SIEĆ NERDHEIM:

W oczekiwaniu na serial: recenzja powieści Margaret Atwood, „The Handmaid’s Tale”

The Handmaid's Tale

26 kwietnia będzie mieć miejsce premiera najnowszej produkcji platformy Hulu – serialowa adaptacja książki autorstwa Margaret Atwood, The Handmaid’s Tale (polski tytuł: Opowieść podręcznej). W natłoku wielu nowych seriali być może wam ta wiadomość umknęła… A nie powinna! Co prawda serialu jeszcze nie widziałam, jeśli jednak będzie choć w połowie tak dobry, jak powieściowy oryginał, to… spokojnie będzie to jedna z najlepszych produkcji ostatniej dekady. Dlatego też chciałabym przybliżyć wam dzisiaj powieść Atwood.

The Handmaid’s Tale to dystopia, napisana z punktu widzenia młodej kobiety… Dobra, już widzę, jak przewracacie oczami przed ekranem. „O nie, kolejna powiastka dla młodzieży w stylu Igrzysk Śmierci…”. No cóż, tym razem nie macie racji. Po pierwsze, powieść została wydana w 1985 roku, tak więc od obecnego wysypu dystopijnych young adult novels dzieli ją ładnych parę dekad. Po drugie, zdecydowanie bliżej jej klimatem do Roku 1984 czy Nowego, wspaniałego świata, niż do Igrzysk Śmierci. Po trzecie, akcja wcale nie dzieje się w odległej przyszłości. Można by powiedzieć, że są to niemal czasy współczesne…

Świat poszedł naprzód. Nie ma już Stanów Zjednoczonych. Zamiast tego mamy państwo wyznaniowe Gilead, którego główną religią jest radykalny odłam chrześcijaństwa – purytanizm. Społeczeństwo zostało podzielone na klasy według statusu majątkowego oraz – co ważniejsze – płci. Równouprawnienie to już zamierzchła przeszłość… Kobietom zabroniono pracować, czytać i pisać. Od tej pory są to wyłącznie przywileje mężczyzn. Kobiety natomiast mogą być Żonami (Wifes), Martami (Marthas, nazwa klasy kobiecej służby domowej) lub tytułowymi Podręcznymi… Nową rzeczywistość poznajemy oczami jednej z nich. Jedynym celem Podręcznej jest urodzenie zdrowego dziecka swojej rodzinie. Dni spędza na robieniu zakupów i czekaniu na comiesięczny rytuał, podczas którego pan domu usiłuje ją zapłodnić. Jeśli się to nie uda, kobiecie grozi zesłanie do kolonii karnej dla Niekobiet (Unwomen). O niskim statusie Podręcznej świadczy między innymi fakt, że nie ma nawet własnego imienia, Obecnie nazywa się Offred (po polsku Freda), ponieważ należy do rodziny Freda.

okladki

To zaledwie zarys wykreowanego przez Atwood świata, nie chcę jednak pozbawiać was przyjemności odkrywania jego niuansów. Mogę powiedzieć, że nie zabraknie tu żadnych typowych dla dystopii elementów. Przemoc władzy? Wysłanie do kolonii karnej, gdzie będziesz sprzątać radioaktywne odpady, wcale nie jest najgorszą możliwą karą za zbrodnie. Wszechobecna inwigilacja? Jak najbardziej jest. Pranie mózgu na ogromną skalę? Zobaczymy co nieco poprzez wspomnienia narratorki ze szkoły dla Podręcznych. Świat z The Handmaid’s Tale jest po prostu… przerażający. Chociaż pan domu Offred stwierdza, że była to zmiana na lepsze, trudno tak naprawdę znaleźć jej beneficjentów… zarówno wśród kobiet, jak i wśród mężczyzn.

Nowatorskim elementem jest wprowadzony zakaz czytania i pisania dla kobiet – nawet sklepy w mieście nie maja już szyldów z napisami. Zostały one zastąpione obrazkami. Niemożność utrwalenia wspomnień na piśmie czy też podjęcia jakiegokolwiek zajęcia intelektualnego sprawia, że Offred obsesyjnie powraca myślami do wspomnień sprzed rewolucji. Równocześnie zaś doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wspomnienia ulegają zatarciu i zniekształceniu, stają się „opowieścią opowiadaną samej sobie”. Wyjątkowa subiektywność historii wpływa na narrację, która podąża raczej za emocjami, niż za przyczynowo-skutkowym tokiem wydarzeń. Osobiście uważam to za zaletę powieści. Dzięki temu zabiegowi prawda o wykreowanym przez Atwood świecie jest odsłaniana stopniowo, a czytelnik angażuje się emocjonalnie w poszukiwanie prawdy wewnątrz wspomnień i przemyśleń narratorki. Gdy zaś odnajduje kolejne fragmenty układanki, przerażenie ogarnia go coraz bardziej…

Osobiście uważam, że The Handmaid’s Tale jest najlepszą powieścią dystopijną, jaka kiedykolwiek powstała. Połączenie rygorystycznej społeczności, przypominającej XIX wiek, ze wspomnieniami narratorki o nowoczesnym świecie, który ją otaczał jeszcze parę lat temu, daje piorunujący efekt. Kanadyjska pisarka znakomicie pokazuje, do czego może doprowadzić nienawiść, fanatyzm, a przede wszystkim – obojętność. Nie ma tu ani grama przerysowania, wszystko jest osadzone w realiach dzisiejszego społeczeństwa, co wzmaga jeszcze siłę przekazu powieści. Piszę „dzisiejszego”, chociaż bowiem The Handmaid’s Tale wydano w 1985 roku, to przedstawiona w książce rewolucja mogłaby się zdarzyć również i dzisiaj. Po lekturze powieści przez długi czas dręczyło mnie okropne poczucie, że tylko krok dzieli nas od przyszłości podobnej do wizji Atwood. Nic dziwnego, że powieść ta doczekała się wielokrotnych wznowień (również w Polsce). Mam nadzieję, że serial odda sprawiedliwość powieściowemu oryginałowi i że dzięki niemu widzowie postarają się, by do takiej przyszłości nigdy nie doszło.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: The Handmaid Tale (angielski), Opowieść podręcznej (polski)
Wydawnictwo: McClelland and Stewart (pierwsze wydanie angielskie), PIW (pierwsze wydanie polskie)
Autor: Margaret Atwood
Tłumacz: Zofia Uhrynowska-Hanasz (pierwsze wydanie polskie)
Typ: książka
Gatunek: literatura piękna
Data premiery: 1985 (wydanie angielskie), 1992 (wydanie polskie)
Liczba stron: zależnie od wydania

NASZA OCENA
10/10

Posumowanie

Plusy:
+ wszystko

Minusy:
– po lekturze czytelnik musi się zmierzyć z wieloma poważnymi myślami

Sending
User Review
0 (0 votes)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Ola K.
7 lat temu

Czytałam „Opowieść podręcznej” jakiś czas temu, zrobiła na mnie przeogromne wrażenie! Już się nie mogę doczekać serialu 🙂

Joanna Kaniewska
Joanna Kaniewskahttps://typebnegativenowonderland.wordpress.com/
Japonistka, tłumaczka, badaczka popkultury, rocznik 1991. Nie boję się słowa na F (kończącego się na „izm”). Nie zgorszy mnie też słowo na G (kończącego się na „er”). Lubię pisanie, podróże, muzykę, kwiaty i pocztówki. Czasem dzielę się przemyśleniami na swoim blogu: typebnegativenowonderland.wordpress.com
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki