SIEĆ NERDHEIM:

Dalej, wyżej, sympatyczniej. Recenzja komiksu The Astonishing X-Men Tom 2

KorektaLilavati

Astonishing X-Men 2 Okładka

Znowu wracam do mutantów i sam się dziwię, jak bardzo mnie to cieszy. Najnowszy film jakimś cudem nie zaspokoił mojego głodu historii z Drużyną X w roli głównej, więc nie mogłem się doczekać, aż drugi tom Astonishing X-Men trafi na szczyt mojego recenzenckiego stosiku. Dobra, przyznaję, czytałem tę historię kilka lat temu w oryginale. To eskalująca skleroza i setki przerobionych w międzyczasie serii wyczyściły moją pamięć i umożliwiły podejście do lektury na świeżo, z konkretnymi oczekiwaniami. A czego oczekiwałem? Rozwinięcia ciekawych wątków o nietolerancji i niezgodzie oraz oczywiście wygaszenia tych kosmicznych bzdur. Och, gdybym tylko pamiętał…

W pierwszym tomie (tu recenzja) dostaliśmy kilka mocnych wskazówek odnośnie nie tak bardzo zaskakującej dwulicowości Emmy Frost. Jej zdrada i atak Hellfire Clubu na Instytut idą tym razem na pierwszy ogień. Pojawią się nowi antagoniści, niespodziewanie powrócą dawni, a niektórzy zaliczą nawet kuriozalny, podwójny występ. Intensywna jatka na Ziemi, pomimo kilku poważnych zwrotów akcji, kończy się stosunkowo szybko. Ku mojemu przerażeniu reszta fabuły wrzuca nas w centrum losów planety Breakworld – ojczyzny paskudnego, kosmicznego orka z poprzedniej części. Tam nasza ekipa będzie miała okazję wreszcie działać w roli superbohaterów i zgodnie z przepowiednią, doprowadzić do pewnych mało heroicznych wydarzeń i skierować zagładę w kierunku naszego świata. Mutanci nadal nie mają w Marvelu łatwego życia.

Astonishing X-Men 2 Strona przykładowa

Jak więc odbieram skupienie się na tych wątkach, które odrzucały mnie poprzednio? Skrajnie pozytywnie – ten tom czytało mi się nawet lepiej od poprzedniego! Najbardziej pochłaniającym elementem scenariusza są bowiem ponownie naturalne interakcje między odmiennymi, wyraźnie nakreślonymi osobowościami barwnej menażerii. Przy dobrze napisanych postaciach nawet srogie absurdy (a takich tu kilka jest) nie stają się przeszkodą w entuzjastycznym przeglądaniu stron, a okazjonalny humor minimalizuje zbędny patos. Co więcej – tym razem możemy na te relacje spojrzeć z nieco innej strony, bo gdy poprzednio wyeksponowane animozje nikną w obliczu zagrożenia, w ich miejsce pojawia się przyjaźń i braterstwo. Pokazywanie się z tej lepszej strony dotyczy zresztą nie tylko mutantów, wszyscy dostają okazję lekko się zrehabilitować i uczłowieczyć, nawet istoty o DNA najwyraźniej skręconym w przeciwną stronę. Joss Whedon znowu pokazuje, że potrafi zapanować nad tabunem bohaterów i każdego z nich obdarzyć wiarygodną duszą, co przekłada się na powalająco angażujące, naturalne dialogi.

Astonishing X-Men 2 Strona przykładowa

Mam mały problem ze wspomnianym wcześniej pierwszym wątkiem. Atak antagonistycznej grupy jest w ogólnym rachunku istotny, bo mówi nam jasno, jak to w końcu jest z tą wredną Emmą, i odpala u Cyclopsa zaskakującą tendencję do bycia największym badassem w drużynie. Kształtuje ostateczny skład grupy, której dane będzie pofrunąć między gwiazdy i zadecydować o losie dwóch cywilizacji. Kłopot w tym, że początkowa narracja jest niemożliwie poplątana i przez to wydaje się wymuszoną konstrukcją, wciśniętą tylko w celu ustanowienia konkretnego status quo. Ten fabularny kołtun usprawiedliwia wszystko halycunacjami i machinacjami złoli o mocach telepatycznych. Doprowadza to do kilku komicznych sytuacji, Wolverine z umysłem kilkulatka jest przeuroczy, ale zgrzyt był dla mnie zdecydowanie zbyt odczuwalny.

Astonishing X-Men 2 Strona przykładowa

Wszystko, co złe, a przynajmniej trochę naciągane, kończy się stosunkowo szybko, Breakworld czeka na wybawicieli. Poza wspomnianymi walorami z zakresu budowania postaci, ta część fabuły broni się też zaskakująco dobrze sama w sobie. Już chwilę po burzliwym lądowaniu, a właściwie grzmotnięciu w grunt, objawia się wielowarstwowość problemów obcej rasy. Motywacje brzydali o oliwkowej skórze okazują się dużo bardziej złożone, niż można by się spodziewać po ludzie rządzonym przez gościa tytułującego się „Powerlordem”. Czeka nas kilka naprawdę fajnych twistów, zgrana drużynowa akcja w wykonaniu zmutowanych protagonistów, a ostatecznie Joss Whedon przypomni (co niewielu autorów ma w zwyczaju), że pamięta o istnieniu innych superbohaterów na Ziemi. To taki styl przedstawienia kosmicznego Marvela robi ze mnie fanboja, styl zwykle całkowicie olewany w zbyt hermetycznych wojażach X-Menów.

John Cassaday w swoich kadrach znowu lawiruje między zapadającymi w pamięć dziełami sztuki i po prostu porządną robotą. Tym razem tych pierwszych jest zdecydowanie więcej i nie dostrzegłem praktycznie żadnych rażących niedociągnięć. Świetna kompozycja i dynamika scen ratują całokształt przed przechyleniem się w stronę sztampowego, gładkiego superhero. Nadal nie jestem miłośnikiem realizmu w komiksach, ale szanuję robotę artysty z technicznego punktu widzenia. Mam też jakieś takie dziwne zboczenie, że lubię rozpoznawać postacie po twarzach, a wielu rysowników kreśli identycznych statystów nawet w głównych rolach. Co najważniejsze – koci pysk Bestii nabrał jakiejś specyficznej, lwiej dostojności i automatycznie przestał mi przeszkadzać. Nałożone przez Laurę Martin kolory również wydają mi się bardziej śmiałe w porównaniu do jej doskonałego, choć nieco tendencyjnego rzemieślnictwa z poprzedniego tomu. Do zapierającego dech ideału kreatywności trochę tu brakuje, ale znamiona gnuśnej przeciętności zniknęły już zupełnie.

Astonishing X-Men 2 Strona przykładowa

Kolejny raz kontynuacja dała mi coś zupełnie odmiennego od moich oczekiwań. W wielu przypadkach takie zwroty kończą się zgrzytaniem zębów, ale tym razem miałem okazję doświadczyć pozytywnego zaskoczenia. Pomimo skupienia się na tych wątkach, które poprzednio wywoływały u mnie mentalne jęki, drugi tom Astonishing X-Men czyta się niewiarygodnie przyjemnie. Talent Jossa Whedona do budowania magnetycznych osobowości i drobiazgowa robota ekipy artystycznej owocują jedną z faktycznie najprzyjemniejszych w odbiorze opowieści o mutantach. Pozwolę sobie zobrazować tę jakość na konkretnym przykładzie: nigdy nie lubiłem Cyclopsa, uważałem go za nudnego, zapatrzonego w siebie służbistę. Teraz będę musiał jego figurkę dołożyć do swojej kolekcji, ale nie mam pretensji, warto było. Czytajcie jednak bez obaw, w najgorszym przypadku zapałacie sympatią do Emmy Frost.

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Astonishing X-Men tom 2
Wydawnictwo: Marvel Comics / Mucha Comics
Autorzy: Joss Whedon, John Cassaday, Laura Martin
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Typ: komiks
Data premiery: 19.09.2018
Liczba stron: 344

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + doskonałe dialogi<br /> + rozwój relacji <br /> + same postacie<br /> + sprawna, kosmiczna fabuła</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – poplątany, naciągany początek</p> Dalej, wyżej, sympatyczniej. Recenzja komiksu The Astonishing X-Men Tom 2
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki