SIEĆ NERDHEIM:

Warszawa w postapokaliptycznym sosie – recenzja książki Achromatopsja

Achromatopsja 1

Dmitry Glukhovsky to postać, której fanom twórczości o tematyce postapokaliptycznej nie trzeba przedstawiać. Napisana przez nastoletniego jeszcze autora powieść Metro 2033 sprzedała się w ogromnej ilości egzemplarzy, osiągając status bestsellera. Perypetie Artema, mieszkańca tytułowego moskiewskiego metra, przeplatane z opisem odbudowy cywilizacji po armagedonie podbiły serca entuzjastów z całego świata. Na łamach naszej strony pojawiła się recenzja innego dzieła autora, pozornie utopijnego Futu.re. Chętnych do lektury zapraszam pod ten adres. W 2009 roku, razem z wymuszoną nieco przez fanów premierą sequela, swój początek miał projekt o dźwięcznej nazwie Uniwersum Metro 2033. Umożliwia on tworzenie, a także późniejszą publikację książek i opowiadań na podstawie rosyjskiego oryginału. Według danych z serwisu Wikipedia w momencie pisania tego tekstu wydane zostało 70 pozycji (15 z nich w Polsce). Co ciekawe, twórcy nie ograniczyli się do moskiewskiego Metra, przenosząc nas między innymi do Rzymu, Charkowa, Petersburga, ale także do Wrocławia czy też Krakowa. Tym samym docieramy do najnowszej książki Artura Chmielewskiego, czyli Achromatopsji.

Na początek wyjaśnijmy znaczenie tytułu. Strona internetowa wydawnictwa Insignis oferuje nam poniższą, dość zgrabną definicję:

„Spowodowana chorobą siatkówki wada wzroku polegająca na nierozróżnianiu lub zupełnym niewidzeniu barw. Cierpiący na achromatopsję postrzegają świat niemal całkowicie w odcieniach szarości.”

Nie oznacza to jednak, że fabuła opowiadać będzie o epidemii choroby dotykającej mieszkańców metra. Autor w ten sposób subtelnie zapowiada nam poważną i brutalną opowieść bez happy endu, której akcja rozgrywa się w obróconym w ruinę mieście. Słowa szczęśliwie dotrzymał.

Achromatopsja jest moją pierwszą przygodą z Uniwersum. Zostajemy przeniesieni do chluby narodowej, a jednocześnie obiektu dowcipów, czyli warszawskiej sieci metra. Na szczęście faktycznie odbywające się budowy zostały w pewnym stopniu ukończone, więc zamiast wyśmiewanej za możliwość rozrysowania na długopisie jednej linii mamy aż dwie (które można przedstawić np. na nożyczkach, jednak śmiechów w tym przypadku zabrakło). Głównymi stacjami są znane przez wszystkich Świętokrzyska z jednym poziomem zamieszkanym przez Wietnamczyków, Politechnika zbierająca w sobie wszelką technologię, ale również ludzi potrafiących ją obsługiwać, a także Ratusz Arsenał, gdzie znajduje się siedziba nowych władz; pełni on również rolę składnicy broni. Oczywiście pozostałe stacje również są zaludnione przez mieszkańców i frakcje nimi zarządzające. Plac Wilsona został nowym Watykanem, zrzeszając ocalonych duchownych, zaś przystanki od Wierzbna do Natolina należą do tzw. „Koalicji Radom”. Zapytany mieszkaniec miasta będącego inspiracją dla nazwy nie potrafił wskazać zbieżności, dlatego też uznam, że jest to inwencja twórcza autora. Szkoda tylko, że nie pokuszono się o drobne wybiegnięcie w przyszłość poprzez dodanie inwestycji na terenie Targówka i Woli, ale znając historię II linii kolejki podziemnej, być może ta wizja okaże się prorocza. Tak czy owak, rozbudowanie sieci warszawskiego metra nie umywa się w żaden sposób do moskiewskiego, co pokazuje zdjęcie poniżej, lecz sposób prowadzenia fabuły sprawia, że nie jest to problemem. Ale o tym w dalszej części tekstu.

Achromatopsja 2

Głównym bohaterem Achromatopsji jest bezimienny mieszkaniec Politechniki. Razem z przedstawicielami pozostałych stacji trafia do Arsenału na polecenie prezydenta. Tam dowiaduje się, że zostało odebrane wezwanie o pomoc pochodzące spoza podziemnych korytarzy. Fakt istnienia życia na powierzchni wzbudza nadzieje na powrót do normalności lub odkrycie sposobu przetrwania wśród mutantów. Zostaje więc wybrana grupa ratownicza, złożona z przedstawicieli wszystkich przystanków. Trafia do niej również nie kto inny jak nasz narrator. Zebrani bohaterowie pod opieką stalkera Franza ruszają na wyprawę pełną niebezpieczeństw i pułapek – nie spodziewając się, że zagrożenie czyha na nich z zupełnie niespodziewanej strony.

Akcja książki, inaczej niż w powieści Glukhovskiego, rozgrywa się w dużej mierze na powierzchni. Dlatego też wspomniana przeze mnie różnica w wielkości między siecią metra warszawskiego a moskiewskiego nie ma większego znaczenia. Powiem więcej, gdyby ostatni bastion ludzkości został umiejscowiony gdzie indziej, nie wpłynęłoby to zbytnio na odbiór fabuły. Nie uznałbym tego jednak za wadę, gdyż w trakcie lektury możemy „zwiedzić” takie miejsca jak Dworzec Wschodni czy okolice Stadionu Narodowego. Szczególnie zadowoleni będą mieszkańcy prawej strony Warszawy. Z licznych opisów łatwo przełożą szlak wędrówki bohaterów na prawdziwe ulice, zaś obecność miejsc, po których się samemu stąpało, na pewno będzie stanowić dodatkową atrakcję.

Samą swojskością jednak żaden tytuł się nie obroni, musi mieć również atut zachęcający czytelników spoza stolicy. Na szczęście Achromatopsja posiada takowy, a mianowicie obecność wyrazistych bohaterów. Do naszego bezimiennego można się przyzwyczaić, a nawet go polubić. Cichy, opanowany, starający się opanowywać konflikty. Równie dobrze jest z resztą ekipy poszukiwawczej. Na pierwszym miejscu pod względem oryginalności postawiłbym Sebę, który jest, kolokwialnie mówiąc, właśnie Sebą, czyli dresiarzem, rasistą i agresorem. Nie uwierzę w to, że imię zostało dobrane w sposób przypadkowy, ale widać, że autor miał spory ubaw przy procesie twórczym. Poza nim mamy również m.in. Julię, czyli jedyną kobietę w składzie, jej chłopaka Pitera czy też Nguyena, Wietnamczyka będącego solą w oku Seby, który przez większość czasu rzuca obraźliwymi tekstami. Każdy bohater ma swoją własną osobowość, zaś wszyscy cechują się ludzkim uczuciem strachu, niezależnie od przyjętej pozy czy reprezentowanych poglądów. Żaden z nich nie jest nieśmiertelny, a świat zewnętrzny już od dawna przestał być miejscem przyjaznym. Osobiście zdążyłem w trakcie lektury polubić członków grupy i mam nadzieję, że będę miał okazję poznać ich dalsze perypetie.

Jednak szanse na ewentualną kontynuacje są znikome, z czym wiąże się pierwszy z dwóch głównych zarzutów, o których muszę wspomnieć. Jest nim dość słabe zakończenie, psujące odbiór książki. Wątek został urwany praktycznie w połowie, bez większego zaskoczenia czy też odpowiedniego rozwiązania. Otrzymujemy na końcowych stronach skrót wydarzeń następujących w następnych latach po opowiedzianej historii. Nie jest to jednak to, czego oczekiwałem, a żal jest tym większy, że pod koniec doszło wiele nowych wątków domagających się wyjaśnienia, jednocześnie się go nie doczekując. Pozostaje mi tylko liczyć na pojawienie się sequela, który okaże się godnym zakończeniem cyklu.

Achromatopsja 3

Inne zastrzeżenie do Achromatopsji nie dotyczy już samej fabuły, a stylu pisania autora. Problem ten składa się z dwóch części. Co do pierwszej z nich – nie jestem przekonany, czy można to uznać za błąd, osoba odpowiedzialna za korektę tego nie zrobiła, lecz fakt ten burzył mnie za każdym razem, gdy na niego natrafiałem. Mianowicie nie wiem, co podkusiło Chmielewskiego do używania takich potworków jak ?? lub ?!jako kwestii dialogowych. Nie jest to w żadnym wypadku wypowiedź, sam potraktowałem to jak reakcję, lecz nijak nie wiedziałem, jak ją interpretować. Niby to nic takiego, ale szlag potrafił trafić, gdy natrafiałem na takie zwroty po raz trzeci na jednej stronie.

Drugi problem tyczy się niekonsekwencji w kwestii narracji. Początkowo myślałem, że zmieniła się osoba, z perspektywy której obserwujemy opisywane wydarzenia. Szybko jednak przyjąłem to zjawisko za zwyczajny błąd autora. By nie zostać gołosłownym, posłużę się przykładem. Pewien rozdział kończy się mniej więcej tak: „schowałem się do schowka pod schodami”. Na następnej stronie jednak czytamy, jak mężczyzna wychodzi z tego schowka, a następnie trafia do pewnego miejsca (nie powiem jakiego, choć nie sądzę, by był to spoiler). Kolejny epizod zaczyna się natomiast w taki sposób: „gdy już trafiłem…”. Przez parę stron narracja zmieniła się z pierwszo- na trzecioosobową i wróciła do poprzedniej formy. W trakcie tych wydarzeń bohater poruszał się samotnie, dlatego też pogrzebałem myśli o innej postaci w tle. Te dwie rzeczy oraz niedoróbki z nadmiarowym wykorzystywaniem wykrzykników w stylu: „Przecież ty nie wiesz, dokąd mamy iść! – mówi spokojnie Piter” składają się na główny zarzut postawiony całkiem niezłej (mimo wszystko) produkcji, rzutując na ocenę końcową.

Podsumowując, Achromatopsja jest ciekawą pozycją dla fanów świata stworzonego wiele lat temu przez Glukhovskiego. Ten sam brudny, zniszczony świat w wariancie warszawskim może znaleźć wielu entuzjastów, zaś polski wątek jest niewątpliwie sporym atutem zachęcającym do lektury. Pochwalić trzeba również ciekawych bohaterów, którzy mogliby nadać bieg nowej serii książek. Ten piękny obraz psuje jednak nieudane, nijakie zakończenie oraz dziwne zabiegi stylistyczne, które kłuły w oczy, okrutnie często psując – jakby nie patrzeć – przyjemną lekturę. Niemniej Achromatopsją warto się zainteresować i sam do tego mocno zachęcam.

Szczegóły:

Tytuł: Uniwersum Metro 2033: Achromatopsja
Wydawnictwo: Insignis
Autor: Artur Chmielewski
Typ: Powieść
Gatunek: Fantastyka
Data premiery: 15.03.2017
Liczba stron: 424
ISBN: 9788365315939

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękujemy wydawnictwu Insignis.

NASZA OCENA
7/10

Podsumowanie

Plusy:
+ warszawskie metro w post apokaliptycznej odsłonie
+ ciekawi, wyraziści bohaterowie

Minusy:
– mizerne zakończenie
– błędy natury technicznej

Sending
User Review
0 (0 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Type B Negative
6 lat temu

Autor książki najwyraźniej czytał za dużo japońskich light novel ;D Tam dialogi składające się z „??” i „!?” są na porządku dziennym, a potem biedni tłumacze muszą się męczyć, próbując to przerobić na język polski…

Snah
Snah
W skrócie na mój temat: zmęczony student, zawzięty rzeźbiarz tekstów, entuzjasta dobrej książki, oddany gracz. Urodziłem się w 1995 roku i jestem rówieśnikiem takich filmów jak Desperado i Batman Forever. Wolny czas spędzam przy dobrym kryminale lub innej wciągającej produkcji. Swoją karierę recenzencką prowadzę nieprzerwanie od 2013 roku tworząc mniej lub bardziej udane oceny wszelkiej maści tytułów. Do ekipy NTG trafiłem przypadkiem i zostałem na dłużej. W chwili, gdy to czytasz jestem dumnym redaktorem bloga i troskliwym członkiem ekipy.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki