SIEĆ NERDHEIM:

Rypnęło się. Recenzja komiksu Stumptown tom 4

Okładka zapowiada klimat i napięcie. Nie oczekujcie tego.

Dwa tomy serii, które chwaliłem praktycznie jedynie (i to też niezbyt mocno) za warstwę graficzną, potem trzeci tom robiący oczom krzywdę, ale za to powoli podnoszący się z kolan pod względem fabularnym – to jest właśnie ten misterny przepis na danie czytelnikowi nadziei. Na wzbudzenie wiary, że padaka usiłująca być charakterną historią w rytmie semi-noir zacznie choć minimalnie cieszyć jakością. Greg Rucka zabawił się z moimi odczuciami po mistrzowsku i prawdopodobnie zupełnie niechcący. Czwarte Stumptown to na szczęście zakończenie tej wyboistej przejażdżki.

Tym razem zostajemy szczodrze obdarowani aż dwiema historiami, z czego Sprawa kubka kawy wypełnia większość albumu, a Sprawa nocy, która nie chce się skończyć to jednozeszytowy dodatek na temat dosyć typowego śledztwa małżeńskiego z mało oryginalnym twistem. Dłuższa intryga jest, przynajmniej pod tym względem, zdecydowanie ciekawsza. Nasza wciąż średnio sympatyczna i wciąż zbyt często kretyńsko uśmiechnięta protagonistka wpada bowiem w bagno hipsterskiej przestępczości i dowiaduje się, jak wiele rozpieszczeni nowobogaccy potrafią zrobić, by spełnić swoje zachcianki. Kawa z dupy (wiecie, taka przez zwierza przetrawiona, high life i klopy ze złota) staje się zaczątkiem konfliktu na kilka frontów, a w tak brutalnej wojnie nie ma żadnych świętości, nawet gdy w grę wchodzi rodzina.

Tym razem irytujące uśmieszki serwuje nie tylko główna bohaterka.

Przy recenzjach poprzednich tomów często siliłem się na rozrysowanie jakiegoś tła kulturowego dla Portland, miało to sens, a udział miasta w historii stawał się coraz bardziej istotny. Teraz to nie ma większego sensu, bo Rucka obrócił się na pięcie i wypiął tyłek w celu zaserwowania niewybrednego żartu. Problemy Dex z kawą mają co prawda źródło w tej utartej już, nowomodnej europejskości miasta, ale kryminalne zagrywki napędzane kofeiną nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, sprawdzałem. Scenarzysta uznał po prostu, że włochate hipstery fiksujące na temat kawy są zabawne i z ich pretensjonalności można zrobić satyrę. Historia oryginalnie wyszła w 2016 roku i już wtedy takie śmieszki miały pokaźną i niezbyt elegancko przystrzyżoną brodę.

W sumie nie byłby to taki dramat, gdyby trzeci tom nie podniósł moich oczekiwań. Z mrocznego, osobistego kryminału, w którym brak uroku głównej bohaterki faktycznie stał się częścią jej twardzielskiej osobowości i pomocą w rozwiązaniu emocjonalnie angazującej sprawy, przeszliśmy do absurdu. Rucka ponownie starał się podbić stawkę wydarzeń, wplatając w akcję rodzinę Dex, ale tym razem wcisnął ten dodatek na siłę, bez mleczka i w sumie, prawie do samego końca, wątek pozostaje odrębny od czysto zbrodniczej części fabuły. Tym gorzej, że połącznie tych nitek narracji trochę skopało przyjemnie przyziemny temat konfliktu rodzinnego, po taniości i dla sensacji wyłącznie. 

Lenistwo rysownika? A gdzie tam, to taki zabieg!

Wnioski zostały jednak wyciągnięte, bo jakiś procent usprawnień z poprzedniego tomu tu również znajduje miejsce. Dex to nadal irytująca cwaniara, ale Rucka chyba na dobre zorientował się, że kozacząca na prawo i lewo detektywka musi być przynajmniej minimalnie skuteczna. Narracja jest ułożona w łatwy do śledzenia sposób, akcja przeplata się z dobrze poprowadzonymi dialogami (na bzdurny temat, poza tymi rodzinnymi), a humor raczej nie żenuje. Taka równowaga czyni z czwartego tomu Stumptown lekką lekturę, niezależnie od ostatecznych wniosków na temat jakości historii. No i jest jeszcze Ansel, brat głównej bohaterki, złoty samorodek błyszczący urokiem i ciepłem w niespójnym i pozbawionym klimatu mroku świata przedstawionego. Żeby to chociaż było faktycznie noir, ale nie, jakiekolwiek ślady tego gatunku to tylko dziurawy i półprzeźroczysty filtr narzucony na niedzielny kryminał z Polsatu.

Oczekiwałem też więcej po rysowniku. Poprzednio było źle, ale zajawki czwartego tomu sprytnie ujęły kadry, na których Justin Greenwod zdaje się rozwijać artystycznie. Zachowuje na nich swój bazgrołowaty styl, ale wyraźnie awansuje pod względem skutecznej sekwencyjności i ukazywania ruchu na poszczególnych ujęciach. Po bogatszych tym razem tłach też widać, że ten facet naprawdę potrafi rysować. Tym bardziej irytuje przeważająca na wszystkich stronach niedbałość, bo pod tym względem nie poprawiło się nic. Twarze bohaterów przechodzą nieustanne, kuriozalne przemiany, czasem komuś się oko wyleje jak kiepsko pomalowanej figurce, a cudne auto Dex na każdym rysunku wygląda inaczej. Niekiedy nawet wychodzi przerażająco podobnie do moich kredkowych szkiców z podstawówki przedstawiajacych dziwne kształty geometryczne na krzywych kołach. Najgorzej jest z anatomią i nie może tu być mowy o stylizacji, Greenwood potrafi, ale mu się najczęściej nie chce i w efekcie co chwilę musimy patrzeć na stawy wyginające się w nienaturalny sposób (bez łamania kolan, kawiarska mafia hipsterów aż tak daleko się nie posuwa) i kończyny z gumy o zmiennej długości. Dobrze, że chociaż kolory ogarnął Ryan Hill – gdyby scenariusz był lepszy, dzięki jego robocie faktycznie mogłoby to trochę zacząć pachnieć deszczem, prochem strzelniczym i esencją zbrodni spływającą do rynsztoka.

Siostra Dex służy głównie udowodnieniu, że są w tej rodzinie bardziej irytujące postacie.

Witki mi opadły, ręcami po ziemi szuram. Nie wiem, jak tak zdolny scenarzysta potrafił stworzyć tak nijaką serię. Stumptown stara się robić wiele rzeczy i choć trzeci tom zapowiadał poprawę, czwarty udowadnia, że większość z tych starań jest nieskuteczna. Co gorsza, Rucka nie potrafił tu skupić się na elementach, które faktycznie mu wychodziły i dobrał sobie jeszcze do współpracy rysownika nie do końca rozumiejącego jeszcze różnicę między charakterystyczną kreską i rażącą niedbałością. Wierzę, że Greenwood potrafi dłubać ołówkiem lepiej i czeka go w tym medium przyszłość. Wierzę, że Rucka nie zagubił jeszcze swojego talentu i ma szansę stworzyć coś, co da mu możliwość capnięcia kolejnego Eisnera. Stumptown ostatecznie, choć tragicznym komiksem nie jest, zasługuje moim zdaniem jedynie na laur zmarnowanego potencjału.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Stumptown tom 4
Wydawnictwo: Mucha Comics
Scenariusz: Greg Rucka
Rysunki: Justin Greenwood
Tłumaczenie: Arek Wróblewski
Typ: komiks
Gatunek: kryminał
Data premiery: 02.07.2021
Liczba stron: 152
ISBN: 978-83-66589-46-9

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Dwa tomy serii, które chwaliłem praktycznie jedynie (i to też niezbyt mocno) za warstwę graficzną, potem trzeci tom robiący oczom krzywdę, ale za to powoli podnoszący się z kolan pod względem fabularnym – to jest właśnie ten misterny przepis na danie czytelnikowi nadziei. Na...Rypnęło się. Recenzja komiksu Stumptown tom 4
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki