SIEĆ NERDHEIM:

Kamera akcja. Recenzja komiksu X-Statix: Sławni i martwi (tom1)

Przebijanie samych siebie, jakaś metafora na pewno.
Przebijanie samych siebie, jakaś metafora na pewno.

Trochę późno na klepanie recenzji komiksu, który określiłem jako jeden z moich ulubionych w zeszłym roku, ale takie jest to zapracowane dorosłe życie. Moją opinię na temat pierwszego tomu X-Statix mogliście już tak czy inaczej poznać. Skupię się więc na wyjaśnieniu, czemu kolejny raczej typowy przykład trykociarskiej dekonstrukcji nie wywołał u mnie torsji. Czemu miałby? Bo mam wrażenie, że przemaglowanych fabuł superhero dostajemy ostatnio zbyt wiele, by ten zabieg spełniał zamierzone zadanie przeciwwagi dla obnażanych przez niego sztamp. Od przybytku głowa jednak czasem boli i w celu uniknięcia wsadzenia do worka z wymuszoną bufonadą trzeba bardzo wiele rzeczy zrobić dobrze. Peterowi Milliganowi się udało.

Żeby nic nie było zbyt oczywiste, komiks który czytacie aktualnie pod tytułem X-Statix: Sławni i martwi oryginalnie wydano jako ostatnie zeszyty pierwszego runu X-Force. Tak samo jak w naszym świecie ten team stał się mało atrakcyjny finansowo dla Marvela, tak samo in-universe sponsorowie zapragnęli czerpać z tej całej superbohaterskiej dramy większe zyski. Witajcie w nowej erze, w której o miejscu w drużynie decydować będzie oglądalność (i przeżywalność), a od heroizmu istotniejszy stanie się celebrycki blichtr. Blask reflektorów nie oznacza jednak, że robota jest bezpieczna, a sława i hajs nie chronią przed przytłaczającymi problemami osobistymi. Obserwując tę bandę wykolejeńców, mogłoby się wydawać, że jest wręcz przeciwnie.

Kto tak nie miał, niechaj pierwszy rzuci kamień.
Kto tak nie miał, niechaj pierwszy rzuci kamień.

Zacznijmy może od szybkiego przypomnienia, czym jest ta dekonstrukcja, skoro już się jej uczepiłem. Chodzi o to, by wziąć najbardziej wyeksploatowane sztampy danego gatunku i używając ich jako punktu wyjścia doczłapać do boleśnie realistycznych skutków, albo wyeskalować je kompletnie w drugą stronę. W założeniu chodzi o zobrazowanie słabostek utartych rozwiązań, a w praktyce robi się z tego często parada samozadowolenia i pseudointelektualnego onanizmu. Zbyt wielu autorów zabiera się za takie zabawy wyłącznie z powodu słabo skrywanej niechęci do peleryniarstwa, przez co ich krytyka jest przesadna i średnio trafna, umniejszając pierwotny sens zabawy w dekonstrukcję. Na przykład mamy multum kombinacji z archetypem Supermana, z których większość z marszu porzuca główne cechy tej postaci, bo rozbieranie na czynniki pierwsze faktycznego idealisty bez doprowadzania go do brutalnego ekstremum jest zbyt trudne. Tak, patrzę na robotę Gartha Ennisa w komiksowej wersji The Boys, ale to samo zdarzało się Warrenowi Ellisowi, Markowi Millarowi oczywiście też. Mógłbym akapit cały zapełnić nazwiskami.

Na tej liście nie znalazłby się jednak Peter Milligan, a przynajmniej na pewno nie na podstawie jego scenariusza do zeszytów zebranych w tym tomie. X-Statix: Sławni i martwi to wzorcowy przykład tego, jak taki komiks napisać z elegancją (pomimo sporej brutalności), bez obnażania ani grama niechęci do gatunku, popadania w zachwyt nad nim zresztą też na szczęście nie czuć. Czuć za to obycie i pasję, dzięki którym jeszcze przed premierą wspomnianego już pierwowzoru absolutnie kultowych już Chłopaków dostaliśmy serię znacznie bliższą doskonale wygładzonej adaptacji od Amazona. Serio często miałem wrażenie, że Eric Kripke przy robocie nad serialem w jednej łapie trzymał oryginał Ennisa, a w drugiej właśnie X-Statix. To by wyjaśniało, gdzie nauczył się tak równoważyć krwawą siekę z inteligentnie poprowadzonymi wątkami osobistymi, gdzie znalazł konsensus między przerabianiem superbohaterów na żądne sławy bestie i ukazywaniem ich po prostu jako ludzi.

Peleryniarze knocą działania militarne? Nowe, nie znałem.
Peleryniarze knocą działania militarne? Nowe, nie znałem.

X-Statix: Sławni i martwi to bowiem tom swoją jakość przejawiający głównie poprzez kapitalnie napisane postacie. Milligan serwuje nam bandę mniej lub bardziej zepsutych indywiduów, jednostki kompletnie nieprzystosowane do jakiejkolwiek formy bohaterstwa, a następnie bezlitośnie przerzuca czytelnika między wzbudzaniem niechęci do nich i momentami, w których nawet wbrew sobie zaczynamy im kibicować. Z biegiem fabuły wypełnionej trafnymi, ale nie ordynarnymi karykaturami marvelowych tropesów, tych pozytywnych bodźców dostajemy coraz więcej. Dzięki temu pod koniec lektury z całej siły trzymałem kciuki za tych pokaleczonych nieszczęśników, w zdecydowanej większości zupełnie nieznanych w szerszym uniwersum Domu Pomysłów. Dobitna subwersja znanego nam podejścia do śmierci w spandeksowych realiach na samym początku tomu też odgrywa tu ogromną rolę, a Milligan stosuje takie celne zagrywki co chwila. Przy okazji jednak, co chyba najważniejsze, udało mu się napisać po prostu dobrą historię, satyrę z humorem nieprzytłaczającym ładunku emocjonalnego.

W związku z tą świeżością scenariusza byłem przy pierwszym kontakcie z tym komiksem przekonany, że powstał dużo później, 2001 rok kojarzy mi się zdecydowanie inaczej. Znaczna w tym zasługa rysunków genialnego Michaela Allreda (część zeszytów rysowali też Duncan Fegredo i Darwyn Cooke!). W zestawieniu najlepszych komiksów 2022 roku określiłem te rysunki mianem pop-artu i chyba lepszego określenia znaleźć się nie da. Trudno interpretować styl Allreda jako klasyczne superhero, bo nawet wtedy już operował on w ramach ekstremalnie samoświadomego komentarza na temat tejże klasyki. To dlatego jego rysunki się nie starzeją. Perfekcyjnie uporządkowany i doskonały technicznie ołtarzyk dla najlepszych cech wizualnych gatunku z żywymi kolorami nałożonymi tradycyjnie przez Laurę Allred – małżonkę ilustratora. Bez cienia archaicznej niedbałości, bez znamion przesady lat 90. i ze sporą dawką rozsądnych eksperymentów kompozycyjnych. Jeśli w smak wam wymuskany oldskul, to oczy będziecie cieszyć nieustannie.

Wyjątkowo mało tłocznie na tegorocznym MFKiG!
Wyjątkowo mało tłocznie na tegorocznym MFKiG!

Nie daję maksymalnej noty, bo mimo wszystko wydaje mi się, że Milligan mógł w tym komiksie zrobić nieco więcej, odrobinkę mocniej wyjść poza trykotowe szwy w kwestii samego trzonu fabularnego. Z drugiej strony mogłoby się to wiązać z ogromnym ryzykiem przesady, z możliwością wybicia X-Statix z właśnie tej doskonałej równowagi. Muszę też pamiętać o odbiorcach średnio i wcale niezaznajomionych z gatunkiem – to nie jest komiks dla was. Może być ciekawą lekturą, ale trudno będzie dostrzec wszystkie te mrugnięcia okiem, które autor wam puszcza. Cała reszta maniaków superhero ma tu jednak potencjalny sztos nad sztosy. X-Statix: Sławni i martwi ma szansę zapewnić wam zarówno wyjątkowo dobrze napisaną historię w ramach ulubionego gatunku jak i jego trafną karykaturę. Komentarz wyważony, samoświadomy i pozbawiony kpin antagonizujących tych z nas, którzy mają jeszcze czelność odnajdywać w dziecinnych mordobiciach jakąś radość.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: X-Statix: Sławni i martwi (tom 1)
Wydawnictwo: Mucha Comics
Scenariusz: Peter Milligan
Rysunki: Michael Allred, Darwyn Cooke, Duncan Fegredo, Laura Allred
Tłumaczenie: Arkadiusz Wróblewski
Typ: komiks
Gatunek: superbohaterowie, akcja
Data premiery: 22.12.2022
Liczba stron: 360
ISBN: 978-83-66589-97-1

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Trochę późno na klepanie recenzji komiksu, który określiłem jako jeden z moich ulubionych w zeszłym roku, ale takie jest to zapracowane dorosłe życie. Moją opinię na temat pierwszego tomu X-Statix mogliście już tak czy inaczej poznać. Skupię się więc na wyjaśnieniu, czemu kolejny raczej...Kamera akcja. Recenzja komiksu X-Statix: Sławni i martwi (tom1)
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki