryki i potężnym imperium wzniesionym kosztem innych. Mamy chłonąć morały i wykłady, zaś samo zakończenie nie jest istotne. Czy w ogóle fabuła miała tu znaczenie? Czy magia była tu potrzebna? Może wyszłoby lepiej, gdyby autorka napisała książkę naukową lub fikcję historyczną. Zbudowanie fantastycznego świata zupełnie nie wyszło. 

Kuang ukończyła studia na Uniwersytecie Georgetown oraz Cambridge (uzyskując tytuł magistra filozofii), a następnie Uniwersytet Oksfordzki. Zdobyła tytuł magistra współczesnych studiów chińskich. Nie można więc zaprzeczyć, że zna doskonale temat, któremu poświęciła najwięcej uwagi. Niestety zabrakło researchu na temat życia, zachowania i prowadzenia dialogów przez ludzi w latach trzydziestych dziewiętnastego wieku. 

Jeśli zaś mowa o fantastyce, to pomysł ze sztabkami był naprawdę ciekawy, ale sposób, w jaki ostatecznie został wykorzystany sprawił, że magia stała się tu właściwie zbędna. Działanie sztabek zastąpiło po prostu historię industrializacji. Niczego to jednak nie zmienia w przedstawionym świecie. Nie staje się on bardziej niezwykły od tego, który sami znamy. To trochę pójście na łatwiznę. Rozwój techniki zastąpiono magią. Konsekwencje pozostały takie same. Szkoda, bo Kuang stworzyła wyjątkowy system magiczny, którego rzeczywiście wcześniej w literaturze nie było. Niestety na pomyśle i opisaniu teorii się skończyło. Więcej magii brak. 

Nie uważam, żeby Babel było tak rewolucyjne, odkrywcze czy błyskotliwe jak zapowiadano. Przytłacza masa przypisów uzupełniających, przedłużająca się fabuła i sceny, które niczego do niej nie wnoszą. Sama powieść zamiast dobrego fantasy z historią w tle i morałem na końcu przypomina raczej wykład autorki o wyjątkowości procesu przekładu i znaczeniu słów oraz manifest dotyczący nierówności plus nachalne moralizowanie. Są to tematy wielokrotnie powielane i wałkowane na rozmaite sposoby, zapychające tym samym miejsca, które można by poświęcić choćby na lepsze rozwinięcie postaci.

Babel
SZCZEGÓŁY: 
Tytuł: Babel (BR) 
Autor: Rebecca F. Kuang 
Tytuł oryginału: Babel  
Wydawca: Fabryka Słów 
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski 
Premiera: 08.03.2023 
ISBN: 978-83-7964-862-7 
Liczba stron: 763

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
spot_img
Biorąc Babel do ręki, od razu trzeba przyznać, że wydawnictwo Fabryka Słów zadbało o to, by książka prezentowała się przepięknie. Już ilustracja na okładce przyciąga uwagę. Z tego, co wiem, jest dziełem AI – oczywiście stworzenie okładki w ten sposób również wymaga czasu i...Recenzja książki Babel, czyli o konieczności przemocy
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki