SIEĆ NERDHEIM:

Brygada Kryzys. Recenzja komiksu Uncanny X-Force tom 4. Ostateczna Egzekucja

KorektaLilavati

Uncanny X-Force Okładka

Mutancia ekipa do zadań szemranych obchodzi w tym roku 28 urodziny. Będąc tylko rok młodszą ode mnie, nieuchronnie zbliża się do kryzysu wieku średniego, co ponoć jest odczuwalne w najnowszej serii. Był jednak taki czas, dokładnie 9 lat temu, gdy X-Force przeżywało najlepszy okres swojej działalności. Kreatywny reżim Roba Liefelda poszedł w odstawkę, a drużyna po odciążeniu o tonę mięśni, żelastwa i sakiewek wreszcie mogła nabrać dojrzalszego charakteru pod piórem Ricka Remendera. Jego Uncanny X-Force nie było doskonałe, ale w sumie trochę przykro mi się z nimi żegnać.

Jak to zwykle bywa w historiach powiązanych z X-Men – w ciągu czterech tomów rozstrzał fabularny sięgnął podróży w czasie, apokalipsy i światów alternatywnych, bez wyjątku sceptycznych. Niemalże rodzinne więzi, które w trudach rodziły się podczas wspólnych mordów, opętań i powrotów do przyszłości, są stopniowo miażdżone przez osobiste dramaty członków drużyny i ogólne zwątpienie. Umysł Archangela poddał się wpływowi dziedzictwa Apocalypse’a, co zmusiło Psylocke do zabicia ukochanego. Pogłoski o jego śmierci okazały się przesadzone nawet szybciej, niż to zwykle w Marvelu bywa, ale chwila bycia trupem całkowicie wyczyściła zawartość jego złotowłosej główki. Na wolne miejsce ochoczo wbił się żądny zemsty Nightcrawler, pożyczony z ociekającej mrokiem przyszłości znanej powszechnie jako Era Apocalypse’a.

Uncanny X-Force Skan 1

Sielskie czasy skoordynowanego dźgania i strzelania są odczuwalnie policzone już na początku tomu, a ich całkowity rozpad powstrzymują tylko działania nowej grupy antagonistów. Wesoła banda złożona między innymi z Shadow Kinga, Dakena, Sabretootha i Bloba, zbiegłego ze wspomnianej dystopijnej przyszłości, porywa chłopca będącego klonem Apocalypse’a – tego, którego w pierwszym tomie z zimną krwią zastrzelił Fantomex (półmutant, półsentinel, gość z trzema umysłami, nadążacie?). Złole, swoim złolskim zwyczajem, chcą dzieciaka zepsuć i zrobić z niego żywe wcielenie globalnej anihilacji. W międzyczasie nasza zdołowana gromadka protagonistów zdąży jeszcze odwiedzić kolejną argusową przyszłość, która tylko podsyci ich narastające wątpliwości względem zasadności brutalnych, bezkompromisowych działań. Koniec jest nieunikniony.

Umyślnie nie unikałem w powyższym opisie tych wszystkich trykociarskich bzdur, wpychanych nam w większości podobnych tytułów. Tak to już niestety działa, że w przypadku dobrych komiksów superbohaterskich zwykle mamy do czynienia z jakąś dekonstrukcją, pastiszem albo sprawnie napisaną sztampą z jakimś „ale”, z którego to właśnie wynika ostatecznie jakość historii. Uncanny X-Force od samego początku jest tylko i wyłącznie zlepkiem sprawdzonych, oklepanych wątków o homo superior, trzymanych w kupie talentem scenarzysty i jego pomysłem na udręczenie bohaterów. Poza tym okruszkiem ambicji to wciąż starcie ze znanymi superzłoczyńcami i radosne skakanie po punktach kilku osi czasu. Oczywiście dochodzi do tego sporo stosunkowo krwawej akcji i odrobina czarnego humoru – ja takie komiksy uwielbiam, wy nie musicie, stąd mój dosyć krytyczny ton.

Uncanny X-Force Skan 2

Jeśli jednak uznamy, że nie trafiliście tu przypadkiem, lubicie superbohaterów w nieco usilnie mrocznym wydaniu i czytaliście tę serię wcześniej, to czwarty tom Uncanny X-Force mogę bez owijania w bawełnę nazwać satysfakcjonującym zamknięciem jednego z najlepszych runów z mutantami w roli głównej. Po pierwsze, w dalszym ciągu nie widziałem nigdzie lepiej napisanego, bardziej ludzkiego Deadpoola (genialna scena pod koniec tomu). Po drugie, cała sztampa jest tu uciągnięta w narracji spójnej tematycznie i klimatycznie. Po trzecie, Remender skutecznie sprawił, że przejąłem się losami gromady dysfunkcyjnych, samozwańczych wariatów w obcisłych strojach. Tak jak w poprzednich tomach obserwowaliśmy naturalnie powstające, niewymuszone więzi, tak teraz musimy być świadkami ich rozpadu i związanej z tym rozpaczy. Uncanny X-Force bywa ckliwe i patetyczne, ale żaden motyw nie wybija się z rytmu historii – pomimo typowych absurdów w fabule, wszystko układa się w logicznie nieuchronną całość. Ta seria jest jak taki aspołeczny, ubrany na czarno braciszek Astonishing X-Men Jossa Whedona – również skupia się na psychice postaci i relacjach między nimi, a wszystko, co traci na mniej porywających dialogach, odzyskuje przez posadzenie swojego lejtmotywu na tle moralnych rozterek bandy morderców. W pewien sposób działa to na wyobraźnię nawet mocniej niż przyjaźnie i mizianki heroicznych nudziarzy, ratujących świat po raz setny w tym tygodniu.

Uncanny X-Force Skan 3

Wizualnie najbardziej rzuca się w oczy konsekwentne utrzymywanie ciemnej, niebiesko-fioletowej stylistyki barw. To drobny motyw, ale nadaje całej serii odrobinę graficznej rozpoznawalności, co jest bardzo przydatne przy takiej liczbie nazwisk na okładce. Tym razem za rysunki i kolory odpowiedzialnych było w sumie ośmioro artystów. Najprzyjemniej patrzyło mi się na fragmenty ilustrowane przez Dave’a Williamsa – jego prawie kreskówkowy, bardzo dynamiczny i plastyczny styl wprowadził sympatyczną dynamikę. Srebrny medal przyznałbym Julianowi Totino Nedesco, za nakreślenie adekwatnie pomarszczonych, ponurych gęb do wątku o futurystycznym reżimie prewencyjnym. Jego szkice najlepiej zresztą współgrały z kolorami Deana White’a. Reszta, wliczając w to zaskakująco elastycznego Jerome’a Opeñe, wykonała po prostu dobrą robotę. Nie zachwycili, ale i jakoś dotkliwie nie zawiedli.

À propos Opeñy – poza głównym wątkiem, na otarcie łez po pożegnaniu z sympatycznymi psychopatami, dostajemy dwie krótkie zilustrowane właśnie przez niego historie o Wolverinie i Deadpoolu. To właściwie tylko ciekawostka, mały zapis z treningu Remendera w pisaniu dwóch najpopularniejszych samoleczących zawadiaków Marvela. Nie ma to żadnego związku z fabułą Uncanny X-Force, ale zwieńcza wysoką jakość wydania. Masa dodatkowych okładek i porządne tłumaczenie to poziom, poniżej którego Mucha Comics nie szkodzi. Szkoda tylko, że w dalszym ciągu ciemne powierzchnie tak ochoczo przyjmują odciski palców, a operowałem tomem tylko za pomocą czystych łap – przysięgam!

Uncanny X-Force Skan 4

Czwarty tom Uncanny X-Force to satysfakcjonujące, wiarygodne i narracyjnie naturalne zwieńczenie typowej, średnio odkrywczej bajeczki o wewnętrznie skonfliktowanych degeneratach odzianych w cudaczne fatałaszki. To tak w ramach umiarkowanej obiektywności – subiektywnie ta seria jakimś sposobem zasłużyła w moim mózgowym archiwum na etykietkę „ważne”. Odbiór ułatwia interpretowanie jej jako zapisu dynamiki trudnych więzi męczenników zatraconych w mentalności wiecznej walki. Samotni i niepewni, zaczęli otwierać się na siebie w tak wiarygodny sposób, że i czytelnikowi te przebłyski ciepła mogą się udzielić. Jeśli lubicie mutantów – bierzcie koniecznie. Jeśli jesteście sceptyczni, powtarzam: Remender napisał porządnie Deadpoola – to chyba wystarczająco imponujący wyczyn.

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Uncanny X-Force tom 4. Ostateczna Egzekucja
Wydawnictwo: Marvel Comics / Mucha Comics
Autorzy: Rick Remender, Mike McKone, Julian Totino Tedesco, Phil Noto, David Williams, Jerome Opeña
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Data premiery: 30.04.2019
Liczba stron: 264

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + relacje między bohaterami<br /> + naturalny, niewymuszony koniec<br /> + większość rysunków<br /> + Deadpool</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – sztampowe absurdy superhero</p> Brygada Kryzys. Recenzja komiksu Uncanny X-Force tom 4. Ostateczna Egzekucja
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki