SIEĆ NERDHEIM:

Męska przyjaźń, która nie zestarzała się ani o rok. Recenzja komiksu Świat Mitów. Gilgamesz

KorektaJustin

Klasyka. Chłopak jest królem-tyranem, bogowie tworzą mu półzwierzęcego rywala, żeby się naparzali, ale nagle zostają najlepszymi kumplami, co wszystkim wychodzi na zdrowie. Z wyjątkiem samych nieśmiertelnych, więc kumpel chłopka umiera, a biedny zaczyna poszukiwać własnej odpowiedzi na ucieczkę od śmierci. Świat Mitów. Gilgamesz to kolejny tom z serii Luca Ferry’ego, który już od pierwszych stron przypomina nam, dlaczego ta historia jest nieśmiertelna.

Swoją przygodę ze Światem Mitów zacząłem od Odysei, która była… cóż, rozczarowaniem. Gilgamesz jest moim drugim podejściem do serii (Edyp mnie ominął, gdyż przez moment Egmont zrobił się nieodgadniony niczym Sfinks… znaczy, yyy, chciałem powiedzieć – dziękujemy za ten egzemplarz do recenzji!) i przyznaję, że otwierałem go z nerwowością Pandory nad puszką kawy.

Mało heroiczne początki. [źródło: Egmont]

I niepotrzebnie! Epos o Gilgameszu, który z pieszczotliwą sympatią na wstępie streściłem, znany jest jako absolutny praszczur opowieści o potężnych herosach. Pokrewieństwo z babilońskim królem-siłaczem znajdziemy w każdym napompowanym superbohaterze – spójrzcie tylko na takiego Black Adama, co zawitał niedawno do kin. Wielkiego króla Uruk, a szczególnie postaci nim inspirowane, widziałem w wielu mediach, omawiałem go w szkole i na studiach. Mogłem nawet o nim poczytać, jak we własnej osobie został wywołany z wyobraźni bohaterów w powieści Noc kota, dzień sowy. Za to na kadrach komiksu zobaczyłem go po raz pierwszy i przy tym od razu w wiernej adaptacji tego niekompletnego eposu.

Mam swoje teorie o tym, co się stało w Odysei, ale tutaj wszystkie moje modły do bogów komiksu zostały wysłuchane. Duża w tym zasługa kolorystów, którzy wypełnili mityczną Mezopotamię cudownie nasyconymi kolorami. Aż czuć przyjemnie grzejące słońce i duszność od wiszących ogrodów. Już okładka robi wrażenie głębokim błękitem Bramy Isztar. Nie ma śladu po zlewających się ze sobą tłach i tych będących zwykłą białą plamą, co we wcześniej omawianym tomie psuło mi lekturę. Tutaj każdy kadr układa się z precyzją mozaiki, dzięki czemu lektura jest bezproblemowo ciągła i płynna. Szczególnie muszę pochwalić zabawę światłocieniem – w słonecznych scenach dzięki precyzyjnym, pięknym cieniom i dbaniu o kolor nieba w tle nie przegapimy, z której strony pada blask.

Jest ładnie, jest fantazyjnie i przede wszystkim – są emocje. [źródło: Egmont]

Scenariusz jest równie zadowalający. Materiał źródłowy, prócz swej ponadczasowości, oferuje dość swobody adaptacyjnej, zarówno pod kątem tempa, jak i wypełniania tego, co w eposie nie zostało opisane (czy nie zachowało się do naszych czasów). Satysfakcjonująco ukazano elementy nadprzyrodzone – bitwa między Gilgameszem i Enkidu jest oddana z należytą pompą, bogowie są boscy i świetliści, a potwory imponujące. Może tylko chętniej zobaczyłbym gigantycznego Humbabę w formie z okładki rozdziału. Mimo tytanicznej krzepy głównych bohaterów, jeszcze potężniejsza jest ich przyjaźń. Najbardziej obawiałem się o ten element, a okazał się jedną z największych zalet tomu.

Platoniczną relację mocarzy po prostu czuć. Nie ma w niej sztuczności, mamy czas ich poznać, zobaczyć, jak u swojego boku stają się lepszymi ludźmi i prześledzić ich wiarygodnie ujęte emocje. No, niemal, ale to słowo powinienem ująć w cudzysłów, bo wiadomo, że współcześnie nikt raczej nie wybaczyłby tyranowi nadużywania władzy i złego traktowania kobiet tylko dlatego, że fajnie się z nim siłowało – ale w końcu omawiamy materiał historyczny. Szczególnie poruszyło mnie ukazanie śmierci Enkidu, moment popychający Gilgamesza do poszukiwania wiecznego życia. Pierre Taranzano wykonał kawał dobrej roboty, oddając wszystko to, co zostało niewypowiedziane. Odejście krzepkiego jak byk wojownika z powodu choroby mocno ze mną rezonowało, tak samo gorycz i determinacja władcy Uruk. Strata bliskiej osoby, kiedy jesteśmy bezsilni i pragnienie, by coś po nas pozostało – to najbardziej uniwersalne elementy eposu o Gilgameszu które, jak udowodniła pandemia, nigdy nas nie opuszczą.

Z bohaterami eposu łatwo się identyfikować (może minus te fragmenty o porywaniu ludzi) – w tym wypadku Enkidu jest mi bratem [źródło: Egmont]

Są więc emocje, nie ma drewna, rysownik i koloryści robią fantastyczną robotę, a kadry nie straszą bielą! Jeśli mam się do czegokolwiek doczepić, to do garstki postaci pobocznych. O ile Gilgamesz i Enkidu to oczywiste gwiazdy, a nawet bohaterowie drugiego planu przekazują wiele bez słów, tak piękne kobiety stające na progu kolejnego kroku w heroicznej podróży (jak Szamhat i Isztar) zlewają się ze sobą w identyczny obrazek. Jasne, wykonują w końcu niemal tę samą rolę, a jedna jest do tego boginią, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że różnią się głównie doborem ubrań.

Tom kończy znów filozoficzna rozprawka Luca Ferry’ego, w której tłumaczy niuanse eposu, a także duma nad jego urwaną treścią, która przepadła w mrokach historii. O Odysei mogłem powiedzieć, że bez tego materiału była ledwo szkolnym streszczeniem, ale Gilgamesz oprócz walorów edukacyjnych serwuje nam pięknie ilustrowaną opowieść oddającą należyty hołd oryginałowi. Zdecydowanie warto mieć tę część Świata Mitów w swojej komiksowej kolekcji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Świat Mitów. Gilgamesz
Tytuł oryginału: Gilgamesh – tome 1-3
Wydawnictwo: Egmont
Pomysł i patronat: Luc Ferry
Scenariusz: Clotilde Bruneau
Rysownik: Pierre Taranzano
Tłumaczenie: Ernest Kacperski
Gatunek: komiks europejski, komiks historyczny
Data premiery: 26.10.2022
Liczba stron: 156
ISBN: 978-83-281-5077-5

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
Klasyka. Chłopak jest królem-tyranem, bogowie tworzą mu półzwierzęcego rywala, żeby się naparzali, ale nagle zostają najlepszymi kumplami, co wszystkim wychodzi na zdrowie. Z wyjątkiem samych nieśmiertelnych, więc kumpel chłopka umiera, a biedny zaczyna poszukiwać własnej odpowiedzi na ucieczkę od śmierci. Świat Mitów. Gilgamesz to...Męska przyjaźń, która nie zestarzała się ani o rok. Recenzja komiksu Świat Mitów. Gilgamesz
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki